Kiedy myślimy o II wojnie światowej, często podnosimy kwestę tego, kto był najlepszym dowódcą podczas tej konfrontacji. Kto najlepiej potrafił przewidywać ruchy przeciwnika, kto był stale gotowy do walki, kto najlepiej potrafił dostosować się do zmieniającej się sytuacji, kto uzyskiwał największe sukcesy, dysponując ograniczonymi siłami i nie narażając swoich żołnierzy na bezsensowną śmierć? Nie ma chyba liczącego się historycznego forum internetowego czy magazynu, w którym nie byłyby poruszane te tematy. Niezależnie od źródła, do którego sięgniemy, ciągle pojawiają się te same nazwiska: Guderian, Rommel, Montgomery, Patton, MacArthur, Koniew oraz Żukow. Często tym „naj” wybiera się Giorgija Żukowa, a niepodważalnymi argumentami mającymi świadczyć na jego korzyść są obrona Leningradu, Moskwy i Stalingradu, pogrom Niemców na łuku kurskim oraz niepowstrzymany marsz na zachód zakończony zdobyciem stolicy Rzeszy – Berlina. Dodatkowym argumentem przeważającym szalę zwycięstwa na stronę marszałka Żukowa jest to, że on jedyny potrafił przeciwstawić się samemu Stalinowi, który jednym podpisem wysyłał na śmierć tysiące osób, nie wyłączając wcześniejszych marszałków Armii Czerwonej.
Czy jednak ten obraz Żukowa jest prawdziwy? Okazuje się, że nie dla wszystkich. Jednym z tych, którzy mają na tę sprawę inny pogląd, jest znany rosyjski pisarz, były agent radzieckiego wywiadu wojskowego GRU, autor takich książek jak „Akwarium”, „Lodołamacz” czy „Żołnierze wolności” – Wiktor Suworow. Napisał on trylogię, w której postawił sobie za cel rozprawienie się z mitem „stratega wszechczasów”, jak często określają Żukowa liczne, szczególnie rosyjskie publikacje. Mimo że książki są trzy, każdą z nich można traktować jak odrębną całość i przeczytanie choćby jednej z nich spowoduje u czytelnika całkowitą zmianę wizerunku Żukowa. Tak przynajmniej było w moim przypadku.
Cała trylogia nosi tytuł „Cień zwycięstwa”, podobnie jak jej pierwszy tom. Drugi natomiast, który tu opisuję, nosi tytuł „Cofam wypowiedziane słowa”. Całość została wydana nakładem domu wydawniczego Rebis i trzeba powiedzieć, że prezentuje się nader okazale; dobry papier, twarde, ładnie zaprojektowane okładki – jednym słowem – profesjonalizm, do którego Rebis zdążył już przyzwyczaić czytelników swoimi poprzednimi tytułami, takimi jak na przykład „Marsz czarnych diabłów”, „Monte Cassino” czy seria o zabójstwie generała Sikorskiego. Przejdźmy jednak do konkretów, czyli tego, co Suworow zawarł w napisanej przez siebie książce…
Autor atakuje nie tyle samego marszałka, ile to, co opisał on w swoich pamiętnikach. Zresztą same pamiętniki to też jest temat na osobną książkę. Wyszło ich już trzynaście wydań różniących się do siebie znacznie, ale niezależnie od tego, którym wydaniem dysponujemy, jest (albo było) ono uważane w swoim czasie za „najprawdziwszą” opowieścią o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, jak Rosjanie określają II wojnę światową. Jak ironicznie zauważa autor – Żukow był tak wielką, niemal świętą postacią, że posiada zdolność powoływania się na książki, które ukazały się już po jego śmierci. Porównując poszczególne wydania, można zaobserwować niezwykłą metamorfozę marszałka, od gorliwego komunisty w pierwszych wydaniach za czasów Breżniewa do żarliwego chrześcijanina w najnowszych wydaniach. Aby się dowiedzieć, jak to jest możliwe i jakie były powody takiego dostosowywania się wspomnień Żukowa do sytuacji, trzeba zajrzeć do tej książki.
