The Washington Post uzyskał informacje na temat sporządzonej przez amerykańskie służby wywiadowcze analizy ukraińskiej kontrofensywy. Niestety obraz, który wyłania się z tego dokumentu, nie sprawi radości wrogom Rosji. Jak powiedziały dziennikowi osoby znające jego treść, analitycy przewidują, że Ukraińcy nie zdołają odbić Melitopola i przeciąć korytarza lądowego łączącego okupowany Krym z Federacją Rosyjską.

Analiza zwraca uwagę na skuteczność rosyjskiej obrony na tym kluczowym kierunku. Najcięższe walki toczą się obecnie w pobliżu wsi Robotyne, leżącej około siedemdziesięciu kilometrów na północny wschód od Melitopola. Teoretycznie korytarza nie trzeba przecinać właśnie tam, ale Melitopol stanowi atrakcyjny cel, ponieważ jest dużym węzłem komunikacyjnym, a jednocześnie leży daleko od Rosji, co utrudnia dostawy zaopatrzenia.



Na kierunku melitopolskim Moskale przygotowali trzy zasadnicze linie obrony, z do tego umocnili swoje pozycje w niektórych miejscowościach – między innymi w Tokmaku, leżącym na drodze z Robotynego do Melitopola – zamieniając je w swoiste twierdze rodem z pierwszej wojny światowej. Nikt nie miał wątpliwości, że okupanci przygotują silną, zintegrowaną obronę na newralgicznych odcinkach, ale jeszcze jesienią ubiegłego roku mało kto spodziewał się, że będzie ona aż tak skuteczna.

Pierwsze (amerykańskie sygnały, że należy tonować optymizm po zdumiewających sukcesach w obwodzie chersońskim i charkowskim, pojawiły się wczesną wiosną tego roku, wraz z ogromnym wyciekiem dokumentów opublikowanych przez Jacka Teixeirę na Discordzie. Znalazła się tam analiza o podobnym wydźwięku: przewidująca jedynie skromne zdobycze terytorialne na korzyść Ukraińców (już wtedy przewidywano, że głównym celem ofensywy będzie albo Melitopol, albo Mariupol).

Nie znaczy to jednak, iż cała przedsięwzięcie okaże się klęską, jeśli Ukraińcy nie zajmą Melitopola. Do zdobycia jest niebagatelna nagroda pocieszenia: przecięcie linii kolejowej wiodącej z Krymu przez Mołoczanśk i Tokmak do wschodniej części korytarza. Gdyby udało się to osiągnąć, logistyka Moskali w tej części okupowanej Ukrainy stanęłaby pod znakiem zapytania, musiałaby się bowiem opierać na transporcie drogowym.

F-16 dla Ukrainy

Znowu? Tak, znowu. Jak donosi Reuters, Stany Zjednoczone dały zielone światło przekazaniu Ukrainie „szesnastek” z zasobów holenderskich i duńskich sił powietrznych. Według źródeł agencji sekretarz stanu Antony Blinken poinformował już oba kraje, że gdy tylko piloci zakończą szkolenie, formalna zgoda na reeksport zostanie udzielona w trybie priorytetowym.

Jak pisaliśmy tydzień temu, najbardziej prawdopodobny termin wyszkolenia pierwszej grupy pilotów to lato przyszłego roku. Według The Washington Post pierwsza tura ma objąć zaledwie sześciu lotników, a kolejnych dwóch będzie rezerwowymi. Współgra to z doniesieniami serwisu Politico, według którego w Ukrainie jest ośmiu pilotów spełniających dwa podstawowe warunki: mają doświadczenie na samolotach naddźwiękowych (co pozwoli ominąć czasochłonną naukę podstaw rzemiosła lotniczego) i płynnie znają angielski.

Kolejnych dwudziestu pilotów może się pochwalić jaką taką znajomością angielskiego i ma niebawem udać się do Wielkiej Brytanii na kurs językowe. Poza tym Ukraińcy wybrali jeszcze kilku dodatkowych obiecujących pilotów, tak aby sformować dwie eskadry po szesnaście myśliwców.

Miesiąc temu minister obrony Ołeksij Reznikow ogłosił, że Ukraina zawarła porozumienie z jedenastoma krajami w sprawie szkolenia pilotów F-16 i personelu naziemnego. Szkolenie rozpocznie się w Danii, a w Rumunii ma powstać ośrodek szkoleniowy specjalnie na użytek Ukraińców.

Holandia i Dania wiodą prym w tak zwanej koalicji samolotowej, toteż nic dziwnego, że właśnie te kraje będą dostarczać Ukrainie swoje używane myśliwce. Wciąż jednak nie wiadomo, czy duńskie maszyny nie trafią jednak do Argentyny. Jak pisaliśmy w maju, w ubiegłym roku delegacja Fuerza Aérea Argentina odwiedziła Danię, aby wstępnie zapoznać się z myśliwcami i dowiedzieć się z pierwszej ręki, jak wygląda ich codzienna obsługa. Z kolei w lutym tego roku mieszana delegacja złożona z przedstawicieli duńskich i amerykańskich wojsk lotniczych oraz koncernu Lockheed Martin wizytowała bazę lotniczą Tandil, 260 kilometrów na południe od Buenos Aires.

