Rosja na progu wojny domowej? To prawdopodobnie nadmiar pesymizmu i optymizmu za jednym – nomen omen – zamachem. Ale jesteśmy świadkami pełnokrwistego buntu. „Kucharz Putina” Jewgienij Prigożyn rzucił wyzwanie swojemu pryncypałowi i w tym momencie wiele wskazuje, że tylko jeden z nich wyjdzie z tej awantury bez dodatkowego otworu w głowie. Wagnerowcy ruszyli na Moskwę, a siły zbrojne wraz z aparatem bezpieczeństwa (czy przynajmniej tą jego częścią, która jest lojalna wobec Putina) szykują się do obrony stolicy.

Stosunki między Wagnerowcami a wojskiem regularnym były napięte od samego początku udziału tych pierwszych w wojnie, ale istniały (w pewnym uproszczeniu) mniej więcej na takiej zasadzie, na jakiej napięte były stosunki między Wehrmachtem a SS w czasie drugiej wojny światowej – rywalizacja o wpływy polityczne nie przesłaniała wspólnego celu, który wyznaczał Führer. Przesilenie nastąpiło prawdopodobnie w krytycznym okresie bitwy o Bachmut, kiedy bojowcy Prigożyna przypisali sobie, trochę na wyrost, a trochę zasłużenie, chwałę zdobywców miasta.



Pozycja ministra „obrony” Siergieja Szojgu i szefa sztabu Walerija Gierasimowa osłabła, a Prigożyn poczuł się pewniej. Walka o władzę wykipiała poza mury Kremla około dwóch tygodni temu. Jak pisaliśmy w sprawozdaniu z 12 czerwca, ministerstwo „obrony” ogłosiło zamiar podpisywania kontraktów ze wszystkimi ochotnikami walczącymi po stronie Federacji Rosyjskiej. Miało to dotyczyć między innymi Grupy Wagnera, a nowe zasady miałyby obowiązywać już od 1 lipca. Nie trzeba geniusza, żeby zgadnąć, o co tu chodzi: o ograniczenie kontroli Prigożyna nad jego prywatną armią. Trudno sobie wyobrazić, żeby Szojgu zdecydował się na tak gwałtowny krok bez zgody Putina.

Prigożyn oświadczył, że prikazy i ukazy Szojgu dotyczą tylko pracowników ministerstwa i personelu sił zbrojnych, a CzWK Wagner nie będzie podpisywać z nim – Szojgu – żadnych kontraktów. Dalej Prigożyn pisze: „CzWK «Wagner» koordynuje działania z generałami z prawa i z lewa, z dowódcami pododdziałów, ma największe doświadczenie i jest wysoce efektywną strukturą. Niestety większość oddziałów wojskowych nie ma takiej sprawności, a właśnie dlatego Szojgu nie potrafi normalnie zarządzać formacjami wojskowymi”.

Równolegle pojawiły się przecieki, z których wynika, że Wagnerowcy kradli paliwo i że proceder miał ogromną skalę. W tym roku bojówkarze Prigożyna otrzymali aż 5924,5 tony benzyny, 7487,5 tony oleju napędowego i 306 ton paliwa lotniczego. Ale kiedy ministerstwo zażądało rozliczenia się z wykorzystania paliwa, ludzie Prigożyna kategorycznie odmówili. Wkrótce potem usłyszeliśmy podobne doniesienia na temat amunicji. Wcześniej Prigożyn skarżył się, że siły zbrojne blokują lub rozkładają dostawy dla jego oddziałów, ale najwyraźniej amunicja docierała na miejsce zgodnie z planem, tyle że Prigożyn ją sobie chomikował, zamiast wykorzystywać. Po co? Ano właśnie teraz widzimy, po co.



W ostatnich dwóch dniach Prigożyn wytoczył działa propagandowe: oznajmił bez ogródek, że napaść na Ukrainę była oparta na całkowicie sfabrykowanych przesłankach, i oskarżył siły zbrojne o zaatakowanie „żołnierzy” Grupy Wagnera na terytorium obwodu rostowskiego. Poprzysiągł też odwet na sprawcach tego ataku, nie na artylerzystach i lotnikach, ale na tych, którzy wydali im rozkazy. Bezpośredni wykonawcy rzekomo nie mieli pojęcia, kogo atakują.

