Kalifat – historyczne islamskie państwo religijne, początkowo skupiające wszystkich muzułmanów, do dzisiaj jest marzeniem każdego wyznawcy islamu. Wydaje się oczywistym, że czasy, kiedy wszyscy muzułmanie byli zjednoczeni pod władzą jednego władcy nigdy nie powrócą. Oczywiste także jest to, że walka islamskich terrorystów o przywrócenie idei kalifatu w dzisiejszym świecie jest z góry przegrana i w dobie globalizacji pozostaje jedynie ideą, która nawet jeśli miałaby szansę zrealizowania, zapewne nie przyjęłaby się i poniosła ostatecznie klęskę. Jednak historia ma to do siebie, że z jednej strony lubi się powtarzać i niczego nie powinno się wykluczać. Z drugiej strony każde wydarzenie ma swoje miejsce i swój czas, kiedy wszystko ze sobą współgra i wzajemnie się uzupełnia. Okoliczności społeczno – polityczne do powstania i istnienia kalifatu były sprzyjające w czasie, kiedy istniał i wydaje mi się, że dzisiaj nie miałby racji bytu.
Jednak postanowiłem zająć się nieco tym tematem, gdyż wydaje mi się, że wypadałoby opisać zagadnienie, które jest tak ważne dla świata Bliskiego Wschodu i jego mieszkańców, którzy zaczęli odgrywać ogromną rolę we współczesnej polityce, zwłaszcza po atakach 11 września.
Na początku VII wieku nikt nie podejrzewał, że coś może zagrozić potędze i dominacji dwóm imperiom Bliskiego Wschodu: Bizancjum i Persji. Daleko na południe od bizantyjskiej Palestyny i perskiej Mezopotamii, w mieście leżącym na szlaku karawan w Mekce na Półwyspie Arabskim w 610 r. rozpoczęła się misja Proroka Mahometa. Mahomet pochodzący ze szlachetnego rodu mekkańskiego Kurajszytów , ogłosił, że otrzymał objawienie od Boga. Mieszkańcom Mekki wyjaśniał, że dąży do likwidacji politeizmu i ustanowienia monoteizmu. Przekonywał, że Kaaba w Mekce była pierwotnie świątynią jednego Boga, którą z czasem przekształcono w świątynię politeistyczną. W swych kazaniach przywoływał postać proroka Abrahama, który miał pobudować tę świątynię wraz ze swym synem Izmaelem . Izmaela uważał za protoplastę Arabów. Mahomet pragnął wpoić im także wiarę w zmartwychwstanie i rozrachunek ze swoich uczynków w dniu sądu przed Bogiem. Ostrzegał, że jeśli nie poprawią się, czeka ich ciężka kara. Swą misję nazywał islamem, czyli wezwaniem do poddania się jednemu Bogu. Te dogmaty były całkowicie obce mekkańczykom. Mahomet realizował misję w sposób pokojowy. Za sprawą wytrwałości, nieposzlakowanej osobowości, a przede wszystkim Koranu, który, jak twierdził, został mu objawiony przez Boga, podążyło za nim wielu prozelitów. Reakcja politeistów z Mekki była ostra, bo nie godzili się na zmianę dotychczasowego stanu rzeczy. Byli przywiązani do tradycji swych przodków, a uważali, że ich protoplaści czcili bożki. Postanowili przerwać misję Mahometa bojkotując jego i prozelitów: wyłączyli ich ze społeczności mekkańskiej. Konsekwencje tego posunięcia były takie, że wyznawcy misji Mahometa szybko zubożeli, groziła im śmierć głodowa. Mało tego, przeciwnicy Mahometa torturowali słabszych spośród prozelitów, aby odstąpili od monoteistycznej wiary. Wtedy nastąpił przełom w misji Mahometa. Uważa się, że wyznawcy misji Mahometa czekali na sygnał do rewolucji, tryumfu wiernych nad szerzącym się uciskiem ze strony niewiernych. Nie mieli wyboru, w Mekce byli słabi (mustazaf), więc musieli ją opuścić. Emigracja z Mekki była z góry zaplanowanym posunięciem. Mahomet, wykorzystując swe kurajszyckie pochodzenie, kontaktował się z Arabami przybywającymi do Mekki na handel i w celach kultowych. Widząc upór możnych w swym mieście, szukał przystani dla swej misji w innych rejonach Arabii. Znalazł ją w Medynie, mieście leżącym na północ od Mekki. Mieszkańcy tej osady przystali na to, żeby Mahomet stał