Jubileusz 600-lecia bitwy pod Grunwaldem stał się pretekstem do wydawania publikacji związanych z jedną z największych bitew średniowiecznej Europy. Obok publikacji stricte historycznych nie brakuje też powieści. Przykładowo, dla fanów fantastyki pojawił się w księgarniach trzytomowy cykl krzyżacki Dariusza Domagalskiego (w którym zmagania polsko-litewsko-krzyżackie obficie podlano kabalistycznym sosem) i „Wieczny Grunwald” Szczepana Twardocha (alternatywna wersja historii sprzed sześciu wieków, nazwana przez krytyka i wydawcę Pawła Dunin-Wąsowicza „najbardziej intrygującą powieścią roku”). Swoje trzy grosze (a może raczej szelągi) dorzucił także Jacek Komuda, przekornie „Krzyżacką zawieruchę” poświęcając nie grunwaldzkiej wiktorii, ale batom, które polscy rycerze dostali od zaciężnych wojsk krzyżackich w bitwie pod Chojnicami w 1454 roku, na początku wojny trzynastoletniej.

Z kolei wydawnictwo Zysk i S-ka zaproponowało czytelnikom powieść Roberta Borkowskiego „Serce Zakonu”. Akcja książki – jak sam tytuł wskazuje – toczy się w Malborku, stolicy państwa krzyżackiego, skąd na spotkanie z koalicją polsko-litewską wyrusza zakonna armia, wspierana przez rycerskich gości z całej Europy. Główny bohater Eberhard von Hohendorf, młody rycerz Zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, zostaje wyznaczony przez wielkiego mistrza do obrony zamku w przypadku ewentualnej porażki Krzyżaków i oblężenia malborskiej twierdzy. Dodatkowo zostaje mu powierzone zadanie strzeżenia największej tajemnicy Ulricha von Jungingen. Nieoczekiwanie dla Krzyżaków, ich armia przegrywa pod Grunwaldem, a Eberhard wpada na trop spiskowców, których celem jest opanowanie zamku i oddanie go w ręce zbliżającym się wojskom Jagiełły. Jakby tego było mało, Hohendorf zakochuje się i musi wybierać między lojalnością do Zakonu, a miłością do pięknej… nierządnicy.

Akcja powieści toczy się w miarę szybko. Obok postaci fikcyjnych, jak sam główny bohater, pojawiają się również nazwiska dobrze znane z historii. Autor stara się unikać sienkiewiczowskiej wizji dziejów – zarówno Krzyżacy, jak i wojowie spod biało-czerwonego sztandaru mają grzechy na sumieniu. Borkowski dba o zgodność historyczną, choć nie musi, bo to obowiązek historyka, a nie pisarza (można przyczepić się do szczegółów – trudno zgodzić się ze stwierdzeniem, że Zantyr był swego czasu drugim najważniejszym grodem książąt pomorskich; biskup kujawski Jan Kropidło dotarł na zamek w Malborku już dwa dni po Grunwaldzie nie z Tczewa – jak pisze autor – ale z Subków pod Tczewem, gdzie biskupi z Włocławka mieli obronny dwór).

Dokładne opisy wyglądu malborskiego zamku, relacji polsko-krzyżackich czy też metod walki w średniowieczu niektórych czytelników mogą zrazić, innym pozwolą lepiej zrozumieć tło opisywanych wydarzeń. Moim zdaniem tego typu nawet kilkustronicowe przerywniki po pierwsze niepotrzebnie spowalniają akcję, a po drugie za książki o takiej tematyce zabierają się osoby, które wiedzą doskonale kim był knecht albo skąd wziął się przydomek króla Władysława Łokietka. Irytują sztywne dialogi, pełne pompatycznych zwrotów. Autor niepotrzebnie wtrąca obok nowożytnych słów archaizmy: zawżdy, azaliż, przeto, snadź… Porywając się na taką stylizację powinien być konsekwentny – bohaterowie powinni mówić tylko płynną staropolszczyzną (co jest bardzo trudne do odtworzenia) lub w całości współczesnym językiem, co z pewnością byłoby wygodniejsze dla czytelnika.

Największym minusem powieści jest dla mnie główny bohater. Eberhard nie wzbudził we mnie żadnych uczuć. Pomimo że pomysł na intrygę będącą kręgosłupem powieści Borkowski miał dobry, przygodom von Hohendorfa przyglądamy się bez emocji, z wyjątkiem politowania nad nieudolnie prowadzonym śledztwem – bohater dwukrotnie w głupi sposób prawie daje się zabić, gubi tropy, nadmiernie ufa słowom przepytywanych osób, a przygodnie napotkanej dziewczynie wyjawia największą tajemnicę wielkiego mistrza.

Podsumowując, „Serce Zakonu” nie rzuca na kolana. Autorowi należy jednak oddać to, że Wielką Wojnę 1409–1411 pokazał oczami przegranych, a nie zwycięzców, którzy – jak wiadomo – piszą historię. Fani wszystkiego co średniowieczne powinni być zadowoleni. Polityczna sensacja ze szczyptą kryminału i romansu, a wszystko to w gotyckim anturażu malborskiego zamku? Tego na polskim rynku wydawniczym chyba jeszcze nie było…