Uderzył też w bardziej patriotyczne tony – chce się mścić na sprawcach zła i „ludobójstwa”, które spadło na Rosję. Tak, dobrze się rozumiemy: Prigożyn twierdzi, że Szojgu et consortes dokonują eksterminacji narodu rosyjskiego.

Wczoraj wieczorem rzecznik Putina Dmitrij Pieskow zadeklarował, że prezydent wie, jak wygląda sytuacja, i że podejmowane są niezbędne kroki. Równolegle Federalna Służba Bezpieczeństwa wydała nakaz aresztowania Prigożyna, który w tamtym momencie był już w Rostowie nad Donem i przejmował kontrolę nad miastem.

Tak w bardzo ogólnym zarysie wygląda tło obecnej sytuacji. A teraz najważniejsze pytanie brzmi: jak wygląda owa obecna sytuacja?

Nie ma wątpliwości, że bunt jest rzeczywisty, sprawa posunęła się dużo za daleko jak na mistyfikację (zresztą kto miałby być jej celem? Szeroko pojęty Zachód? Potencjalni wrogowie Putina w samej Rosji?). Siły bezpieczeństwa rozpoczęły zabezpieczanie Moskwy, a także Petersburga, gdzie Prigożyn prowadził interesy i potencjalnie może mieć sojuszników. Ustanowiono także szereg blokpostów na drodze wiodącej z Rostowa przez Woroneż do Moskwy i prawdopodobnie rozpoczęto odwoływanie pododdziałów z frontu w Ukrainie w celu obrony stolicy.

Rostów nad Donem to rdzeń zaplecza logistycznego dla sił rosyjskich walczących w południowej części Ukrainy. Dopóki most nad Cieśniną Kerczeńską stał nienaruszony, oddziały okupacyjne na Krymie i w obwodzie chersońskim mogły otrzymywać zaopatrzenie przez Krasnodar, ale obecnie prawie całość dostaw idzie „mostem lądowym”, a jego wschodnią częścią jest właśnie Rostów.

Wagnerowcy zabezpieczyli Rostów w ciągu kilku godzin i ruszyli w stronę Woroneża, leżącego mniej więcej w połowie drogi do Moskwy.



W praktyce Wagnerowcy mogą liczyć tylko na element zaskoczenia. Gdyby porwali się na otwartą wojnę domową, zostaną zmieceni z powierzchni ziemi, dysproporcja sił jest bowiem zbyt wielka. Prigożyn musi liczyć na to, że gwałtowność uderzenia i, trzeba przyznać, solidnie przygotowane zaplecze propagandowe pozwolą mu przełamać słabo zorganizowany opór lojalistów. Jego przeciwnikiem w tym momencie nie są regularne siły zbrojne, ale bezpieka – FSB i pretorianie z Federalnej Służby Ochrony. Jedni i drudzy dysponują wozami pancernymi i bronią przeciwpancerną, ale Wagnerowcy mają przewagę doświadczenia. Bezpieczniacy mogą więc pęknąć w starciu z frontowcami (naziolami i mordercami, owszem, ale jednak okrzepniętymi pod ogniem), tak jak Rosgwardziści pękali przy każdym kontakcie bojowym z ZSU w lutym i marcu ubiegłego roku.

Decydującą rolę może odegrać lotnictwo. Grupa Wagnera ma wprawdzie własne siły powietrzne, ale niewielkie i uzależnione w dużej mierze od regularnego zaplecza logistycznego. Zasadniczy komponent lądowy sił Prigożyna będzie więc zdany na łaskę i niełaskę lotnictwa rządowego. Zaczęło się w pewnym sensie dobrze – dziś pod Woroneżem rządowe samoloty zniszczyły kilka samochodów cywilnych, uznawszy je za pojazdy Wagnerowców.

Według informacji pojawiających się na dobrze zorientowanych kanałach Telegramu powiązanych z Wagnerowcami i bezpieką ministerstwo spraw wewnętrznych zorganizowało posiedzenie w trybie pilnym poświęcone sposobom obrony stolicy. Policja wyłapuje ludzi pracujących niegdyś dla Grupy Wagnera, nawet jeśli nie mieli z nią kontaktu od wielu lat. Niektórzy generałowie policji i służb bezpieczeństwa zastanawiają się podobno, jak przejść na stronę Prigożyna, nie tracąc przy tym życia, wiedzą bowiem, że ich ludzie nie są w stanie toczyć walki z Wagnerowcami.

Czy Prigożyn dąży do obalenia Putina?

