Geneza

Pierwsze okręty podwodne pojawiły się bardzo dawno temu. Właściwie nie wiadomo dokładnie, kiedy i gdzie mają swój początek. Niektóre źródła, choć należałoby powiedzieć raczej legendy, donoszą, że już Aleksander Wielki zszedł pod wodę w specjalnie do tego zaprojektowanym dzwonie. W renesansie projekty takich maszyn tworzył Leonardo da Vinci. Przez kolejne stulecia w różnych zakątkach globu pojawiali się inni ludzie, którzy wierzyli w możliwość stworzenia takiego pojazdu oraz jego zastosowanie w działaniach wojennych.

Pierwszym działającym okrętem podwodnym był Turtle (Żółw), zaprojektowany w Stanach Zjednoczonych pojazd o napędzie ręcznym, który miał możliwość przebywania pod powierzchnią w celu dopłynięcia do wrogiego statku czy okrętu i wywiercenia w nim dziury oraz umieszczenia ładunku wybuchowego z zapalnikiem czasowym. Został po raz pierwszy użyty w czasie wojny amerykańsko-angielskiej, gdzie podjęto za jego pomocą próbę zatopienia jednego z brytyjskich okrętów, ale amerykańska jednostka została dostrzeżona i musiała uciekać. Nie była to konstrukcja zbyt udana, a jednocześnie bardzo odległa od tego, co dziś rozumiemy pod pojęciem okręt podwodny. Przez następnych kilkadziesiąt lat podejmowano kolejne próby zbudowania tego rodzaju uzbrojenia, głównie w Stanach Zjednoczonych, gdzie społeczeństwo było bardziej otwarte, a w administracji i dowództwie floty nie panował skrajny konserwatyzm.

Za pierwszy w pełni udany bojowy okręt podwodny należy uznać zwodowany w 1900 roku USS Holland, którego nazwa pochodzi od nazwiska konstruktora. Zastosowano na nim wszystkie możliwe i dostępne wówczas wynalazki – torpedy odpalane z wyrzutni wielokrotnego użytku czy wykorzystywany w położeniu podwodnym silnik elektryczny, który ładowany był na powierzchni. Ogólnie okręt miał konstrukcję, która wyznaczyła standardy wszystkim późniejszym jednostkom tego typu.

Przez pierwsze pół wieku okręty podwodne wbrew nazwie pływały głównie po powierzchni mórz i oceanów, zanurzając się tylko w przypadku konieczności ukrycia się przed wrogiem. Mimo to odnosiły znaczące sukcesy, ponieważ dostępne wówczas środki do ich wykrywania i zwalczania były rozwinięte równie słabo co same okręty. Dopiero rozwój radarów montowanych na okrętach i samolotach zmusił je do częstszego zanurzania się. Doprowadziło to w końcu drugiej wojny światowej do wyposażenia okrętów podwodnych w chrapy, czyli rury umożliwiające pobieranie powietrza z powierzchni w momencie, kiedy okręt znajdował się na głębokości peryskopowej. Było to rozwiązanie bardzo skuteczne, ale nie rozwiązało wszystkich problemów, ponieważ same chrapy także mogły być wykryte dzięki radiolokacji, a także obserwacji wzrokowej.

wielozadaniowe atomowe okręty podwodne

USS Holland

Przełomem było pojawienie się napędu jądrowego, który uwolnił okręty podwodne od powyższych wad, uzależniając okrętu w zanurzeniu jedynie od zapasów żywności dla załogi i jej kondycji psychofizycznej. Początkowo wadą takiego napędu był hałas przezeń wytwarzany, szczególnie przy dużych prędkościach. Pozostałe jednak zalety w pełni tę niedogodność równoważyły, a wraz z rozwojem techniki i z tym problemem się uporano i choć okręty atomowe wciąż nie są tak ciche jak konwencjonalne, są z nimi już w pełni porównywalne. Dopiero od tego momentu – połowy lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku – można mówić o prawdziwie nowoczesnym podwodnym systemie uzbrojenia, który może operować z całą flotą, a często stanowić jej najważniejszy komponent.

Za pierwszy SSN w historii należy uznać USS Nautilus (na zdjęciu tytułowym). Fundusze na jego budowę zostały zatwierdzone przez władze USA w 1952 roku, jednak wstępne prace badawcze nad zagadnieniem napędu atomowego na okrętach podwodnych rozpoczęły się już cztery lata wcześniej pod kierownictwem komandora Hymana Rickovera, który z pochodzenia był Polakiem. Prace te zostały zakończone sukcesem, którym było stworzenie reaktora Mark II, przemianowanego później na S2W, na tyle małego, aby zmieścić go na pokładzie niewielkiego okrętu, a jednocześnie dysponującego odpowiednio dużą mocą. 17 stycznia 1955 roku nadano z pokładu Nautilusa sygnał: „napęd jądrowy pracuje”.

