Trzymał się daleko z tyłu, dopóki nie usłyszał, że nissan odjeżdża. Wtedy wyszedł z ukrycia i pobiegł do datsuna tak szybko, jak pozwalał mu na to sztucer i torba podróżna. Położywszy broń na sąsiednim fotelu, pochylił się w bok, żeby rzucić torbę podróżną na tylne siedzenie. Ta czynność prawdopodobnie ocaliła mu życie, ponieważ przednią szybę roztrzaskała kula karabinowa. Chwytając torbę i sztucer, wyskoczył na ziemię drzwiami po stronie pasażera i wczołgał się w zarośla.

Niemal natychmiast druga kula wbiła się w karoserię datsuna. Mason zorientował się, że jedyną możliwą kryjówką, z której widać jego samochód, jest skała wznosząca się nie dalej jak sto pięćdziesiąt metrów przed nim, po drugiej stronie wyschniętego koryta. Słońce nie dawało przewagi żadnej stronie, ale Mason był strzelcem wyborowym, a Hornet jego ulubioną bronią.

Strzelając pociskami tak małego kalibru, musiał trafić w głowę. Wycelował starannie w najbardziej prawdopodobne miejsce. Kilka sekund później zobaczył ciemną twarz i ramię w białej koszuli zaraz na lewo od punktu, w który celował. Przesunął lufę w bok i ułamek sekundy później nacisnął spust.
Sztucer był ustawiony na sto metrów, toteż 45-gramowy pocisk z wydrążonym czubkiem, o prędkości początkowej 730 metrów na sekundę, potrzebował sześciocentymetrowego odchylenia od celu. Po strzale zaległa cisza. Nie było żadnego ruchu. Mason zostawił torbę w zaroślach i pobiegł na drugą stronę koryta, przeładowując broń.

Zabity był Azjatą. Musiał przyjechać nissanem wraz z innymi. Mason wzdrygnął się. Zauważył, że kula weszła mniej więcej dwa centymetry wyżej od punktu, w który celował. Wymierzona w najcieńszą część czaszki, lewy oczodół, przebiła w efekcie gruby łuk brwiowy i weszła do mózgu.

Nie wyczuł pulsu w tętnicy szyjnej pod szczęką. Kropla krwi wypłynęła z rany i cienka strużka z jednego ucha, ale rany wylotowej nie było: kula, prawdopodobnie rozpryśnięta, tkwiła gdzieś w czaszce. Mason szybko przeszukał ciało, ale znalazł jedynie pióro Parker i pudełko z tytoniem. Zaczął się zastanawiać, czy pozbyć się ciała, czy próbować dogonić nissana, gdy nagle pojazd ukazał się ponownie przy najbliższym zakręcie koryta.
Nie wiedząc, czy tamci są uzbrojeni, Mason postanowił nie ryzykować. Wetknąwszy karabin Azjaty za skałę, pobiegł na zachód, oddalając się od wyschniętego koryta. Okrężną drogą zmierzał na równinę z kopcami, jedyną pewną osłonę w promieniu wielu kilometrów.

Nie ścigały go żadne kule, ale nie oglądał się za siebie, dopóki nie dotarł do kopca z ukrytą walizką. Lina przytwierdzona do stalowego sworznia znikała w szybie. Zanim zaczął schodzić, zobaczył, że trzej mężczyźni są już niedaleko.

System faladż został wymyślony w Persji około 400 roku przed naszą erą i wprowadzony w Omanie przed dwoma tysiącami lat. Kopaczy nazywano mukanat, „ludźmi morderców”, ponieważ wielu zabiły spadające skały lub uwalniające się gazy. Byli to często młodzi chłopcy, oślepieni po urodzeniu. Potrafili oni wyczuć z niesłychaną dokładnością, gdzie przebijać się przez litą skałę za pomocą prostych narzędzi, tak aby wąskie kanały biegły prosto i opadały tylko niedostrzegalnie, dzięki czemu woda mogła płynąć pod wpływem siły ciążenia. Niektóre faladżi miały 150 metrów głębokości i 80 kilometrów długości. Pod najgorętszymi pustyniami płynęła nimi woda, a straty powstające na skutek parowania były bardzo nieznaczne.

Od wypędzenia ostatnich perskich najeźdźców minęły stulecia, podczas których wiele faladżi, zwłaszcza mniejszych odgałęzień prowadzących do opuszczonych od dawna wiosek, zostało zaniedbanych i częściowo zasypanych. Mason nie mógł wiedzieć, jak daleko zdoła dotrzeć tym kanałem, ale w obecnych okolicznościach na pewno był bezpieczniejszy na dole niż na powierzchni ziemi.

Dotarł na dno kanału, a raczej do sterty odpadków i kozich szczątków sześć metrów niżej. Szyb miał tak małą średnicę, że wysoki mężczyzna mógł wspiąć się na górę bez pomocy liny. Mason zakładał, że inne szyby nie będą szersze. Skierował się na południe, świadom, że kanał powinien się stopniowo wznosić w miarę oddalania się od gór.
Natrafił na liczne obwały skalne, ale żaden nie zatarasował drogi całkowicie. Mason wiedział, że w omańskim systemie faladżi roi się od różnych gatunków żmij i węży wodnych, ale starał się skupić na innych rzeczach. Głośny krzyk lub strzał z karabinu mógł spowodować duży obwał skalny.

Chyba nikt za nim nie szedł. Spory kawałek za drugim szybem zatrzymał się i nasłuchiwał; zaklął cicho, kiedy w tunelu za sobą wyraźnie usłyszał grzechot kamieni. Zwiększył tempo i zabrnął w wodę po pas w miejscu, gdzie dno kanału się zapadło. Kawałek dalej i blisko trzeciego szybu głowa Masona, pochylona do przodu i w dół, nawiązała bolesny kontakt z ziemną ścianą.

Klnąc głośno, potarł czaszkę. W tym samym momencie poczuł nerwowy skurcz w żołądku, coś, czego rzadko doświadczał, ponieważ na szczęście miał niezwykle wysoki próg strachu. Powodem jego lęku był dźwięk szerszeni, wielu setek, brzęczących wściekle. Dwa lata wcześniej, na patrolu w centralnym Omanie, Mason był świadkiem bolesnej śmierci dwóch omańskich dziewcząt zaatakowanych przez górskie szerszenie w opuszczonej szopie. Gniazdo zwisało ze stropu jak gigantyczny odwrócony stożek błota. Pod wpływem tego wspomnienia padł na dno tunelu i zaczął się czołgać.