Kolejne rozdziały poświecone są demaskowaniu wszystkich nieścisłości, przekłamań i kłamstw zawartych w dziele marszałka. Suworow jako żołnierz i agent wywiadu posiada doskonałą umiejętność myślenia analitycznego, obserwacji i wyciągania odpowiednich wniosków. A to, że jest Rosjaninem, dodatkowo ułatwiało mu pracę w rosyjskich archiwach, które ujawniły już część akt z opisywanych przez Żukowa czasów. Autor zajął się więc żmudnym porównywaniem słów „wielkiego stratega” z tym, co jest zapisane w dokumentach. A okazuje się, że jest co badać, gdyż rozbieżności są niekiedy porażające. I dotyczą one praktycznie wszystkiego. Marszałek pisząc pamiętniki musiał wykazać się niebywałą gibkością umysłu i pomysłowością, aby niekorzystne dla niego fakty przekuć w swoje zwycięstwo. Nie dość, że często przekręca zdarzenia, w których brał udział, to nierzadko też opisuje zdarzenie, w których nie mógł mieć udziału, gdyż fizycznie znajdował się w innym miejscu.
Tak jest na przykład w przypadku opisywania przez Żukowa spotkania z generałem Własowem jeszcze za czasów, gdy ten ostatni dowodził dywizja w Armii Czerwonej. Wynika z tego opisu, że Własow był dowódca nieudolnym, nienadającym się do dowodzenia jakąkolwiek jednostką, gdy tymczasem z dokumentów wynika, że był to jeden z najzdolniejszych radzieckich dowódców, a jednostki, którymi dowodził w boju, odznaczały się wyjątkowym męstwem i nieustępliwością. I tylko decyzja Stalina, w której zabronił on wycofania się spod Kijowa spowodowała, że Własow został otoczony i pokonany przez Niemców, do których później dołączył. A to tylko jeden przykład…
Równie ciekawie prezentują się inne rozdziały książki demaskujące kłamstwa Żukowa w takich kwestach jak orientowanie się Stalina w kwestiach wojskowych (okazuje się, że nie był on takim dyletantem, jak się powszechnie uważa), „bohaterska” obrona Leningradu czy wreszcie stopień przygotowania całego ZSRR do wojny. Suworow po raz kolejny powtarza swoją tezę zawartą już wcześniej w „Lodołamaczu”, że ZSRR było doskonale przygotowane do wojny, tyle że do wojny ofensywnej, mającej na celu „oswobodzenie” Europy spod jarzma kapitalizmu. I trzeba przyznać, że jego argumenty są bardzo przekonujące. Takie przygotowania to jedyne wytłumaczenie dla zaskoczenia i druzgocącej klęski Armii Czerwonej w czerwcu i lipcu 1941 roku.
Gdyby – jak twierdzi w swoich wspomnieniach Żukow – takich przygotowań nie było to oznaczałoby to, że szef sztabu generalnego ZSRR celowo tak ustawił swoje armie, żeby były jak najłatwiejsze do pokonania dla najeźdźców.
Autor nie oszczędza nawet życia prywatnego marszałka. Przedstawiany jako wzór radzieckiego oficera, Żukow tak naprawdę prowadził bardzo bogate życie rozrywkowe. Nie stronił także od innych – poza swoją żoną – kobiet. Kochankom, które jeździły za nim po całym froncie nadawał nawet najwyższe państwowe odznaczenia. Żony też zresztą wymieniał na coraz to młodsze, z ostatnią dzieliło Żukowa trzydzieści lat.
Aby dopełnić prawdziwego obrazu „największego stratega”, autor zebrał relacje współpracowników i podwładnych Żukowa z czasów wojny. Wbrew temu, co można by sądzić o „pogromcy nazizmu”, wypowiadają się oni o marszałku jak najgorzej. Nieważne, czy jest to kapitan ze służby wartowniczej, dowódca saperów na danym odcinku frontu czy wybitni generałowie, marszałkowie i admirałowie tacy jak Kuzniecow, Gołowanow, Malinowski, Rokossowski czy Koniew. To oni byli prawdziwymi bohaterami wojny ojczyźnianej, jednak dla świętego spokoju albo zachowywali milczenie albo załatwiali swoje porachunki ze stale krytykującym ich Żukowem osobiście.
Książka napisana jest bardzo przystępnym językiem, z dużą dozą ironii i sarkazmu skierowanego przeciw marszałkowi, a także jego córkom, odpowiedzialnym za następne, „bardziej prawdziwe” wydania wspomnień Żukowa. Nie trzeba być wielkim znawcą II wojny światowej, żeby zrozumieć główne przesłanie płynące z tej książki; autor opisuje wszystko bardzo szczegółowo, nakreśla cały kontekst danej sytuacji, przywołuje daty, cytuje dokumenty oraz stawia niewygodne – głównie dla rosyjskich historyków i wojskowych – pytania.
Całość jest jak najbardziej warta polecenia. Myślę, że nikt, kto zakupi tę książkę, nie będzie żałował ani jednej złotówki na nią przeznaczonej.