Amerykański oddział komandosów Delta Force jest jedną z najbardziej znanych jednostek tego typu, a równocześnie jedną z najbardziej otoczonych tajemnicą. Popularność na świecie przyniosła mu seria filmów o tym samym tytule i kilka odsłon gry komputerowej, gdzie wcielamy się w żołnierza tego oddziału. Z drugiej strony ilu Czytelników tak na szybko, z pamięci potrafiłoby wymienić więcej niż 2–3 operacje, w których Delta Force brała udział? Próba uwolnienia zakładników w amerykańskiej ambasadzie w Iranie, polowanie na SCUD-y w czasie Pustynnej Burzy, ochrona VIP-ów na Haiti w 1994 roku, gdzie współpracowała z polskim GROM-em, a dalej? Książka Erica Haneya rzuca nowe światło na ten doborowy oddział.
Książka jest bardzo podobna do wydanej jakiś czas temu przez to samo wydawnictwo „Przetrwałem Afganistan”, tyle że tam mieliśmy do czynienia z oddziałem komandosów marynarki Navy SEALs, a tutaj mamy Deltę. Podobnie jak tamta, ta również została napisana przez byłego żołnierza tej jednostki, co zapewnia sprawdzone informacje i najlepsze możliwe źródło wiedzy. Eric Haney początkowo służył w Rangersach, aby później stać się jednym z założycieli nowo tworzonego oddziału komandosów. Brał udział w pierwszej selekcji, a następnie przez kilkanaście lat był operatorem – tak również w Polsce nazywa się żołnierzy jednostek specjalnych – Delty. Dzięki temu mamy możliwość przeczytać nie tylko o historii jego powstania, ale również poznajemy codzienną służbę w takim oddziale.
Wszystko to znajdziemy w książce – począwszy od politycznego procesu i uwarunkowań, które stały za decyzją o utworzeniu oddziału, przez opis pierwszego naboru, proces szkolenia i osiągnięcie gotowości operacyjnej, a na opisie operacji, w których autor brał osobiście udział, kończąc. Celowo podkreślam, że tylko tych, w których brał udział sam autor, ponieważ przeprowadzono ich znacznie więcej, ale wiele ciągle jest tajnych, a ponadto jak pisze Haney, zasadą było, że koledzy znikali, a po powrocie nikt się ich nie pytał gdzie byli i jakie zadanie wypełniali.
O ile proces selekcji jest dość dobrze znany zainteresowanym tematem, dzięki wielu książkom i grze terenowej organizowanej przez majora Arkadiusza Kupsa, o tyle proces szkolenia wewnątrz danej jednostki – czy jest to GROM, SAS czy Delta Force – poza ogólnymi przetrawionymi przez cenzurę i rzecznika prasowego informacjami jest nadal otoczony mniejszą bądź częściej większą tajemnicą. Niewiele dowiemy się nawet z fachowych opracowań takich jak recenzowane u nas „Zagadnienia fizycznej walki z zagrożeniami terrorystycznymi”, gdzie wprawdzie znajdziemy pewne informacje, ale u Haneya jest ich zdecydowanie więcej. Chociaż wszyscy wiemy, że żołnierze oddziałów takich jak Delta są wyszkoleni najlepiej na świcie, dopiero lektura tej książki uświadamia, jak wszechstronne, skomplikowane i kosztowne jest to szkolenie. Dla mnie to rozdziały poświęcone formowaniu, treningowi i przygotowaniu operacyjnemu były najciekawsze i dostarczyły najwięcej nowych informacji o funkcjonowaniu tego typu oddziałów.
Ale i we wspomnieniach z misji znajdziemy wiele ciekawego. Autor prezentuje szeroki wachlarz możliwości wykorzystania doborowego oddziału – od ochraniania ważnych osobistości i budynków jak choćby amerykańskie ambasady w bardziej zapalnych rejonach świata, przez zwalczanie partyzantki, wspieranie armii sojuszniczych w organizowaniu i szkoleniu podobnych oddziałów, aż po zadania, z których szczególnie kojarzymy oddziały komandosów – odbijanie zakładników i szturmy na strategiczne cele przeciwnika. Każdy z rodzajów operacji przedstawiono nam w książce. Wiąże się z nimi jeszcze jeden, rzadko wspominany aspekt – uwikłanie w politycznie gierki poszczególnych urzędów i służb. Tak jak piechota morska nazywana jest wojskiem Departamentu Stanu, na podstawie lektury można odnieść wrażenie, że Delta Force często była chłopcami od brudnej roboty dla CIA, co nie zawsze wychodziło jej na dobre i nie spotykało się z aprobatą żołnierzy, którzy jednak wypełniali rozkazy najlepiej jak umieli.
Eric Haney był żołnierzem, uczestniczył w wielu akcjach bojowych, ale oprócz umiejętności czysto wojskowych natura nie poskąpiła mu też talentu pisarskiego. No tak, byle kogo do Delty nie przyjmują. Dzięki temu książka ma nie tylko ogromną wartość merytoryczna, ale też świetnie się czyta. Autor nie szczędzi anegdot i potocznego języka, dzięki czemu pochłania się stronę za stroną. Przy okazji za wierne oddanie charakteru autora pochwalić należy tłumaczkę Katarzynę Matejczyk-Wykę. Zresztą równie dobrze spisała się reszta ekipy z wydawnictwa Inne Spacery. Mimo że książka wydana jest prosto, bez żadnych dodatków, a jedynie zdjęcie znajduje się na okładce, całość wygląda naprawdę dobrze.
„Delta Force” stanowi pozycję jak najbardziej wartą zainteresowania. Stanowi cenne uzupełnienie dotychczas wydanej w Polsce literatury tematu, łącząc duży ładunek merytoryczny i wciągający sposób narracji, dzięki czemu mamy do czynienia po prostu z bardzo dobrą książką.