Wydalenie rwandyjskiego ambasadora z Kinszasy 29 października zapoczątkowało kryzys, który może doprowadzić do wybuchu kolejnej wojny w Afryce Wschodniej. Działanie rządu Demokratycznej Republiki Konga spowodowane było oskarżeniem Kigali o aktywne wspieranie bojowników M23 działających na wschodzie kraju. Sytuacja szybko stała się na tyle poważna, że zmusiła do działania Wspólnotę Wschodnioafrykańską (EAC) – organizację zrzeszającą państwa regionu. Szybko podjęła ona decyzję o powołaniu wspólnych sił wschodnioafrykańskich i wysłaniu ich do walki przeciwko partyzantom. Sytuacja w DRK jest jednak na tyle niestabilna, że tego rodzaju inicjatywa może nie rozwiązać problemów i wręcz stać się wstępem do trzeciej wojny kongijskiej.

Wschodnie prowincje DRK od lat stanowią jedną z najbardziej niebezpiecznych części Afryki. Obecnie działa w nich ponad sto grup paramilitarnych, spośród których wiele wywodzi się jeszcze z czasów ludobójstwa w Rwandzie w 1994 roku. Większość to bojówki etniczne utrzymujące, że zajmują się ochroną interesów swojej społeczności, która jest zagrożona ze strony wszystkich innych. Doprowadza to do sytuacji w której nawet niewielkie lokalne konflikty natychmiast eskalują do poziomu zbrojnej konfrontacji.



Obecna sytuacja przywodzi na myśl klimat polityczny przed drugą wojną kongijska, zwaną Wielką Wojną Afrykańską. Podobnie jak wówczas na arenie politycznej działają dziesiątki dobrze zorganizowanych organizacji paramilitarnych, spośród których część korzysta z poparcia sąsiednich państw. Jedną z nich jest M23, utworzona przez mieszkających w DRK Tutsich. Historia M23 jest równie skomplikowana jak cała współczesna historia kraju. Ruch powstał 4 kwietnia 2012 roku, gdy oddział kongijskich żołnierzy pod wodzą generała Bosca Ntagandy, pseudonim Terminator, odrzucił postanowienia ugody z 23 marca (stąd nazwa grupy) i się zbuntował. W trakcie walk rebeliantom udało się zdobyć Gomę, jednak ostatecznie zostali rozbici i zmuszeni do odwrotu. Niezdolni do otwartej konfrontacji, ograniczyli się do sporadycznych ataków z zaskoczenia.

ONZ nieprzygotowana do walki

W marcu 2022 roku sytuacja się zmieniła. Grupa skonsolidowała siły i przeprowadziła skuteczną ofensywę, całkowicie zaskakując lokalne siły bezpieczeństwa. Bojownicy szybko zdobywali kolejne tereny, zmuszając Kongijczyków do odwrotu. Oddziały rządowe próbowały organizować kontrofensywy, jednak większość w perspektywie strategicznej okazała się klęską. Krótki okres sukcesów kongijskiej armii zakończył się w sierpniu 2022 roku. M23 szybko przeszli ponownie do ataku, odzyskując kontrolę nad większością zdobytego wcześniej obszaru.

Niespodziewany sukces przypisywany jest temu, w jaki sposób dowodzeni są członkowie M23. Według przedstawicielki ONZ Bintou Keity bojownicy zachowują się jak regularne wojsko, a nie działająca w dżungli partyzantka. Jej zdaniem może to oznaczać, że siły MONUSCO okażą się nieprzygotowane na konfrontację z tego rodzaju przeciwnikiem.

Pogarszająca się sytuacja we wschodniej części DRK zmusiła EAC do interwencji wojskowej. Działając pod przywództwem Kenii, która wyśle do DRC 900 żołnierzy, siły mają udzielać bezpośredniego wsparcia bojowego Kongijczykom. Regionalne siły, składające się z kontyngentów z Burundi, Ugandy, Kenii i Sudanu Południowego, mają zostać skierowane do Kiwu Północnego, Kiwu Południowego, Górnego Uele i Ituri. Rwandyjczycy z oczywistych powodów nie zostali zaproszeni do inicjatywy. Umocnili jednak posterunki przygraniczne, do których skierowano dodatkowych żołnierzy.

Powołane siły mają mandat umożliwiający przeprowadzanie działań ofensywnych, dzięki czemu mają aktywnie wesprzeć kongijskich żołnierzy. Jest to odpowiedź na zarzuty bierności społeczności międzynarodowej wobec cierpienia mieszkańców DRK. W kraju od 1999 roku działa międzynarodowa misja stabilizacyjna ONZ – MONUSCO. Uczestniczące w niej kontyngenty nie angażują się w operacje ofensywne, więc z perspektywy cywilów MONUSCO biernie przygląda się działaniom bojowników.



Jednocześnie z operacją wojskową EAC podejmuje próby politycznego rozwiązania konfliktu. Od początku interwencji widoczne jest głębokie zaangażowanie państw ościennych (z oczywistym wyłączeniem Rwandy z powodu natury konfliktu M23–DRK), dla których ustabilizowanie bogatej w zasoby naturalne wschodniej części DRK daje szansę na korzyści wykraczające poza względy humanitarne. Polityczna jednomyślność może być jednym z kluczowych czynników jakie doprowadzą do sukcesu operacji.

Sukces możliwy, ale mało prawdopodobny

Granice wschodnich prowincji DRK były wielokrotnie naruszane przez sąsiednie państwa. Oprócz Rwandyjczyków do Konga regularnie wkraczają żołnierze z Ugandy i Burundi ścigający organizacje paramilitarne mające w DRK bazy, które wykorzystują do przeprowadzania ataków po wschodniej stronie granicy. Przez dekady Kongo stało się bezpieczną przystanią dla rebeliantów, terrorystów i przemytników.

Wschodnioafrykańskie siły muszą czerpać z doświadczeń poprzednich misji tego typu, w Somalii, Mozambiku i w zachodnim Sahelu. Ogromnym wyzwaniem będzie zorganizowanie odpowiedniego zaplecza logistycznego i finansowego. Regionalne operacje często borykają się również z problemami natury politycznej. Pod znakiem zapytania stoi również stanowisko Ugandy. Relacje między Kampalą a Kinszasą pozostają chłodne. Podobnie jak w przypadku Kigali, Kongijczycy oskarżają Yoweriego Museveniego o aktywne wspieranie grup zbrojnych w Północnym Kiwu.

Zobacz też: Szwajcaria wybiera nowe haubice samobieżne

MONUSCO Photos, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic