5 listopada Galapagos Films wypuścił na rynek ekskluzywne wydanie DVD i Blu-Ray miniserialu HBO „Pacyfik”. Nazwać go można bliźniaczym serialem wcześniejszej „Kompanii Braci”, producentami obu byli Steven Spielberg i Tom Hanks. „Pacyfik” nakręcono na podstawie książek – wspomnień dwóch żołnierzy Amerykańskiego Korpusu Piechoty Morskiej, którzy walczyli podczas II wojny światowej z Japończykami na wyspach Oceanu Spokojnego.
Oglądając tę nową wojenną produkcję, próbując ją ocenić i omówić, nie sposób uniknąć porównań do wspomnianej „Kompanii Braci”. Wcześniejszy miniserial przedstawiał lądowanie w Normandii (ściślej mówiąc: lądowanie na spadochronach) żołnierzy ze 101. Dywizji Powietrznodesantowej i ich późniejszy szlak bojowy aż do końca wojny. W „Pacyfiku” producenci położyli główny nacisk na przedstawienie losów grupy żołnierzy z 1. Dywizji USMC. Walki Amerykanów na Pacyfiku są w europejskiej historiografii przedstawione dość ogólnikowo. Dla nas, Europejczyków, liczyła się wtedy walka z hitlerowcami w Europie. To faszystowskie Niemcy były głównym wrogiem i na tym uwagę skupili nie tylko historycy, ale także pisarze i filmowcy. Natomiast dla Amerykanów to właśnie walki na Pacyfiku miały największe znaczenie i to te wydarzenia są szczególnie pielęgnowane w ich zbiorowej pamięci.
Atak na Pearl Harbor, wydarzenie, po którym Stany Zjednoczone przystępują z całym impetem do wojny, to fakt dość szczególny w historii Ameryki. Była to bezpośrednia napaść na terytorium Stanów Zjednoczonych i do niego przyrównywane są również ataki z 11 września 2001. We współczesnej kinematografii walki na Pacyfiku przedstawiono w „Cienkiej czerwonej linii” Terrence’a Malicka, produkcji nadzianej hollywoodzkimi gwiazdami jak porządne ciasto rodzynkami. Niestety, wypiek ten polano mdłym, powodującym zgagę sosem, po którym najchętniej poszlibyśmy spać i jak najszybciej zapomnieli o tym obrazie. Ale to oczywiście moja subiektywna opinia.
Co w takim razie zaserwowano nam w miniserialu HBO? Jak wspomniałem, trudno uciec od porównań z „Kompanią…”. W bezpośredniej konfrontacji „Kompanii…” i „Pacyfiku” większość tych, którzy widzieli oba seriale, stawia na „Kompanię…”. Zaliczam się do nich i ja. Nie oznacza to bynajmniej, że nowa produkcja Spielberga i Hanksa jest zła czy mało interesująca. Zaletą „Kompanii…” i jej główną przewagą nad „Pacyfikiem” jest chyba to, że po prostu była pierwsza. Wcześniej nie mieliśmy podobnych obrazów, znakomicie wyprodukowanych miniseriali wojennych, realistycznych i krwawych. Krwawych, ale nie epatujących niepotrzebną przemocą. „Kompania…” była kamieniem milowym we współczesnych produkcjach telewizyjnych pokazujących wojnę taką, jaka jest, pokazujących, co wojna robi ze zwykłych młodych chłopaków, jak destrukcyjnie wpływa na ich psychikę. Żołnierza pokazano w niej nie jako nadludzkiego bohatera, ale jako zwykłego człowieka z krwi i kości, istotę ze wszystkimi swoimi słabościami i strachem przed śmiercią i cierpieniem, zdolną mimo wszystko w chwilach największego zagrożenia wykrzesać z siebie resztki heroizmu i człowieczeństwa. Pod tym względem oba seriale niewiele się różnią.