Być może, ale jeśli tak, to oficjalnie nigdy się do tego nie przyzna – chyba że uda mu się zrealizować ten zamiar. Na razie bardzo ostrożnie dobiera słowa i prezentuje samego siebie jako zbawcę Rosji, chcącego uwolnić ją od niekompetentnych, skorumpowanych i zdradzieckich generałów i polityków. Polityków, rzecz jasna, z niższego szczebla niż fotel prezydencki. Tym sposobem zostawia sobie otwartą furtkę do dalszej współpracy z prezydentem.



Oczywiście po wywinięciu takiego numeru Putin już nigdy mu nie zaufa, ale może pozwoli mu żyć i zachować część wpływów, gdyż uzna, że potrzebuje swojego „kucharza” na froncie w Ukrainie. Zwłaszcza jeśli Ukraińcy wykorzystają okazję i przełamią front gdzieś w obwodzie zaporoskim, może nawet przetną korytarz lądowy na Krym. Wówczas trzeba będzie gasić pożar. I w takiej sytuacji Prigożyn ze swoimi najemnikami może się jeszcze przydać, ale tylko jeśli na zewnątrz będzie stuprocentowo lojalny wobec kremlowskiego watażki. W takiej sytuacji mógłby za jakiś czas podjąć kolejną próbę, zwłaszcza jeżeli jego potencjalni sojusznicy będą usytuowani na stanowiskach, z których będą mu pomóc.

Ale przecież Putin o tym wie. Czy Prigożyn może być  a ż   t a k  mu potrzebny? A może gdzieś w tle rolę odegrał wątek afrykański? Dla podupadającej rosyjskiej gospodarki dostęp do afrykańskich złóż naturalnych może być jedyną nadzieją na przetrwanie, a zabezpieczanie tego dostępu do w dużej mierze zadanie Wagnerowców.

Nie wiadomo, co postanowią inni rosyjscy prominenci. Na razie nie widać oznak rozprężenia wśród ministrów i szefów struktur siłowych. Nie wiadomo też, co poczną kadyrowcy.

Na korzyść Wagnerowców na pewno przemawia jedno: większość z nich nie ma już nic do stracenia albo wkrótce nie będzie mieć. Ich szef może jeszcze jakoś uratować skórę, w ostateczności może spróbować uciec do innego kraju i tam sprzedać zawartość własnej pamięci w zamian za ochronę. Dla szeregowych bojowników – gdy już dojdzie do otwartej konfrontacji zbrojnej – brak zwycięstwa będzie oznaczał albo natychmiastową egzekucję lub dożywocie w łagrze, albo co najwyżej odroczenie egzekucji na czas stabilizowania frontu w Ukrainie.

Pamiętajmy wszakże o jednym: Prigożyn to też zbrodniarz. Może wprost nazista, a może tylko człowiek umiejętnie wykorzystujący kontakty z nazistami – co z moralnego punktu widzenia nie powinno stanowić różnicy. Nazistą jest z pewnością Dmitrij Utkin, który podobno dowodzi kolumną prącą na stolicę. Z perspektywy Ukrainy zmiana na szczycie nie przyniesie żadnej wyczuwalnej poprawy. Może nawet przyniesie jeszcze więcej cierpienia, gdyż Prigożyn – w przeciwieństwie do Putina – może być skłonny posunąć się jeszcze dalej w imię zwycięstwa. Na przykład do użycia broni masowego rażenia.

Aktualizacja (19.50): Mniej więcej w czasie, kiedy kończyliśmy przygotowywanie dzisiejszego sprawozdania, pojawiła się wiadomość o prawdopodobnym wstrzymaniu marszu na Moskwę. Prigożyn oświadczył, że przyjął propozycję mediacji wysuniętą przez Alaksandra Łukaszenkę i będzie dążył do deeskalacji napięć. Wkrótce potem oznajmił, że Grupa Wagnera nie chce rozlewu rosyjskiej krwi i powraca do baz polowych.



Ze słów Prigożyna wynika, że buntownicy podeszli do Moskwy na niespełna 200 kilometrów, co dowodzi, że nie napotkali na trasie żadnego zorganizowanego oporu. Burmistrz Moskwy Siergiej Sobianin ogłosił już wcześniej, że poniedziałek (26 czerwca) będzie dniem wolnym od pracy dla osób niewykonujących zawodów o najwyższym znaczeniu.

