W internecie pojawiło się dziś nagranie rzekomo przedstawiające niedawny wypadek samolotu bojowego F-35B startującego z lotniskowca HMS Queen Elizabeth na Morzu Śródziemnym. Film upublicznił na Twitterze @sebh1981, który otrzymał plik za pośrednictwem WhatsAppa. Nie ma żadnych informacji o autorze, ale niemal na pewno był nim członek załogi lotniskowca.
Nagranie w postaci, w której trafiło do internetu, wykonano za pomocą telefonu komórkowego. Właściwy film z wypadku, odtwarzany na monitorze komputerowym, pochodzi z systemu kamer zainstalowanego na lotniskowcu i monitorującego wszystkie czynności odbywające się na pokładzie lotniczym – między innymi właśnie do celów badania ewentualnych wypadków. Na monitorze widać napis: Video Surveillance System.
Well thank God he is still with us! That’s all I can say. pic.twitter.com/YtL6f0BFAm
— Seb H (@sebh1981) November 29, 2021
Pierwsze doniesienia mówiły, że do wypadku doszło niedługo po starcie. Później zaczęły jednak napływać informacje, jakoby pilot zauważył problem techniczny już w trakcie rozbiegu i próbował zatrzymać maszynę na pokładzie. Nagranie – o ile jest autentyczne – potwierdza tę drugą wersję. Wydaje się również, że potwierdza pogłoski, iż spadochron pilota zaczepił się o skocznię startową.
Należy podkreślić, że brytyjskie ministerstwo obrony, zapytane o autentyczność nagrania, tradycyjnie ani nie potwierdziło, ani nie zaprzeczyło. Jego autor – o ile zostanie zidentyfikowany – może się jednak spodziewać poważnych konsekwencji prawnych.
In response to a video purporting to show the F-35 crash after launching from HMS Queen Elizabeth earlier this month, an MoD spokesperson said:
"We are aware of a video circulating online. It is too soon to comment on the potential causes of this incident."
— Henry Jones (@hthjones) November 29, 2021
Nie wiadomo na razie, co mogło doprowadzić do wypadku. Według brytyjskiej prasy brukowej zawiniła osłona przeciwdeszczowa pozostawiona na samolocie przed startem i zassana do silnika. Oznaczałoby to, że decydującą rolę odegrał czynnik ludzki: przeoczenie ze strony tak personelu technicznego, jak i samego pilota, który przed startem musi wykonać obchód maszyny. Jako że nie wprowadzono zakazu lotów Lightningów, można przypuszczać, iż Royal Navy i Royal Air Force rzeczywiście nie podejrzewają usterki technicznej.
Na Queen Elizabeth zaokrętowana była grupa lotnicza obejmująca do tej pory osiemnaście – teraz już siedemnaście – F-35B i komponent śmigłowcowowy. Osiem maszyn pochodziło z 617. Eskadry Royal Air Force „Dambusters” (jeden z tych F-35B się rozbił), a dziesięć – z 211. Eskadry Myśliwców Uderzeniowych „Wake Island Avengers” amerykańskiej piechoty morskiej z MCAS Yuma.
Amerykańskie samoloty opuściły lotniskowiec zgodnie z planem 24 listopada. Wykonały w sumie 1278 samolotolotów (w tym czterdzieści cztery bojowe w ramach operacji przeciwko islamistom) i spędziły w powietrzu 2200 godzin. Od lotniskowcowej grupy uderzeniowej odłączył się już także niszczyciel USS The Sullivans (DDG 68) typu Arleigh Burke. Z kronikarskiego obowiązku dodajmy, że 21 listopada na lotniskowiec przybyła również para włoskich F-35B z lotniskowca Cavour.
Italian F-35B Joint Strike Fighters operated from British #carrier HMS QUEEN ELIZABETH R08 @HMSQNLZ in the Mediterranean on 21 Nov, becoming the 3rd country's F-35Bs to fly from QE's deck. US Marines VMFA-211 is also aboard with 35Bs https://t.co/kxNKGIMNX0 pic.twitter.com/BYjjfdqoE0
— Chris Cavas (@CavasShips) November 24, 2021
Poszukiwania wraku
Zniszczony myśliwiec spoczywa wciąż na dnie Morza Śródziemnego. Brytyjczycy oczywiście znają jego położenie, więc obejdzie się bez zakrojonej na ogromną skalę akcji poszukiwawczej, jaką widzieliśmy po katastrofie japońskiego F-35A. Royal Navy zwróciła się już z prośbą o pomoc do sojuszników. Nieoficjalnie wiadomo, że zarówno Stany Zjednoczone, jak i Włochy oddelegowały okręty do akcji poszukiwawczej.