się ich przywódcą religijnym i politycznym. Będąc jeszcze w Mekce, zawarł z przedstawicielami Medyny pakt. Przygotowawszy grunt pod nowe społeczeństwo wiernych (umma ), ogłosił prozelitom, aby udawali się do Medyny w niedużych grupach i pod osłoną nocy. W ten sposób udało mu się uśpić czujność politeistów mekkańskich. Gdy zorientowali się, co się dzieje, większość wyznawców islamu dotarła już spokojnie do Medyny. W Mekce pozostał jedynie Mahomet i kilka bliskich mu osób. Możni mekkańczycy widząc, że Mahomet pozostał bez ochrony wiernych, postanowili go zabić. Ze względu na szlachetne pochodzenie Mahometa nie było to jednak proste. Postanowili, że w zamachu na jego życie, musi brać udział jak największa liczba ludzi, aby nie dać nikomu pretekstu do wendety, zwłaszcza medyneńczykom. Planu nie zrealizowano, bo Mahomet wyemigrował zanim zamachowcy zdołali otoczyć jego dom. Z emigracją Mahometa do Medyny (622 r.) zaczęła się nowa era, era hidżry.
Medyna była osadą rolniczą, w której żyły rody arabskie i żydowskie. Mahomet i prozelici z Mekki byli emigrantami (muhadżirun), nowym elementem społecznym w mieście. Początkowy pakt, zawarty jeszcze w Mekce, musiał być zrewidowany. Mahomet dążył do podkreślenia roli prozelitów mekkańskich w nowym społeczeństwie wiernych, ze względu na to, że cierpieli w ojczyźnie z powodu swych przekonań, a ponadto pozostawili tam swój dobytek. Nakłonił społeczność medyneńską do ułożenia nowego paktu, który oprócz określenia jego roli, stanowiłby prawa i obowiązki pozostałych członków ummy. Spisano porozumienie zwane w publikacjach naukowych konstytucją medyneńską. Do społeczności wiernych włączono także żydów, ze względu na to, że wyznawali monoteizm. Tą drogą Mahomet zdołał wprowadzić ład i porządek wewnętrzny, bo misja przechodziła w kolejny etap. Będąc przywódcą religijnym i politycznym na obszarze Medyny i dysponując zalążkiem terytorium państwa, rozpoczyna aktywną politykę zewnętrzną. Chce przekonać innych Arabów do wiary islamu i skupić ich pod swoim przywództwem. Pamięta także o prześladowaniach, które doznał on i prozelici w Mekce. Widzi, że możni jego rodzinnego miasta, nie myślą o porozumieniu z nim, jako władcą Medyny.
Skoro metody pokojowe zawodzą, sięga do metod siłowych.
Ludność Mekki żyła z handlu, a ich karawany kursowały między Jemenem a Palestyną. Na tej trasie handlowej leżała Medyna. Mahomet zamierzał nałożyć blokadę na Mekkę, podciąć jej ekonomiczną siłę, aby wymusić pertraktacje pokojowe. Możni Kurajszyci odczytali to jako wypowiedzenie wojny, a czuli się na tyle silni, że nie zamierzali pertraktować z Mahometem. W 624 r. doszło do pierwszej bitwy, pod osadą Badr, leżącą na jednym ze szlaku karawan. Szczęście było po stronie Mahometa, bo jego słaby oddział pokonał dziesięciokrotnie liczniejszy oddział kurajszycki wysłany na północ, aby odblokować ruch na trasie. Tak zaczęła się kilkuletnia wojna, która objęła zachodnie regiony półwyspu Arabskiego. Po klęsce pod Badr, mekkańczycy zorganizowali szeroką koalicję przeciwko Mahometowi. Zdołali otoczyć Medynę, lecz oblężenie nie udało się. Doszło do bitwy na przedpolach, z której obie strony wyszły na równi osłabione. Mahomet udowodnił, że zdołał zbudować miasto-państwo, które dorównuje potędze Mekki. Przemienił pyrrusowe zwycięstwo w sukces polityczny, bo zdołał przekonać plemiona arabskie ze wschodnich regionów półwyspu Arabskiego do powodzenia swej misji. Mało tego, nawiązał kontakt z przywódcami innych państw (Etiopia, Persja, Bizancjum), posyłał do nich swych emisariuszy z listami wyjaśniającymi misję islamu. Od bitwy na przedpolach Medyny, stale rósł w siłę. Nadszedł czas, że to on na czele oddziałów udał się na Mekkę, lecz nie po