Z okazji zakończenia kolejnego etapu remontu zabytkowej fortecy, która niegdyś strzegła wejścia do portu w Gdańsku, 16 kwietnia w pobliżu budowli zorganizowano inscenizację bitwy z udziałem grup rekonstrukcyjnych.
Chociaż dla potrzeb mediów i widowni określono jej położenie w czasie na rok 1807, czyli moment zdobycia Gdańska przez idące na wschód wojska napoleońskie, w rzeczywistości odtwarzane wydarzenie nie miały wtedy miejsca. Chociaż nie znaczy to, że zostały całkowicie zmyślone, bo próby wdarcia się wrogich okrętów do portu rzeczywiście zdarzały się, o czym widownia mogła usłyszeć od doktora historii z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, który profesjonalnie i z humorem komentował całą inscenizację.
Impreza była nagłośniona w lokalnych mediach, co w połączeniu z piękną tego dnia pogodą przyciągnęło nad Martwą Wisłę wielu mieszkańców Trójmiasta. Jak to zwykle w tego typu przypadkach bywa, zawiodła nieco organizacja, choć to bardziej wina samych odwiedzających i ich kultury osobistej niż organizatorów. Przykrym incydentem był wypadek, do jakiego doszło już po inscenizacji, kiedy to jednemu z uczestników rekonstrukcji wybuchł proch, raniąc go w takim stopniu, że do szpitala musiał być przetransportowany śmigłowcem ratowniczym. Pierwsze doniesienia wskazywały, że sam jest sobie winień, ponieważ palił w pobliżu tego prochu papierosa i to miało być przyczyną wybuchu, okazało się jednak, że człowiek ten… w ogóle nie pali.
Wracając do samej inscenizacji, polegała na odtworzeniu sytuacji, w której ucharakteryzowany na fregatę – wożący na co dzień turystów – statek próbował pod przykrywką neutralnej bandery dostać się do Gdańska i zabrać stamtąd złoto, by nie wpadło w ręce Napoleona. Podczas kontroli celnej dokonywanej przez załogę twierdzy prawda wyszła na jaw i rozpoczęła się bitwa, by nie dopuścić okrętu Royal Navy do wdarcia się do portu. Walka była zażarta, strzelano ze wszystkich luf i nikt nie szczędził amunicji. Było dużo huku i dymu, pociski wpadały do wody dookoła okrętu, a ten manewrował, by uniknąć trafień, i sam odgryzał się Francuzom wspomaganym przez Polaków. Długo się opierał, jednak w końcu angielski kapitan wywiesił białą flagę i poddał jednostkę obrońcom. Całość wywarła na oglądających bardzo pozytywne wrażenia, a najbardziej podobało się oczywiście dzieciom.
Drugą część imprezy stanowił rozlokowany na placu w Nowym Porcie, tuż obok przeprawy promowej, średniowieczny piknik. Kupcy rozłożyli kramy, prezentowano ówczesne uzbrojenie – nie tylko broń białą, ale i hakownice czy balistę. Każdy mógł wybić sobie monetę z wizerunkiem władcy czy spróbować sił w strzelaniu z łuku. Największą widownię gromadziły jednak turnieje rycerskie w różnych konkurencjach, które większość naszych Czytelników zna zapewne z gier FPS: deathmatch czy capture the flag. Czasy średniowiecza nigdy mnie jakoś nie fascynowały, ale wyglądało to naprawdę fajnie i zarówno publiczność, jak i rekonstruktorzy świetnie się bawili. Bezkonkurencyjna była drużyna ze szkoły fechtunku Fabryka Świń.
Pomimo małych niedociągnięć i feralnego wypadku imprezę należy uznać jak najbardziej za udaną. Co prawda nie ma sygnałów o organizacji podobnych przedsięwzięć w przyszłości, ale patrząc na rosnącą popularność rekonstrukcji historycznych, duże zainteresowanie publiczności już przy pierwszej edycji i faktu, że jest to doskonała promocja dla Gdańska wśród turystów, można mieć nadzieję, że odnowiona Twierdza Wisłoujście będzie gościła jeszcze niejedną podobną imprezę. Można by jedynie rozważyć zmianę terminu na bardziej wakacyjny bądź w okolicy długiego weekendu majowego, aby przyciągnąć więcej gości z całego kraju.
PS. Według dostępnych w internecie informacji przyczyną wypadku z prochem miałby być niefortunnie zdmuchnięty przez wiatr kawałek żaru, nie z papierosa jednak, ale z lontownicy.
