Admirał Michael Gilday, szef operacji morskich US Navy, ogłosił na sympozjum Surface Naval Association priorytety rozwoju amerykańskiej marynarki wojennej na najbliższą dekadę. Nazwana „planem nawigacji” koncepcja rozwoju wskazuje na Chiny jako najszybciej rosnące, długoterminowe zagrożenie i podkreśla znaczenie zarówno potencjału ludzkiego, jak i nowoczesnego wyposażenia.
– Nie chcę dramatyzować, ale myślę, że jeżeli marynarka wojenna utraci przewagę, jeżeli zejdziemy z kursu i naprawdę odwrócimy się od tego, na czym musimy się skupić, jeśli chodzi o gotowość, możliwości, zdolności i marynarzy, to na podstawie trajektorii, na której obecnie są Chińczycy, myślę, że możemy już do końca stulecia jej nie odzyskać – stwierdził admirał Gilday.
Podąża on tutaj szlakiem wytyczonym przez opublikowaną w ubiegłym miesiącu Tri-Service Maritime Strategy, kładącą nacisk na ściślejszą współpracę i lepszą koordynację między marynarką wojenną, Korpusem Piechoty Morskiej i strażą wybrzeża. Oprócz tego aby skuteczniej przeciwstawić się Chinom i powstrzymywać agresywne zapędy Rosji, wszystkie trzy komponenty mają poświęcić więcej uwagi współpracy z sojusznikami i partnerami, a także przyjąć bardziej asertywną postawę w codziennej rywalizacji z przeciwnikami.
„Plan nawigacji” wskazuje cztery priorytety na następną dekadę konieczne do utrzymania panowania na morzu i zdolności projekcji siły, a także sposoby, aby ten cel osiągnąć. Są nimi:
- marynarze: szkolenie i kształcenie ich w sposób pozbawiony uprzedzeń, tak aby wciąż byli najlepiej wyszkolonymi marynarzami na świecie;
- gotowość: poprawienie jej poprzez zapewnienie terminowości remontów okrętów;
- zdolności: w zakresie działań wywiadowczych, w cyberprzestrzeni i ściśle bojowe, między innymi przez wdrożenie laserowych systemów obrony bezpośredniej;
- rozmiar: tworzenie mieszanych zespołów złożonych z jednostek załogowych i bezzałogowych.
Jeżeli środki te okażą się niewystarczające, admirał Gilday postuluje przyjrzenie się, w co US Navy inwestuje pieniądze, i skreślenie programów, które nie wnoszą nic do utrzymania panowania na morzu i zdolności projekcji siły.
– Są okręty i zdolności, w które zainwestowaliśmy w przeszłości, a które niekoniecznie zwiększające naszą zdolność do wykonywania tych dwóch podstawowych misji – stwierdził admirał.
Oznacza to złe wieści dla powszechnie krytykowanych okrętów LCS. Rok temu US Navy mówiła o wycofaniu czterech najstarszych jednostek tej klasy. Decyzja w tej sprawie już zapadła: Freedom, Independence, Fort Worth (typu Freedom) i Coronado (typu Independence) mają opuścić bandery 31 marca, ostatni z nich po zaledwie siedmiu latach służby.
Według słów Gildaya okręty te „nie wnoszą już śmiercionośności do walki”. Niewykluczone więc, że US Navy skreśli ze stanu kolejne LCS-y. Zaoszczędzone w ten sposób środki mogą zostać przeznaczone na pozyskanie lżejszych okrętów desantowych, o co zabiega USMC. Jako kluczowy zakup wskazano jednak w planie podwodne nosiciele pocisków balistycznych typu Columbia, podkreślono także rolę ciągłego wprowadzania do służby nowych okrętów typu Virginia. W kontekście podobnych kroków podejmowanych przez Kreml (o czym pisaliśmy w artykule Rosja buduje coraz więcej nosicieli pocisków balistycznych) można wnioskować, że między oboma mocarstwami trwa cichy podwodny wyścig zbrojeń.
Zapowiadając cięcia, szef operacji morskich stara się nie tylko pozyskać więcej środków dla programów uznanych za najbardziej priorytetowe i perspektywiczne. W Pentagonie panuje niepewność co do działań administracji Joego Bidena. Po czterech latach nieprzerwanego wzrostu wydatków na obronę za prezydentury Donalda Trumpa istnieją obawy, że weterani administracji Baracka Obamy mogą podjąć kolejną próbę uporządkowania i racjonalizacji budżetu Pentagonu.
Jednocześnie „plan nawigacji” wpisuje się w dotychczasowe plany na przyszłość amerykańskiej marynarki wojennej. Według analiz Future Naval Force Study przygotowanych na zlecenie byłego sekretarza obrony Marka Espera przez think tanki CAPE i Hudson Institute, aby przeciwstawić się Chinom na Pacyfiku, Stany Zjednoczone potrzebują liczącej od 480 do 534 jednostek, przy czym marynarka ma stać się lżejsza i bardziej elastyczna.
Skokowy wzrost liczebności ma natomiast zapewnić budowa jednostek bezzałogowych. Docelowo miałoby ich być od sześćdziesięciu pięciu do nawet osiemdziesięciu siedmiu. W planach jest budowa bezzałogowych lub opcjonalnie załogowych korwet, znanych pod akronimem LUSV. Sporo uwagi poświęcono także dużym podwodnym bezzałogowcom, które mają wyręczać jednostki załogowe w realizacji zadań monotonnych i szczególnie niebezpiecznych.
Budowa dużej liczby nowych jednostek, nawet bezzałogowych, wymagać będzie odpowiedniej rozbudowy zaplecza stoczniowego. Sekretarz Esper wspominał o tym kilkakrotnie w ciągu 2020 roku, wskazując na konieczność zwiększenia funduszy przeznaczanych na budowę nowych jednostek i przygotowanie wieloletnich planów rozbudowy floty. Odpowiednio sprawne zaplecze stoczniowe jest także koniecznym warunkiem utrzymania wysokiej gotowości bojowej okrętów marynarki wojennej.
Plan podkreśla również znaczenie rodzin marynarzy, które „utrzymują ład w naszym życiu podczas naszych rejsów”. W tym kontekście zapowiedziano wzmocnienie programów wspierających rodziny poprzez zapewnienie im domów, opieki nad dziećmi i pomocy w rozwoju kariery zawodowej dla współmałżonków.
Zobacz też: Iran chce jak najszybciej wzbogacać uran do 20%
(stripes.com)