Pierwsze atomowe okręty podwodne nie były w stanie w pełni wykorzystać potencjału napędu z powodu stosowania jeszcze starego, klasycznego kształtu kadłuba, który rodowodem osadzony był w obu wojnach światowych. Był zbyt mało opływowy, co pozwalało jedynie na rozwinięcie prędkości, zarówno podwodnej jak i nawodnej, w okolicach 20 węzłów. Zostało to rozwiązane w latach 60., kiedy to zaprojektowano kadłub w kształcie kropli wody, przez co osiągane prędkości znacznie wzrosły, przesuwając górną granicę do około 35 węzłów.

Do lat sześćdziesiątych XX wieku głównym zadaniem okrętów podwodnych było zwalczanie floty nawodnej przeciwnika. Okrętów wojennych, ale przede wszystkim transportowców przewożących zaopatrzenie dla wojsk czy całych państw. Skuteczność tego rodzaju działań została potwierdzona w czasie wojen światowych, kiedy to Wielka Brytania, uzależniona od dostaw morzem, dwa razy była bliska kapitulacji z powodu blokady, którą stworzyły niemieckie U-Booty. Zadanie to jest nadal aktualne, ale doszło do niego wiele innych, szczególnie, jeśli mówimy o współczesnych uderzeniowych (choć bardziej pasuje do nich określenie wielozadaniowe) okrętach podwodnych o napędzie nuklearnym (w nomenklaturze NATO: SSN)

Uzbrojenie

Początkowo okręty klasy SSN dysponowały takim samym uzbrojeniem jak starsi bracia – wyłącznie torpedami. Zimnowojenny wyścig zbrojeń spowodował znaczny rozrost klas przenoszonego uzbrojenia, wśród którego znalazły się pociski klasy SUBROC, pociski przeciwokrętowe, pociski manewrujące odpalane z wyrzutni torpedowych oraz silosów, miny. Same torpedy także przeszły znaczną przemianę, a ich specjalne odmiany, tak zwane torpedy superkawitacyjne, osiągają prędkości nawet do kilkuset kilometrów na godzinę.

Pociski określane mianem SUBROC to bomby głębinowe umieszczone w pociskach rakietowych. Ich zasada działania opiera się na tym, że po wystrzeleniu z wyrzutni torpedowej okrętu podwodnego wydostają się na powierzchnię, gdzie uruchamiany jest napęd rakietowy i zmierzają do wcześniej zaprogramowanego punktu nad morzem, a tam bomba głębinowa jest uwalniana i swobodnie wpada do morza, detonując na zadanej głębokości. Jest to więc broń przeznaczona do niszczenia innych okrętów podwodnych. Jej niedostatkiem jest mała precyzja trafienia, ale w czasie projektowanie broni tej klasy nie było to tak ważne, ponieważ zakładano, że bomba głębinowa będzie wyposażona jedynie w głowicę nuklearną, więc precyzja rażenie nie była tu czynnikiem priorytetowym. Innym celem tej broni mogły być cale zespoły bojowe obcej floty. Pomimo że bomba eksplodowała pod wodą, siła wybuchu była tak wielka, że oprócz celu głównego, jakim był wrogi okręt podwodny, niszczyła także wszystko na powierzchni. Przedstawicielami tej klasy uzbrojenia są po stronie amerykańskiej UUM-44 SUBROC, od której pochodzi nazwa całej klasy broni oraz UUM-125 Sea Lance, który jednak nie wszedł do produkcji. Ponieważ istniała tylko jedna wersja, z głowicą atomową, pocisk nie był przedmiotem eksportu i US Navy pozostała jedynym jego użytkownikiem. Ich odpowiednikiem we flocie radzieckiej była rakietotorpeda RPK-2.

Pociski przeciwokrętowe są odpalane z wyrzutni torpedowych w specjalnej kapsule, która rozpada się po dotarciu na powierzchnię, gdzie odpalany jest silnik marszowy, który następnie zmierza do zadanego celu nawodnego. Cel może być określony dzięki danym pochodzącym z sonaru bądź radaru. W zależności od konkretnego typu pocisku możliwe są różne inne warianty, jak na przykład odpalenie pocisku tak, aby po wynurzeniu poleciał w kierunku dokładnie przeciwnym do tego, w jakim płynie okręt podwodny, albo też określone mogą zostać punkty pośrednie, czyli dokładana trasa, po jakiej ma lecieć pocisk do celu. Może to mieć zastosowanie na przykład w celu ominięcia okrętów z silną obrona przeciwlotniczą, tak aby uderzyć w niebroniony transportowiec. Uzbrojenie tej klasy jest w stanie zniszczyć całkowicie niewielkie jednostki bądź bardzo poważnie uszkodzić większe okręty klasy niszczyciela, a przy pewnej dozie szczęścia także i je zatopić. Najpopularniejszym na świecie pociskiem tej klasy jest UGM-84 Sub-Harpoon, odmiana bardzo popularnego pocisku przeciwokrętowego przeznaczona specjalnie do odpalania spod wody. W ostatnim czasie pociski takie dostają szersze zadania niż pierwotnie planowano. Dzięki stałemu postępowi w rozwoju technologii, m.in. pojawieniu się GPS, pociski takie wyposażono w nowe rodzaje głowic burzących i zostały przystosowane także do zwalczania położonych blisko wody celów lądowych, na przykład zabudowań portowych.

