Rosyjska marynarka wojenna odgrywa jak dotąd zupełnie marginalną rolę w działaniach ofensywnych podczas rosyjskiej inwazji. Może się to jeszcze zmienić, ale na razie Wojenno-morskoj fłot odegrał rolę bliższą raczej Niemcom szturmującym Pocztę Polską w Gdańsku. Ukraińska „poczta” nazywa się Wyspa Węży i znajduje się na Morzu Czarnym, trzydzieści pięć kilometrów od wybrzeża, w pobliżu granicy z Rumunią (do której kiedyś należała).

Wczoraj około godziny 18.00 do Wyspy Węży – po ukraińsku noszącej nazwę ostriw Zmijinyj – podeszły dwa rosyjskie okręty. Były to okręt patrolowy projektu 22160 Wasilij Bykow i krążownik rakietowy „dalekiej strefy morskiej i oceanicznej” projektu 1164 Moskwa (na zdjęciu tytułowym). Ten drugi jest okrętem flagowym Floty Czarnomorskiej. Któryś z tej dwójki nadał wiadomość przez radio: „Tu rosyjski okręt. Sugeruję złożyć broń i się poddać, aby uniknąć niepotrzebnych ofiar. W przeciwnym razie zostaniecie zbombardowani”.

Na wyspie stacjonował już tylko minimalny garnizon służby granicznej, niewyposażony w żadną broń ciężką, nie wspominając już nawet o pociskach przeciwokrętowych. Co gorsza, trzynastu ukraińskich pograniczników nie miało nawet do dyspozycji żadnego porządnego schronu. Nie była to przecież placówka bojowa.



Pomimo beznadziejności sytuacji Ukraińcy odpowiedzieli na wezwanie do kapitulacji słowami, które zapiszą się w historii wojskowości gdzieś pomiędzy „Nuts” McAuliffe’a i „Merde” Cambronne’a: russkij wojennyj korabl, idi na chuj.

Na takie dictum Rosjanie otworzyli ogień. Jeden z członków garnizonu streamował przez telefon akurat w momencie, kiedy zaczął się ostrzał:

Do bombardowania artyleryjskiego wkrótce dołączyło bombardowanie lotnicze. Wiadomo, że wysepkę zaatakował co najmniej jeden bombowiec frontowy Su-24. Około czterech godzin później dowództwo ukraińskie przyznało, że nie ma już kontaktu z obrońcami. Prezydent Wołodymyr Zełenski ogłosił, że wszyscy członkowie garnizonu Wyspy Węży zostaną pośmiertnie odznaczeni tytułem Bohatera Ukrainy. Na marginesie: niektórzy komentatorzy tłumaczą nazwę ostriw Zmijinyj jako: Wyspa Żmij. To błąd. Ukraińskie słowo zmija (i rosyjskie zmieja) znaczy: wąż. Żmija po ukraińsku to hadiuka.



Aktualizacja z 1 marca: Ukraińska marynarka wojenna poinformowała, że obrońcy Wyspy Węży jednak żyją i zostali wzięci do niewoli. Cała infrastruktura na wyspie została jednak zniszczona. Rosjanie z kolei podają, że wszyscy jeńcy – których miałoby być aż osiemdziesięciu dwóch – znajdują się obecnie w Sewastopolu. Koniec aktualizacji.

Prawdopodobnie inne rosyjskie okręty odpaliły kilka pocisków manewrujących rodziny Kalibr w pierwszej fazie inwazji. Być może użyto tutaj fregat projektu 11356R Buriewiestnik, ale w grę wchodzą także okręty podwodne projektu 636.3.

I na tym – przynajmniej na razie koniec. Wiadomo, że Rosja ma na Morzu Azowskim niewielką flotyllą desantową, w której skład wchodzą Nowoczerkassk i Cezar Kunikow projektu 775 oraz duży okręt desantowy Saratow projektu 1171 Tapir. Kolejne okręty desantowe przebywają na Morzu Czarnym. Są to te jednostki, o których ruchach pisaliśmy już wcześniej. W skład formacji wchodzą okręt desantowy Piotr Morgunow projektu 11711 oraz pięć okrętów desantowych projektu 775: Oleniegorskij gorniak, Gieorgij Pobiedonosiec, Korolow, Minsk i Kaliningrad. Pierwsze trzy należą do Floty Północnej, reszta – do Floty Bałtyckiej.

Okręt desantowy Korolow.
(Vitaly V. Kuzmin, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International)

Morgunow jest w stanie zabrać na pokład trzynaście czołgów i 300 żołnierzy, a także dwa śmigłowce. Mniejsze jednostki projektu 775, określane jako duże okręty desantowe drugiej rangi, przewożą dziesięć czołgów i około 340 żołnierzy lub trzynaście czołgów i 150 żołnierzy. Notabene, skoro już o Gdańsku mowa, okręty projektu 775 budowano w Stoczni Północnej właśnie w Gdańsku.



Istniały obawy, że pierwsza formacja może przeprowadzić operację w rejonie Mariupola, a druga – w rejonie Odessy. W pierwszych godzinach wojny pojawiły się informacje o desantach w obu tych miejscach, ale ostatecznie doniesienia te okazały się fałszywe, a porty w Odessie i Mariupolu stały się celem „jedynie” pocisków manewrujących i balistycznych. Trzeba pamiętać, że rosyjska piechota morska nie jest wyćwiczona w dziedzinie desantów w kontakcie z nieprzyjacielem. Bardziej prawdopodobne byłoby użycie desantu do szybkiego wzmocnienia czołówki natarcia idącego wzdłuż wybrzeża.

Niemniej admirał w stanie spoczynku James G. Stavridis, cytowany przez serwis USNI News, uważa, że Rosjanie mogliby spróbować desantu na tyłach przeciwnika, w sektorze, w którym nie napotkaliby przeciwdziałania. Ukraińskie siły zbrojne muszą brać taką możliwość pod uwagę i się przed nią zabezpieczyć, co odciąga oddziały z innych, krytycznych odcinków frontu.

A na koniec, tak abyśmy mogli się trochę uśmiechnąć w tym parszywym czasie, wspomnienie z dzieciństwa ku pamięci bohaterów z Wyspy Węży:

Zobacz teżL Serbia chce kupić cypryjskie Mi-35 i zostać „śmigłowcowym mocarstwem regionalnym”

George Chernilevsky