Sytuacja w Demokratycznej Republice Konga od wielu lat pozostaje napięta. Rząd walczy z dziesiątkami bojówek i wybuchającymi regularnie epidemiami. Kraj wspierany jest aktywnie przez społeczność międzynarodową, ale niesienie pomocy Kongijczykom pozostaje bardzo trudne. Zbrojna opozycja regularnie atakuje personel medyczny, kongijskich żołnierzy i przedstawicieli organizacji pozarządowych.

W ciągu ostatnich siedmiu lat bezpośrednie ataki na siły ONZ należały do rzadkości. Błękitne hełmy zwykle brały udział w walkach jedynie w ramach wsparcia sił rządowych. Ale 25 maja około 4.00 czasu miejscowego bojownicy Ruchu 23 marca zaatakowali pozycje indyjskich sił pokojowych w pobliżu miasta Rutshuru w Kiwu Północnym. Był to pierwszy od wielu lat bezpośredni atak na siły pokojowe stacjonujące w DRK.

Według relacji samych bojowników uderzenie było wymierzone nie bezpośrednio w siły pokojowe, ale w kongijski oddział stacjonujący w pobliżu Rutshuru. Po intensywnej wymianie ognia siły rządowe miały porzucić zajmowane pozycje i uciec w panice do bazy MONUSCO, gdzie doszło do strzelaniny, w której uczestniczyły indyjskie błękitne hełmy. Indie od początku misji zaliczają się do państw najbardziej zaangażowanych w misję pokojową w DRK. Obecnie stacjonuje tam niemal 4 tysiące indyjskich żołnierzy, którzy stanowią podstawę sił pokojowych w kraju.



W opublikowanym oświadczeniu przedstawiciele oddziałów ONZ przedstawili to wydarzenie w inny sposób. Błękitne hełmy miały jedynie wspierać Kongijczyków prowadzących operację oczyszczenia regionu ze zbrojnej opozycji. Bojownicy M23 po wymianie ognia z siłami rządowymi zaatakować bezpośrednio żołnierzy ONZ. Na miejsce starcia natychmiast skierowano z Gomy śmigłowce. Było to już drugi atak partyzantów wymierzony w siły stacjonujące w regionie.

Okolice Gomy, stolicy prowincji Kiwu Północne, od lat są niezdobytą twierdzą oddziałów związanych z M23. Ostatni atak przeprowadzono prawdopodobnie z bazy w pobliżu Kibumby – miasta leżącego zaledwie 20 kilometrów od Gomy. Bojownicy kontrolują również jedną z kluczowych tras łączących stolicę prowincji z Bunaganą na granicy z Ugandą. Kinszasa w ostatnich dniach podjęła próby odzyskania drogi, jednak bez wyraźnych sukcesów.

Doniesienia o walkach potwierdził również dyrektor Parku Narodowego Wirunga, belgijski książę Emmanuel de Merode. Wirunga w latach 2012–2013 wykorzystywana była jako jedna z najważniejszych baz M23. Partyzanci zostali wypchnięci z tej części dżungli pod koniec 2013 roku przez połączone siły DRK, Rwandy, Ugandy i ONZ. Powrót bojowników może oznaczać przygotowania do kolejnej ofensywy w kierunku Gomy. Nie pierwszy raz stolica prowincji stałaby się językiem u wagi w wojnie domowej. Rebelianci już kiedyś kontrolowali to milionowe miasto.

Historia M23 jest równie skomplikowana jak cała współczesna historia Demokratycznej Republiki Konga. Ruch powstał 4 kwietnia 2012 roku, gdy oddział kongijskich żołnierzy pod wodzą generała Bosca Ntagandy, pseudonim Terminator, odrzucił postanowienia ugody z 23 marca (stąd nazwa grupy) i się zbuntował. W trakcie walk rebeliantom udało się zdobyć Gomę, jednak ostatecznie zostali rozbici i zmuszeni do odwrotu. Niezdolni do otwartej konfrontacji, ograniczyli się do sporadycznych ataków z zaskoczenia.



Intensyfikacja walk ma związek, zdaniem bojowników, ze złamaniem przez rząd obietnicy złożonej podczas negocjacji. Wcześniej dowódcy M23 ogłosili wycofanie się z części zdobytych wsi w ramach gestu dobrej woli. Miało to ułatwić zapowiadaną demobilizację i integrację partyzantów z oddziałami rządowymi. Program okazał się jednak klęską, a walki wybuchły na nowo. Wielu Kongijczyków uważa, że grupa otrzymuje wsparcie materialne i logistyczne z Rwandy. Oskarżenia doprowadziły do kryzysu w relacjach Kinszasa–Kigali. Zawieszono wszystkie połączenia lotnicze, a rwandyjski ambasador został wezwany na rozmowę w Kinszasie.

O możliwości wznowienia walk świadczyła nieobecność przedstawicieli M23 na negocjacjach w Nairobi. Konferencja miała umożliwić Kinszasie nawiązanie komunikacji z siedmioma grupami zbrojnej opozycji działającymi w kraju. Większość reprezentowała rebeliantów działających w równie niestabilnym Kiwu Południowym. Co kilka lat rząd (przy wsparciu społeczności międzynarodowej) próbuje wypracować trwałe porozumienie pokojowe. Większość inicjatyw z perspektywy czasu okazuje się bezcelowa. Wojna domowa w DRK nadal pozostaje daleka od zakończenia.

Należy również wspomnieć, że w regionie, w którym doszło do walk, służbę pełnił kontyngent z Ukrainy. Załogi śmigłowców nie mogły jednak zostać w DRK po napaści na ich ojczyznę. Opuszczenie przez Ukraińców Gomy sprawiło, że MONUSCO straciła około jednej trzeciej sił powietrznych. Z pewnością przyczyniło się to do ośmielenia bojowników, wiedzących, że siły międzynarodowe nie mogą liczyć tak duże wsparcie z powietrza jak wcześniej.

Zobacz też: F-16 mogą dosłużyć ósmej dekady XXI wieku

MONUSCO