Rosyjski okręt podwodny projektu 971 (Szczuka) (fot. US Navy, via Wikimedia Commons)

Rosyjski okręt podwodny projektu 971 (Szczuka)
(fot. US Navy, via Wikimedia Commons)

Pociski manewrujące służą do niszczenia celów lądowych i morskich. Mając zasięg od kilkuset do kilku tysięcy kilometrów, stanowią uzupełnienie pocisków balistycznych. W przeciwieństwie do tych ostatnich, mogą przenosić szeroki wachlarz różnych głowic bojowych. W zależności od typu pocisku i okrętu mogą być odpalane albo z wyrzutni torpedowych, albo ze specjalnie dla nich przeznaczonych silosów – tak zwanych VLS (Vertical Launch System). W czasach zimnej wojny ich głównym zadaniem było przenoszenie głowic jądrowych, jednak obecnie dysponują także głowicami burzącymi czy zasobnikami z subamunicją. Przeważnie dysponują bezwładnościowym systemem naprowadzania, a także specjalną kamerą, która porównuje teren z wprowadzonym do pamięci komputera. W ostatnim czasie oczywiście coraz częściej pociski takie wyposażone są w GPS. Oprócz celów lądowych mogą także razić cele morskie. W przypadku użycia głowicy atomowej celem może być cale ugrupowanie wrogich okrętów, a w przypadku zastosowania głowicy konwencjonalnej celem może być pojedyncza jednostka. W tym drugim przypadku można broń tę traktować jako znacznie silniejszą odmianę pocisków przeciwokrętowych do zwalczania dużych celów. Jest to wyjątkowo elastyczny system uzbrojenia, który może znaleźć zastosowanie w bardzo wielu wypadkach i daje jego posiadaczowi szerokie pole manewru. Po stronie Zachodu głównym pociskiem tej klasy był BGM-109 Tomahawk w kilku różnych odmianach różniących się zasięgiem i głowica bojową. Głównym celem było zwalczanie celów lądowych, zwalczanie celów morskich dodano dopiero później. Natomiast po stronie radzieckiej, a następnie rosyjskiej, od początku priorytetowym celem tej broni były amerykańskie grupy lotniskowcowe.

Wydawać by się mogło, że miny morskie stały się uzbrojeniem już nieco przestarzałym. Nic bardziej mylnego. Zmieniły jedynie formę i dostosowały się do nowych warunków, w jakich muszą działać. Nie są to już żelazne kule z wypustkami, które detonują od dotknięcia, tylko bardzo zaawansowane technicznie systemy uzbrojenia. Właściwe to mają one obecnie więcej wspólnego z torpedami niż minami. Mają one własny napęd, który pozwala im uderzyć w cel nawet nieprzepływający bezpośrednio nad nią. Poza tym mogą wyczekiwać w uśpieniu na dnie przez wiele dni czy tygodni, a następnie się uaktywnić. Ich systemy komputerowe pozwalają operatorowi zaprogramować je na wyszukanie konkretnego celu czy też detonację pod konkretnym statkiem w szyku. Takie nowoczesne miny odpalane są z wyrzutni torpedowych, a miejsce ich oczekiwania wyznacza się na pomocą GPS. Musi być wyznaczone szczególnie dokładnie, ponieważ musi uwzględniać morskie prądy i dryfy, choć w pewnej mierze jest to kompensowane poprzez własne silniki miny. Najbardziej zaawansowaną miną tego typu jest amerykańska Mk 60, która de facto jest starą torpedą Mk 46 umieszczoną w szczelnym pojemniku.

Kiedy uchwyci zaprogramowany uprzednio cel, torpeda opuszcza kapsułę i działa jak normalna torpeda, tyle że w pełni autonomicznie i nie potrzebuje do tego obecności okrętu podwodnego.