Wciąż jednak nie mamy pełnego obrazu sytuacji. Nie wiemy, jakie gwarancje bezpieczeństwa dostał Prigożyn, nie wiadomo, czy Wagnerowcy oddadzą siłom rządowym kontrolę nad Rostowem (w którym zaczęli już przygotowywać umocnienia na wypadek, gdyby trzeba było toczyć bitwę o miasto). Nie wiadomo też, czy deal ma błogosławieństwo Putina czy też został zawarty ponad jego głową przez władców aparatu bezpieczeństwa. Być może to oni zgodzili się poświęcić Szojgu i Gierasimowa (a Putin nie będzie miał innego wyboru, jak tylko dać zielone światło) na rzecz, na przykład, Sirgieja Surowikina w roli szefa sztabu? Byłby on potencjalnie dobrym kandydatem kompromisowym. Z jednej strony wczoraj wzywał Wagnerowców do wykonywania rozkazów prezydenta, ale z drugiej ma bliskie kontakty z Prigożynem i niektórzy analitycy przewidywali, że jeśli zamach stanu się rozwinie, to właśnie Surowikin będzie pierwszym generałem, który wesprze puczystów.

Aktualizacja (20.50): Powiązany z dowództwem sił powietrznych kanał Fighterbomber opublikował listę strat rosyjskiego (rządowego) lotnictwa w trakcie marszu Wagnerowców na Moskwę: trzy śmigłowce walki radioelektronicznej Mi-8MTPR-1, jeden „zwykły” Mi-8, jeden Ka-52, jeden Mi-35, a także jeden samolot dowodzenia Ił-22 (WZPU, czyli wozdusznyj punkt uprawlenija). W tym ostatnim zginęła ośmioosobowa załoga.

Zastanawiające jest to, jak duży odsetek strat stanowią maszyny wysoce wyspecjalizowane i normalnie działające z dala od każdej „gorącej” strefy. W wojnie z Ukrainą Mi-8MTPR działają nad własnym terytorium, poza zasięgiem nieprzyjacielskiej obrony przeciwlotniczej, i nie przeszkadza im to w wykonywaniu zadań. W przypadku latającego stanowiska dowodzenia jest to tym bardziej zdumiewające.

Co się zaś tyczy Iła-22, poniższe nagranie nie przedstawia tej maszyny. Ił-18 (którego wariantem jest Ił-22) to samolot czterosilnikowy. Ten tutaj ma dwa silniki.



Aktualizacja (22.35): Rzecznik Putina Dmitrij Pieskow ujawnił warunki porozumienia z Prigożynem. Akt oskarżenia wobec samego Prigożyna zostanie wycofany, a on sam wyjedzie na Białoruś. Wagnerowcy, którzy brali udział w buncie, nie będą pociągnięci do odpowiedzialności, a ci, którzy udziału nie brali, podpiszą kontrakty z ministerstwem „obrony” – zgodnie z pierwotnym planem Szojgu. Na razie nie wiadomo, czy dojdzie do jakiegokolwiek przetasowania na szczycie.

Rządowa agencja prasowa RIA Nowosti pokazała, jak Prigożyn opuszcza zajętą wcześniej kwaterę główną Południowego Okręgu Wojskowego w Rostowie nad Donem. Według RIA Wagnerowcy wkrótce wrócą do baz w okupowanym obwodzie ługańskim.

Aktualizacja (23.20): Jednym ze wspomnianych wyżej interesów Prigożyna w Petersburgu jest hotel Trezzini Palace. Dziś policja przeszukała biura szefa Wagnerowców znajdujące się w tym przybytku. Co znaleziono? Pistolety i rewolwery, sztabki złota, dolary, a także dwa paszporty, w tym jeden na nazwisko Władimir Bobrow.

Aktualizacja (25 czerwca): Jeszcze jeden, ostatni już dopisek. Pojawiło się zdjęcie wraku Iła-22. Numer boczny RA-75917 zgadza się z typem samolotu. Natomiast wokół zamieszczonego wyżej filmiku od wczoraj toczy się na Twitterze zażarta dyskusja – widać tam dwa silniki czy jednak cztery? Naszym zdaniem mimo wszystko dwa, ale najpewniej to złudzenie optyczne wywołane niską jakością nagrania, nie ma bowiem informacji o tym, aby Rosjanie utracili jakikolwiek dwusilnikowy samolot transportowy.

kremlin.ru