Podniesienie wraku jest kwestią najwyższej wagi. Nawet poważnie uszkodzony F-35 stanowiłby łakomy kąsek dla służb wywiadowczych potencjalnych przeciwników – co w tym wypadku oznaczałoby głównie Rosję – gdyż pozwoliłby uzyskać informacje z pierwszej ręki na temat zarówno awioniki, jak i struktury płatowca. Lightning spadł do wody z wysokości około dwudziestu metrów z minimalną prędkością postępową. Będzie więc w stosunkowo dobrym stanie, na pewno dużo lepszym niż japoński, wokół którego krążyło tyle obaw.
Nie ma wątpliwości, że rosyjski Główny Zarząd Badań Głębinowych (Gławnoje uprawlenije głubokowodnych issledowanij) zwrócił uwagę na tę sytuację. W jego dyspozycji znajduje się flota załogowych i bezzałogowych pojazdów podwodnych uznawana za największą na świecie. Na szczęście dla NATO większość „arsenału” GUGI znajduje się w Arktyce. Nie wiadomo niestety, gdzie znajduje się swoisty okręt flagowy urzędu – 108-metrowy Jantar projektu 22010 Kriujs. Rosjanie klasyfikują go jako jednostkę oceanograficzną, w praktyce jest jednak okrętem zwiadowczym, dysponującym bogatą aparaturą dwojakiego – wojskowego i cywilnego – zastosowania i zdolnym do szukania obiektów na dnie morskim.
W skład jego wyposażenia wchodzą dwa duże autonomiczne pojazdy podwodne, zdolne do wykonywania zdjęć dna morskiego i infrastruktury podmorskiej w wysokiej rozdzielczości, a także do podejmowania przedmiotów z dna. Cztery lata temu Władimir Putin zaproponował władzom argentyńskim skierowanie Jantara do udziału w poszukiwaniach zaginionego okrętu podwodnego ARA San Juan. Akcję ratunkową przerwano, zanim Jantar zdołał dotrzeć na południowy Atlantyk. Również w 2017 roku Jantar podniósł z dna Morza Śródziemnego wraki myśliwców pokładowych Su-33 i MiG-29KR, które rozbiły się w toku operacji lotniczych nad Syrią.
Океанографическое исследовательское судно «Янтарь» ВМФ России проекта 22010 у стенки одноименного завода, сентябрь 2020 года pic.twitter.com/G9ymKWU4ce
— Maxim Vorontsoff (@VrffMax) September 17, 2020
Flota Czarnomorska dysponuje za to okrętem doświadczalnym Sieligier o wyporności 1040 ton. Ten mógłby się znaleźć na miejscu szybciej, a chociaż jego wyposażenie jest skromniejsze niż Jantara, obejmuje między innymi załogowy pojazd ratowniczy ARS-600 o maksymalnej głębokości zanurzenia 600 metrów i kilka mniejszych urządzeń autonomicznych. Niektórzy analitycy spekulują wobec tego, że miejsce wypadku zabezpiecza okręt podwodny typu Astute, ale bardziej sensowne byłoby użycie okrętu nawodnego, który mógłby próbować udaremnić jakiekolwiek działania Rosjan.
#ВМФ #ЧФ Опытовое судно "Селигер" Черноморского флота России.
Сентябрь 2021.
📸primbul pic.twitter.com/tWW4gOlxKw— Грета Туборг (@qretaxyeta) October 3, 2021
Jako że trwa wyścig z czasem wsparcie US Navy jest niezbędne. Jeśli nawet pominiemy to, że Amerykanie są równie żywotnie zainteresowani odnalezieniem wraku, zanim wpadnie w niepowołane ręce, Wielka Brytania nie jest w stanie szukać go na własną rękę. Powód jest prozaiczny: większość zasobów poszukiwawczo-ratowniczych Royal Navy znajduje się w Faslane w Szkocji. Amerykanie tymczasem mogą oddelegować okręty z hiszpańskiej bazy Rota. Stanowi ona jeden z ośrodków amerykańskiego systemu Emergency Ship Salvage Material (ESSM), czyli globalnej sieci zasobów umożliwiających szybkie reagowanie w przypadku zarówno zatopionych samolotów i okrętów, jak i zanieczyszczeń mórz i oceanów.
Precyzyjne zlokalizowanie wraku będzie możliwe dzięki holowanemu lokalizatorowi TPL-25, który jest przystosowany do wykrywania impulsów z tak zwanych czarnych skrzynek. Jeżeli się nie uda, alternatywą będzie użycie okrętu hydrograficznego do sporządzenia precyzyjnej mapy dna morskiego, na której powinno się dać zauważyć wrak. Następnie roboty podwodne zaczepią liny i poduszki powietrzne zwiększające pływalność wraku.
Zobacz też: Future Commando Force – bardziej autonomiczni Royal Marines wracają do korzeni