Wreszcie torpedy. Ich konstrukcja nie różni się wiele od starszych modeli z czasów ostatniej wojny światowej, ale zmianom uległy systemy kierowania i naprowadzania. Obecnie torpedy bardzo często kierowane są poprzez światłowód, co umożliwia operatorowi naprowadzenie torpedy na cel podczas pobierania danych z sonaru okrętu, co w znacznym stopniu pozwala na unikniecie środków zakłócających przeciwnika. Dodatkowo operator może poprowadzić torpedę tak, że ofiara nie będzie wiedziała o jej zbliżaniu się aż do momentu, kiedy będzie za późno na jakiekolwiek uniki. Jeszcze inną zaletą takiego rozwiązania jest możliwość wykorzystania torpedy jako środka rozpoznawczego i przesyłanie światłowodem danych z sonaru torpedy na pokład okrętu podwodnego. Pozwala to na pozyskanie danych z innych głębokości niż ta, na której znajduje się okręt. Współczesne torpedy mogą działać w pełni automatycznie i same nakierują się na odpowiedni cel, a po jego ewentualnym minięciu mogą dokonać następnego ataku lub dokonać autozniszczenia, aby nie zagrozić własnym jednostkom. Najbardziej znanym przedstawicielem broni tej klasy jest amerykańska torpeda Mk 48 ADCAP.

Specjalnym rodzajem torpedy – jeszcze w fazie rozwoju – jest torpeda superkawitacyjna. Jej przewaga nad zwykłymi torpedami wynika z wielkiej prędkości, dochodzącej nawet do 300 km/h, co jest możliwe przy wykorzystaniu napędu rakietowego; ten zaś działa w zanurzeniu, ponieważ torpeda wytwarza wokół siebie bąbel powietrza i nie ma styku z wodą, dzięki czemu opór jest znacznie mniejszy, a silnik rakietowy może działać. Najbardziej zaawansowane prace w tej dziedzinie prowadzą Rosjanie, którzy stworzyli torpedę WA-111 Szkwał. Jest to jedyna tego typu torpeda, która weszła do służby. Inne państwa, w tym USA, są dopiero w trakcie opracowywania uzbrojenia tej klasy.

Wielozadaniowe atomowe okręty podwodne

Amerykański okręt podwodny New Hampshire (SSN 778) typu Virginia
(fot. US Navy / John Narewski)

Oczywiście istnieją także inne niż wymienione powyżej wzory uzbrojenia produkowane przez wszystkie kraje dysponujące okrętami tej klasy, jednak zostały pominięte, gdyż celem tej części było jedynie pokazanie w ogólnym zarysie, jakimi rodzajami uzbrojenia dysponują nowoczesne okręty podwodne, a nie opisywanie tych wszystkich konstrukcji opracowanych we Francji, Wielkiej Brytanii czy ChRL.

Zadania

Dysponując takim arsenałem na pokładzie, a także wartymi miliardy dolarów urządzeniami elektronicznymi, SSN zdolne są wykonywać bardzo szeroki wachlarz zadań, które niegdyś były albo w ogóle niemożliwe do realizacji dla floty, albo musiały angażować znacznie więcej sił i środków, a dodatkowo obciążone były większym ryzykiem wykrycia przez nieprzyjaciela, a co za tym idzie – większym ryzykiem strat. Jest to tym ważniejsze, że okręty podwodne często wykonują zadania w czasie kryzysów politycznych lub nawet w czasie pokoju, kiedy ich wykrycie spowodowałoby dalszy wzrost napięcia międzynarodowego lub wręcz wybuch otwartego konfliktu. Trudno powiedzieć, które z zadań stawianych przed okrętami podwodnymi jest najważniejsze. Zależy to od wielu czynników: sytuacji politycznej, potencjalnego przeciwnika, interesów danego państwa i innych.

Pierwszym zadaniem jest zwalczanie innych okrętów podwodnych. SSN ma tu przewagę nad pozostałym jednostkami, ponieważ operuje w tym samym środowisku co cel. Jest więc najlepiej do tego przygotowany, dysponując szeroką gamą środków do wykrywania innych okrętów podwodnych, których z różnych względów nie mają ani jednostki nawodne, ani samoloty. Chodzi między innymi o możliwość zmiany głębokości i przechodzenia pomiędzy warstwami wody ciepłej i zimnej, od której to bariery odbijają się fale sonaru. Ta sama właściwość sprawie, że SSN może się w oceanie ukryć przed potencjalną ofiarą.