to, by zdobywać, lecz w celach kultowych. Zamierzał przywrócić pradawny zwyczaj proroka Abrahama – pielgrzymowania do świątyni jednego Boga w Mekce. Mekkańczycy nie mieli wyboru, musieli wpuścić pielgrzymów, lecz Mahomet uczynił w ich stronę pojednawczy gest, godząc się na wiele warunków, które mu przedstawili. Od tej chwili wie, że to wyłącznie kwestia czasu, aby Mekka została przyłączona do państwa medyneńskiego, bo Kurajszyci są gotowi na pertraktacje, a poza tym, to muzułmanie są silniejsi. I rzeczywiście w 630 r. muzułmanie zajmują Mekkę bez rozlewu krwi. Mahomet jest wspaniałomyślny wobec mieszkańców rodzinnego miasta, bo zabrania swym oddziałom rozlewu krwi i rabunków. Łaskawością zdobywa serca Kurajszytów, którzy tłumnie przyjmują islam. Od tego momentu mekkańczycy i medyneńczycy wspólnie prowadzą misję islamu. Zachodnie tereny Arabii zostają zjednoczone pod przywództwem Mahometa, jednakże Mekka nie odzyskuje swej pozycji pośród miast arabskich. Mahomet zachował dominująca rolę Medyny w państwie. W kolejnym roku państwo obejmuje wiele terenów wschodniej Arabii, po tym, gdy tamtejsze plemiona przyjmują islam u Mahometa. Podporządkowanie się nowemu organizmowi państwowemu z ich strony, jest raczej świadectwem obawy przed Mahometem. Za taką interpretacją mogą świadczyć wydarzenia, które miały miejsce zaraz po jego śmierci. Mianowicie, pojawia się we wschodnich regionach uzurpator, noszący imię Musajlima , który uważa, że także ma misję od Boga. Szybko udaje mu się zjednoczyć plemiona, które pozostają zewnętrznie muzułmańskie, lecz odrzucają władzę z zachodu, bo jest to władza spoza ich rodu (asabijja). Kroniki muzułmańskie odnotowują, że członkowie rodu Musajlima uważali go za kłamcę, ale ze względu na pokrewieństwo, godzili się, aby był ich przywódcą i nimi rządził. Śmierć Mahometa mogła być więc początkiem końca nowego państwa, tak się jednakże nie stało. Grono najbliższych współpracowników Mahometa pragnęło zachować państwo za wszelką cenę. Misja Mahometa jako przywódcy i proroka się skończyła, lecz zaczynała się nowa epoka, epoka kalifów prawowiernych, czyli następców proroka Mahometa (od 632 do 661). Pierwszy kalif Abu Bakr (rządził 632 – 634) zdołał szybko odbudować państwo, które poszło w rozsypkę po śmierci Mahometa. Jego dzieło kontynuowali następni trzej kalifowie – Omar (634 – 644) , Osman (644 – 656) i Ali (656 – 661).
Po zamordowaniu kalifa Alego w 661 roku doszło wśród muzułmanów do sporu o sukcesję. Nowym kalifem został niespokrewniony z Mahometem Mu’awija . Jego przeciwnicy odeszli od nurtu sunnickiego, dając początek szyizmowi . Nowy kalifat Omajjadów przeniósł stolicę Kalifatu do Damaszku. W 750 roku Omajjadzi zostali obaleni przez Abbasydów . Nowa dynastia przeniosła stolicę państwa muzułmańskiego do Bagdadu. Ocalali przedstawiciele rodu Omajjadów wyemigrowali do Kordoby w Hiszpanii, gdzie powołali nowy kalifat. Utrzymał się on do wygaśnięcia dynastii w 1031. W roku 909 szyicki ród Fatymidów powołał w Kairze własny kalifat, konkurencyjny wobec kalifatu sunnickiego. Utrzymał się on do 1171. Kres kalifatowi bagdadzkiemu położył nagły najazd Mongołów w 1258 roku, zdobyli oni i zrównali z ziemią, stolicę kalifatu, Bagdad. Kalif Al-Mustasim został zamordowany, a świat muzułmański pogrążył się w chaosie. W 1261 w Kairze wskrzeszono kalifat, rządzony przez boczną linię dynastii Abbasydów. Nowi kalifowie byli jednak tylko marionetkami w rękach władców Egiptu i nie posiadali faktycznie żadnej władzy. Kalifat Kairski upadł wraz z podbojem Egiptu przez Turków Osmańskich. Ostatni abbasydzki kalif zmarł w Konstantynopolu jako więzień sułtana tureckiego. Odtąd tytuł kalifa nosili formalnie władcy Imperium Tureckiego.