Administracja Bidena chce, aby Kongres wyraził zgodę na sprzedaż Argentynie zarówno F-16, jak i samolotów patrolowych P-3 Orion z norweskich nadwyżek sprzętowych.

Szahedy

Wczoraj WaPo opisywał, jak Rosja dąży do produkcji na skalę masową irańskich samolotów pocisków Szahed-136 (noszących w Rosji nazwę Gieran’-2). Plany są ambitne: do lata 2025 roku w zakładach w Tatarstanie ma powstać 6 tysięcy Szahedów. Z dokumentów, do których uzyskali dostęp dziennikarze, wynika, że Moskale starają się unowocześnić technologię produkcji i zapewnić lepszą kontrolę jakości. Tamtejsi inżynierowie chcą również zmodernizować drony, tak aby zapewnić im możliwość działania w roju, ale to może się okazać (przynajmniej na razie) wyzwaniem ponad ich siły.

Analitycy z think tanku Institute for Science and International Security, którzy przyjrzeli się informacjom uzyskanym przez dziennik, szacują, że budowa zakładów jest opóźniona o miesiąc, a skala produkcji również nie spełnia założeń. Do tej pory mogło tam powstać zaledwie około 300 korpusów Gieranów – samych korpusów, nie kompletnych dronów. Oznacza to, że osiągnięcie poziomu 6 tysięcy w zakładanym terminie jest praktycznie niemożliwe. Niemniej wszystko wskazuje, że tempo produkcji samolotów pocisków w Rosji będzie wyższe niż w Iranie, co oznacza także większą skalę ich użycia w wojnie.

Już wcześniej wyszło na jaw, że do pracy przy produkcji dronów zmuszani są uczniowie z okolicznych szkół. Na domiar złego muszą pracować w warunkach urągających wszelkim standardom BHP, a słabi „pracownicy” są maltretowani.

Sytuacja na froncie

(Aktualizacja 19.10): Wieści z pierwszej linii spływają dziś wąziutkim strumieniem. Wiadomo, że trwają walki na linii Robotyne–Werbowe, a także wokół Urożajnego, około osiemdziesięciu kilometrów na wschód. Nie wiadomo, czy na tym pierwszym odcinku Ukraińcy odnotowali dziś jakieś wymierne postępy, ale na tym drugim – prawdopodobnie tak. Prokremlowskie kanały na Telegramie alarmują o postępach wojsk ukraińskich wzdłuż rzeki Mokri Jały do wsi Staromłyniwka.

New York Times, powołując się na anonimowe źródła w strukturach rządowych (officials – co w tym kontekście może oznaczać zgoła kogokolwiek pobierającego pensję od rządu federalnego), podaje, że liczba ofiar na polu walki, rannych i zabitych, po obu stronach wojny sięgnęła już blisko pół miliona. Według tych źródeł Moskale stracili 120 tysięcy zabitych i 170–180 tysięcy rannych, Ukraińcy zaś – odpowiednio 70 tysięcy i 100–120 tysięcy.

Odnotujmy również, że dziś nad ranem Moskwę znów odwiedziły ukraińskie UAV-y. Rosyjskie ministerstwo „obrony” poinformowało, że około godziny 4.00 czasu lokalnego zestrzelono jednego drona, który spadł przy Pobrzeżu Krasnopriesnienskim (na obrzeżach ścisłego centrum Moskwy) i poważnie uszkodził budynek handlowy. Nikomu nic się nie stało. Dronów było prawdopodobnie więcej, ale nie ma informacji o innych zniszczeniach.

Za to inny dron najwyraźniej wykonał swoje zadanie na piątkę. W Enerhodarze Ukraińcy zaatakowali szefów policji okupacyjnej podczas narady. Prawdopodobnie nikt nie zginął, ale kilku oficerów zostało ciężko rannych.

A na koniec – Ukraińcy opublikowali piękne zdjęcia haubicy 2S7 Pion działającej gdzieś na południowym odcinku frontu.

(Aktualizacja 23.55): Zakończymy dzisiejsze sprawozdanie wideoreportażem Jurija Butusowa nagranym w 59. Brygadzie. Opublikowany został przedwczoraj, ale jeśli ktoś go jeszcze nie widział – warto obejrzeć. To świetny, intensywny materiał, namacalny dowód na to, że Butusow (który na kilka dni przed wojną zasłynął uderzeniem w twarz podczas występu w telewizji prorosyjskiego polityka Nestora Szufrycza) jest jednym z najlepszych reporterów w Ukrainie.

25.OPDBr