Taka misja może mieć miejsce w kilku różnych sytuacjach taktycznych. Na przykład SSN może pilnować wrogiego okrętu podwodnego – nosiciela rakiet balistycznych. Działo się tak niemal codziennie w czasie zimnej wojny i zapewne dzieje się tak teraz, chociaż nikt o tym nie mówi. Amerykańskie okręty podążają krok w krok za rosyjskimi i odwrotnie. Są w każdej chwili gotowe do wyprzedzającego zaatakowania nosiciela rakiet strategicznych, aby w wypadku wojny nie zdołał ich odpalić. Przy wykonywaniu takiego zadania oprócz samego nosiciela pocisków balistycznych przeciwnikiem SSN będą inne, wrogie SSN-y, które nosiciela eskortują. I tu dochodzimy do drugiego zadania: ochrony własnych jednostek przed okrętami podwodnymi przeciwnika. Tutaj głównym celem staje się okręt podwodny tej samej klasy co nasz. O tym, że działania takie były prowadzone, świadczy kilka wypadków wykrycia radzieckich okrętów podwodnych w okolicach amerykańskich baz, w których stacjonują nosiciele rakiet balistycznych. Kilka razy dochodziło nawet do kolizji pomiędzy okrętami podwodnymi oby stron lub zaplątania się okrętu w sieci rybackie. Okręt taki czeka na wyjście celu w morze, a następnie podąża za nim po całym światowym oceanie. Sytuacja taka dotoczy nie tylko stosunków USA – ZSRR/Rosja, ale także wszystkich pozostałych państw dysponujących okrętami tej klasy. W ostatnim czasie zapewne coraz częściej będziemy mieli do czynienia z takimi zadaniami w przypadku chińskiej floty, która będzie pilnowana przez US Navy. Na razie bez wzajemności, ponieważ ChRL nie dysponują jeszcze wystarczającą liczbą SSN-ów, aby przeprowadzać takie same akcje wobec okrętów amerykańskich.

Dwa lub więcej okrętów klasy SSN może stanąć naprzeciw siebie także w sytuacji, kiedy z jednej strony będzie ochraniana grupa lotniskowcowa, a z drugie strony będą okręty, które będą miały ją zniszczyć. ZSRR zbudowała wiele uderzeniowych okrętów podwodnych przeznaczonych specjalnie do tego zadania.

Dysponują one odpalanymi spod wody pociskami manewrującymi, podobnymi do amerykańskich BGM-109 Tomahawk, z głowicami nuklearnymi. Oczywistym więc jest, że grupy lotniskowcowe mają w składzie przeważanie dwa, trzy SSN-y do ochrony. Działają one na wysuniętych rubieżach w odległości nawet kilkuset kilometrów od głównego okrętu i przeczesują ocean w poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia, a kiedy na nie natrafią, przechodzą do śledzenia wykrytego obiektu i podobnie jak to było w przypadku nosicieli pocisków balistycznych, tak i tutaj zadaniem eskortujących jest niedopuszczenie do ataku na lotniskowiec poprzez uderzenie wyprzedzające. Tak samo jak w przypadku eskortowania lub śledzenia nosiciela rakiet balistycznych, i tutaj okręty uderzeniowe mogą stać po drugiej stronie barykady i uczestniczyć w zwalczaniu lotniskowców. Oprócz podchodów zimnowojennych z przypadkiem takim mieliśmy do czynienia podczas wojny o Falklandy w 1982 roku, kiedy to Brytyjczycy wysłali w rejon spornych wysp dwa atomowe okręty podwodne, z których jeden zatopił argentyński krążownik General Belgrano, a drugi, operujący w innym sektorze, był już na dogodnej pozycji do przeprowadzenia ataku na argentyński lotniskowiec Veinticinco de Mayo i tylko brak woli politycznej na Downing Street doprowadził do zaniechania tego ataku.

Ostatnim przypadkiem, kiedy SSN musi zwalczać inne okręty podwodne, jest walka przeciwko konwencjonalnemu okrętowi podwodnemu. Okrętami o napędzie atomowym dysponują tylko mocarstwa, które prowadzą politykę ogólnoświatową, a co za tym idzie, mają interesy we wszystkich zakątkach globu, w tym także miejscach, które nie są stabilne politycznie i militarnie. Może się zdarzyć, że jakiś strategiczny punkt na oceanicznych trasach zostanie zablokowany przez nieodpowiedzialne postępowanie któregoś kraju dysponującego nowoczesnymi konwencjonalnymi okrętami podwodnymi. Działanie takie może zaowocować całkowitym paraliżem żeglugi w danym rejonie, a nie trzeba nikomu chyba tłumaczyć, coby to oznaczało w przypadku takich miejsc jak cieśniny Ormuz, Gibraltar czy Malakka. Ponieważ okręty konwencjonalne mogą działać bardzo skrycie, są niebezpieczne dla nawodnych okrętów ZOP czy lotniskowców ze śmigłowcami do zwalczania okrętów podwodnych, dlatego najlepszym rozwiązaniem takiego problemu ponownie okazuje się być wysłanie w taki rejon przez któreś z mocarstw wielozadaniowych atomowych okrętów podwodnych, które pod względem cichego poruszania się nie ustępują okrętom konwencjonalnym, a pod wszystkimi innymi wglądami znacznie je przewyższają. Takie bardzo elastyczne użycie okrętów klasy SSN pozwala na rozwiązywanie wielu kryzysów politycznych bez nadmiernego rozgłosu, co jest na rękę wszystkim stronom.