Koniec kalifatu był nieunikniony i nic nie mogło powstrzymać jego końca. Na początku XX w. bowiem instytucja państwa była ostatecznie ukształtowana, a odrębność państwowa poszczególnych części składowych kalifatu stawała się na tyle silna, że chciały tę odrębność zaznaczyć stworzeniem nowych, samodzielnych organizmów politycznych, niekoniecznie pod władzą kalifa. Tak więc trwająca ponad 1000 lat instytucja, która miała być (i była, choć nie zawsze) idealnym rozwiązaniem dla społeczności muzułmańskiej, aby zjednoczyć ją pod jednym sztandarem jednak ostatecznie upadła. Jednak chciałem jeszcze poruszyć tutaj pewien problem.
Po pierwsze, czy faktycznie muzułmańskie społeczeństwo wraz z jego przywódcami religijnymi wierzy, że przywrócenie kalifatu i zjednoczenie państw muzułmańskich jest możliwe i przyniesie islamowi wyczekiwane przez nich zwycięstwo, zapewniając władzę na tym świecie kalifowi i jego poddanym? Okazuje się, że tak i wyznawcy islamu są społeczeństwem na tyle przesiąkniętym ideologią islamskich grup terrorystycznych i ich przywódców (będących świetnymi oratorami), że faktycznie byliby skłonni oddać wszystko i poświęcić życie tysięcy ludzi, byleby swój cel osiągnąć.
Mnie jednak wydaje się być oczywistym fakt, że muzułmanie nie potrzebują żadnego sztucznego tworu politycznego, aby być społecznością silnie zjednoczoną. To, co sprawia, że są tak związani to przecież fakt, iż religia stanowi najważniejszą część ich życia, że nie ma podziału na sfery sacrum i profanum tak charakterystycznego w zachodnich, coraz bardziej zlaicyzowanych społeczeństwach. W czasie, gdy chrześcijaństwo przeżywa kryzys religijny, islam cieszy się ponownym rozkwitem i zdaje się mieć coraz większy wpływ na życie polityczne całego świata. Wydaje mi się więc zupełnie niepotrzebne i niezrozumiałe ślepe dążenie do ponownego powołania instytucji kalifatu, która nie będzie w stanie uczynić nic w kierunku większego scalenia wyznawców islamu. Faktem jest jednak, że być może państwa muzułmańskie zjednoczone w np. republikę islamską stanowiłyby silniejszą całość niż poszczególne organizmy polityczne dzisiejszego świata Bliskiego Wschodu i zapewne byłyby partnerem bardziej liczącym się, jeśli chodzi o główne wydarzenia polityczne całego świata, partnerem, którego głos miałby duże znaczenie, z którym zachodnie cywilizacje musiałyby się liczyć, jako że skupiałby ok. 1,3 mld ludzkich istnień. Tak więc przywódcy państw muzułmańskich mają wielki problem, jaką strategię przyjąć. Czy oddać władzę i zjednoczyć się pod jednym przywódcą (kwestia jego wyboru byłaby kolejnym problemem), czy też pozostać w obecnym stadium i pogodzić się z małym wpływem swojego kraju na międzynarodową politykę? Wypada jednak zaznaczyć, że wydaje się trudne pogodzenie i zapomnienie wzajemnych krzywd i wojen prowadzonych wewnątrz Bliskiego Wschodu. Czy uda się to jednak zrobić? Myślę, że dowiemy się jeszcze w XXI wieku.