Różnicą jest, niestety na niekorzyść „Pacyfiku”, inny zabieg producentów, a mianowicie odejście od formuły zastosowanej – moim zdaniem z powodzeniem – w „Kompanii…”. Głównym bohaterem każdego jej odcinka był inny żołnierz Kompanii E 101. Dywizji Powietrznodesantowej. Zastosowanie takiego manewru spowodowało, iż widz bardziej niż kiedy indziej związywał się emocjonalnie z bohaterem. Pod koniec znaliśmy z imienia, nazwiska lub pseudonimu prawie każdego żołnierza z „Easy Company”. A kiedy któryś z głównych bohaterów został ciężko ranny i wycofany z pierwszej linii frontu (a tym samym z serialu), w pewien sposób odczuwaliśmy jego brak. W „Pacyfiku” wyraźnie tego brakowało. Gdy już zaczęliśmy kojarzyć i rozpoznawać poszczególne twarze, ich właściciele ginęli lub zostawali ciężko ranni. Na ich miejsce scenarzyści przypisywali kolejnych żołnierzy, do których musieliśmy się przyzwyczajać od nowa. Moim zdaniem, brak takiego jednoznacznego i rozpoznawalnego bohatera, nawet jeśli są nim żołnierze jednej kompanii (jak w „Kompanii braci”), jest ewidentnym mankamentem „Pacyfiku”.
„Kompania braci” ma jeszcze jedna przewagę nad „Pacyfikiem”, być może niewielką i mało znaczącą. W „Kompanii…” mieliśmy różnorodność krajobrazów, miast (co prawda zrujnowanych), otwartych równin, gór, pór roku i państw. W „Pacyfiku” mamy i owszem piękne widoki – plaże, palmy, las tropikalny – ale mimo wszystko przez dziesięć odcinków oglądamy to samo. Rajskie wyspy, na które zawitało prawdziwe piekło. Brak różnorodności i pewnego rodzaju monotonia to moim zdaniem minus „Pacyfiku”. Lecz z drugiej strony, zestawienie rajskiej plaży i krwawej jatki robi czasami piorunujące wrażenie.
Plusem jednej i drugiej produkcji jest niewątpliwie aktorstwo. Zarówno do „Kompanii…”, jak i do „Pacyfiku” producenci zatrudnili młodych, mało znanych szerszemu gronu aktorów młodego pokolenia. Według mnie na szczególną uwagę zasługują James Badge Dale jako starszy szeregowy Robert Leckie i Rami Malek jako szeregowiec Merriell „Snafu” Shelton. Jamesa Dale’a możemy przypomnieć sobie jako Chase’a Edmunda z jednej z serii znakomitego serialu „24”, gdzie grał u boku Kiefera Sutherlanda. Więcej kłopotów nastręczyło mi przypomnienie sobie, skąd znam twarz – trzeba przyznać, że zapadającą w pamięć – Ramiego Maleka. Po długim namyśle i nieocenionej pomocy pewnej wyszukiwarki internetowej przypomniałem sobie o całkiem zabawnym sitcomie „Domowy Front”, gdzie grał młody Malek. Z jego filmowej biografii wynika także, że pojawił się w modnej ostatnio sadze o wampirach „Zmierzch” oraz że poszedł w ślady Jamesa Dale’a i zagrał w ostatniej części „24”.
Teraz może kilka kwestii technicznych. Zarówno wersja DVD, jak i Blu-Ray jest wydana w bardzo gustownej metalowej skrzyneczce. Po otwarciu mamy w środku rozkładaną wkładkę z 6 płytami, na których oprócz 10 odcinków serialu znajdują się interesujące dodatki. Z nich dowiemy się czegoś więcej o losach autentycznych bohaterów serialu, obejrzymy reportaż z planu i historyczny dokument o przedstawionych wydarzeniach. Blu-Ray uzupełniono o przewodnik po polu bitwy, animowane mapy, wywiady z historykami i weteranami oraz historyczne materiały filmowe, zdjęcia itp. Jednym słowem, to wydawnictwo powinien mieć w kolekcji każdy miłośnik filmowej historii II wojny światowej.
Podsumowując, „Pacyfik” to bardzo dobrze zrealizowany miniserial nawiązujący do wcześniejszej „Kompanii braci”. Jest udany mimo kilku drobnych odstępstw, moim zdaniem na gorsze, od bardzo dobrej „Kompanii…”. Jednak pomimo paru mankamentów należy obejrzeć ten serial, nie tylko dlatego, żeby zobaczyć prawdziwą wojnę, która toczyła się z dala od europejskiego teatru wojennego, lecz także dlatego, że jest to film dobrze zrealizowany, wyprodukowany i zagrany. Poza tym doskonale wydana wersja DVD i Blu-Ray zachęca aby mieć tę produkcję HBO na własność.