Francuski okręt Saphir typu Rubis; są to najmniejsze na świecie okręty podwodne o napędzie jądrowym (fot. Jean-Michel Roche, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0)

Francuski okręt Saphir typu Rubis; są to najmniejsze na świecie okręty podwodne o napędzie jądrowym
(fot. Jean-Michel Roche, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0)

Po okrętach podwodnych kolejnym celem dla SSN-ów są oczywiście okręty nawodne. Szczególnie łakomym kąskiem są lotniskowce, co zostało już opisane. Ale w zależności od sytuacji ich celem może być dowolna jednostka pływająca. Mówi się nawet, że głównym celem okrętów nie powinny być inne okręty, ale statki transportowe przewożące ludzi i zaopatrzenie niezbędne do prowadzenia wojny. Jednak dla skutecznego wypełniania zdań atomowe okręty nie muszą nawet niczego zatapiać. Do całkowitej dezorganizacji działań przeciwnika wystarczy sama informacja, że na danym obszarze okręt taki przebywa. Angażuje to ogromne środki zwalczania okrętów podwodnych, które mogłyby być wykorzystane gdzie indziej i automatycznie wyłącza dany obszar z ruchu statków, które nie będą ryzykowały zatopienia. Pod względem taktycznym pozwala to niewielkimi siłami jednego okrętu związać bardzo duże siły przeciwnika, które nie mogą być użyte w innym miejscu i zakłóca jego linie komunikacyjne.

Najlepszym zobrazowaniem takiej sytuacji jest przywoływana już wojna o Falklandy. Jak dotąd jest to jedyny raz, kiedy atomowe okręty podwodne wzięły udział w prawdziwej walce z innymi okrętami. 2 maja 1982 roku HMS Conqueror wystrzelił w kierunku krążownika General Belgrano trzy torpedy, z których dwie trafiły w cel i posłały argentyński krążownik na dno. Trzecia torpeda trafiła w towarzyszący mu niszczyciel, ale nie eksplodowała. Dodatkowo za pomocą kontrolowanego przecieku dano do zrozumienia, że na tych wodach operuje jeszcze jeden okręt podwodny tej klasy, czego skutkiem był fakt, że flota argentyńska schowała się w macierzystych portach i nie brała więcej czynnego udział w tej wojnie. Dało to pełną swobodę manewru Royal Navy, na której barkach spoczywał główny ciężar odbicia wysp z rąk Argentyny.

Poza zwalczaniem okrętów podwodnych i nawodnych, co było zadaniem okrętów podwodnych od początków ich istnienia, współczesne atomowe okręty podwodne wykonują znacznie więcej różnorodnych zdań. Kolejnym z nich jest pomoc w operacjach sił specjalnych. Szczególnie nasiliło się to po zakończeniu zimnej wojny, kiedy wzrosła liczba konfliktów o niewielkim nasileniu, czy też konfliktów asymetrycznych. Zadanie takie może przybrać postać dostarczenia grupy rozpoznawczej komandosów na brzeg celem dokonania rozpoznania albo sabotażu, a następnie skrytego wycofania się. W przypadku przeprowadzania takiej misji zadaniem okrętu podwodnego jest podpłyniecie jak najbliżej brzegu i dokonanie wstępnego rekonesansu. Robi to poprzez wystawienie masztów – peryskopu oraz masztu ESM, który pozwala na odbieranie wszystkich sygnałów elektronicznych, na przykład radarów, oraz określenia ich pochodzenia i miejsca przebywania nadajnika. Po wstępnej analizie zagrożeń przez właz ewakuacyjny wypuszczona zostaje grupa komandosów, która już o własnych siłach zmierza do brzegu i na lądzie wykonuje swoje zadanie, a następnie powraca na okręt.
Do tej grupy zadań należy też rozpoznanie floty przeciwnika.

Najczęściej odbywa się to przy okazji ćwiczeń zespołów okrętów, pomiędzy którymi skrycie przemyka się obcy SSN, zbierając dane za pomocą sonarów, odbiorników ESM oraz peryskopów, na których zamontowane są także kamery oraz aparaty fotograficzne. Taka obserwacja pozwala na zebranie pokaźnej ilości informacji, które następnie są analizowane przez fachowców na lądzie. Częstokroć przy takich okazjach dochodziło do różnych incydentów, które nieraz kończyły się tragicznie, jak na przykład historia z udziałem radzieckiego okrętu Komsomolec, który w czasie obserwacji NATO-wskich ćwiczeń u wybrzeży Norwegii poszedł na dno, a z powodu wszechobecnej wtedy tajemnicy załodze nie pozwolono wezwać pomocy ze strony przebywających w pobliżu okrętów zachodnich. Także przy okazji katastrofy Kurska pojawiły się opinie, że była spowodowana zderzeniem albo wręcz wystrzeleniem torpedy przez jeden z dwóch amerykańskich okrętów klasy Los Angeles, które obserwowały ćwiczenia. Ćwiczenia te były celem obserwacji, ponieważ w czasie ich trwania testowana miał być opisywane wcześniej torpeda WA-111, których odpowiednika Amerykanie nie posiadają w arsenale.

Istnieją także inne zadania wykonywane przez atomowe okręty podwodne, które mieszczą się w pojęciu operacji specjalnych czy też wywiadowczych. Po zakończeniu zimnej wojny została ujawniona operacja prowadzona przez marynarkę amerykańską, której celem było podsłuchiwanie połączenia telefonicznego pomiędzy radzieckimi bazami morskimi w Pietropawłowsku na Kamczatce oraz Władywostoku. Pomiędzy tymi miastami położony był podmorski kabel, który biegł przez Morze Ochockie. Amerykański okręt podwodny zdołał go zlokalizować, podpłynął doń, a ekipa nurków zainstalowała na nim magnetofon, który nagrywał wszystkie prowadzone przez Rosjan rozmowy. Następnie co pewien czas okręt ponownie przybywał w to miejsce, wymieniał taśmę magnetofonową na czystą, a zapełniona zabierał ze sobą do bazy, gdzie trafiała w ręce analityków wywiadu marynarki. Nie wiadomo, ile innych podobnych operacji było i ciągle jest prowadzonych, ale należy przypuszczać, że opisana tu nie była jedyną tego typu.

SSN-y mają także możliwość dokonywania uderzeń na cele lądowe. Wykorzystują do tego dwa rodzaje broni: albo pociski manewrujące, takie jak Tomahawk, albo wersje pocisków przeciwokrętowych przystosowane do atakowania celów lądowych. Te pierwsze, co oczywiste, mają znacznie większy zasięg i moc oddziaływania. Atak za pomocą pocisków manewrujących może mieć miejsce nawet kilka tysięcy kilometrów od linii brzegowej. Pociski takie mogą być wyposażone w kilka rodzajów głowic (atomowe, burzące, kasetowe), co pozwala na dokonanie uderzenia na bardzo szerokie spektrum celów: lotniska, bunkry dowodzenia, zgrupowania wojsk, czy nawet całe miasta. Dodatkową zaletą odpalenia pocisków manewrujących z pokładu okrętu podwodnego jest fakt, że pozostaje on przez cały czas nie wykryty, czego nie można powiedzieć ani o okrętach nawodnych, które również mogą przenosić pociski tej klasy, ani o bombowcach strategicznych czy samolotach uderzeniowych. Pociąga to za sobą możliwość dokonania ataku w sposób zaskakujący dla przeciwnika, a w określonej sytuacji politycznej pozwala także na wykonanie go bez narażania się na zwrócenie na siebie uwagi strony przeciwnej. Co prawda liczba państw dysponujących pociskami tej klasy jest ograniczona, jednak przy odpowiednich przygotowaniach i planowaniu sprawca może pozostać niewykryty.

W ostatnich kilkunastu latach wiele mieliśmy przykładów takiego zastosowania okrętów podwodnych. Praktycznie w każdym amerykańskim konflikcie począwszy od Pustynnej Burzy, poprzez wprowadzanie pokoju na Bałkanach, atakach prewencyjnych na Sudan, aż po Afganistan i Irak pierwsze uderzenie było zadawane właśnie przy użyciu pocisków Tomahawk. Były one odpalane z różnych nosicieli, ale część pochodziła właśnie z atomowych okrętów podwodnych.

Jako przedstawiciela drugiej grupy pocisków można podać UGM-84E SLAM. Mówiąc w skrócie, jest to kadłub pocisku Harpoon ze zmienionym systemem naprowadzania zaczerpniętym z rakiet Maverick. Wersja ta jest przeznaczona do wykonywania uderzeń na cele lądowe. Oczywiście ze względu na wymiary jego możliwości są znacznie mniejsze niż Tomahawków, ale stanowi cenne uzupełnienie arsenału. Zasięg pocisków tej klasy ograniczony jest wymiarami kadłubów i wynosi od kilkudziesięciu do dwustu kilometrów. Jest więc wystarczający, aby uderzyć na urządzenia portowe czy zaplecze wrogiej marynarki wojennej, a nawet na nadbrzeżne stanowiska artylerii klasycznej i rakietowej, które mogłyby utrudniać działanie własnych sił, a które są celami mimo wszystko na tyle niewielkimi, że nie warto do ich zniszczenia używać większych i znacznie droższych pocisków manewrujących.

Ostatnim zadaniem wykonywanym przez klasyczne uderzeniowe okręty podwodne jest walka minowa. Oprócz oczywistych konsekwencji postawienia pola minowego w czasie wojny, broni tej można też używać w inny sposób, na przykład jako formę wojny psychologicznej i propagandowej. Wystarczy puścić do prasy plotkę, że „w danym miejscu u wrogiego wybrzeża znajdują się nasze miny”, aby całkowicie zdezorganizować poczynania nieprzyjaciela, który całość sił będzie musiał przeznaczyć na poszukiwanie min, a często ich wykrycie i tak będzie niemożliwe. Dodatkową zaletą min, którymi dysponują nowoczesne marynarki wojenne, jest to, że mają własny napęd, okręt więc nie musi podpływać do miejsca, gdzie mina ma być ustawiona, ale może ją wystrzelić z wyrzutni torpedowej z bezpiecznej odległości. Nowoczesne miny mogą leżeć na dnie nawet tygodniami i dopiero po tym okresie uaktywnić się i przejść w tryb bojowy.

Mogą również zostać zaprogramowane, żeby reagowały tylko na określony typ statku czy okrętu, co daje możliwość wyeliminowania na przykład ze składu danej floty tylko okrętów podwodnych stanowiących największe zagrożenie dla naszych sił. Mogą też wybuchać w określonej kolejności, w sytuacji, kiedy przechodzi konwój jedna mina może się zdetonować pod pierwszym statkiem w szyku, a druga na przykład dopiero pod szóstym. Dysponując takimi możliwościami, miny znajdują zastosowanie nie tylko w sytuacji konfliktu pełnowymiarowego.

Brytyjski okręt podwodny HMS Tireless typu Trafalgar  w pobliżu bieguna północnego (fot. POA(Phot) Terry Seward / MOD)

Brytyjski okręt podwodny HMS Tireless typu Trafalgar w pobliżu bieguna północnego
(fot. POA(Phot) Terry Seward / MOD)

Po zakończeniu zimnej wojny, kiedy niemal zupełnie zanikło zagrożenie wojną atomową i nie było już potrzeby utrzymywania w linii tak dużej liczy okrętów nosicieli pocisków balistycznych, pojawił się pomysł, aby część z nich przerobić na wyjątkowo duże okręty wielozadaniowe. Dotyczy to zwłaszcza Stanów Zjednoczonych i okrętów typu Ohio. Na dwóch jednostkach tej klasy przeprowadza się obecnie prace dostosowawcze polegające na umieszczeniu (w miejscu silosów na rakiety balistyczne) 154 pocisków Tomahawk oraz wygospodarowaniu miejsca na wstawienie przedziału mieszkalnego dla dużego oddziału sił specjalnych, wraz ze specjalna komorą, przez którą żołnierze ci mogą opuszczać okręt, gdyż do tej pory musieli korzystać w luków ewakuacyjnych. Okręty te są wielozadaniowe także z tego powodu, że mogą wykonywać zadania ratownicze w stosunku do innych okrętów podwodnych; na ich kadłubie umieszcza się wtedy specjalny ratowniczy pojazd podwodny DSRV. Okręt w takim przypadku podpływa do zatopionego „kolegi”, a DSRV ewakuuje jego załogę na pokład swojego nosiciela. Cały system ratowniczy jest tak opracowany, aby mógł się znaleźć w dowolnym miejscu na kuli ziemskiej w ciągu 24 godzin. Gdyby Rosja też dysponowała takim urządzeniem, albo zgodziła się skorzystać z pomocy Zachodu, być może liczba ofiar Kurska byłaby mniejsza.

Zakończenie

Nie da się ukryć, że wiele z opisanych powyżej zadań mogłyby wykonywać również konwencjonalne okręty podwodne. Jednak w rzeczywistości ich pole manewru jest bardzo ograniczone. Wynika to z samej ich konstrukcji, która zmusza je do korzystania z chrap, przez co są bardziej narażone na wykrycie. Po drugie, są mniejsze od okrętów atomowych, co ogranicza możliwość zabrania dużej ilości środków ogniowych, nie mówiąc już o kilkunastoosobowej grupie żołnierzy sił specjalnych. Kolejnym czynnikiem przemawiającym na korzyść SSN-ów jest ich zasięg, który obejmuje wszystkie wody światowego oceanu, a który w przypadku okrętów konwencjonalnych ograniczony jest to kilku tysięcy mil w czasie jednego rejsu, w dodatku z prędkością znacznie mniejszą niż jest w stanie rozwinąć SSN.

Koniec zimnej wojny spowodował również pojawienie się pytań o celowość dalszego utrzymywania w służbie tak wielu atomowych okrętów podwodnych, których głównym do tej pory zadaniem było trzymanie w szachu drugiego supermocarstwa. Jednak upadek muru berlińskiego nie spowodował, że świat stał się bezpieczniejszy – ciągle, w każdym momencie, na świecie trwa kilkanaście większych lub mniejszych konfliktów zbrojnych a w innych punktach świata istnieją sytuacje kryzysowe konfliktem grożące. Dlatego we współczesnym świecie nadal jest miejsce dla wielozadaniowych atomowych okrętów podwodnych, które dzięki możliwościom przedstawionym w niniejszym artykule stanową ważne narzędzie w ręku mocarstw, które chcą trzymać rękę na pulsie.

US Navy
US Navy
Jean-Michel Roche, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0