Wraz z ogłoszeniem wyborczego zwycięstwa Joego Bidena wróciła dyskusja o planowanym wycofaniu części amerykańskich oddziałów z Niemiec. Nadzieje na anulowanie decyzji prezydenta Donalda Trumpa pojawiają się po obu stronach Atlantyku, ale szersza dyskusja na ten temat prowadzona jest w Stanach Zjednoczonych.
Typowana na stanowisko sekretarza obrony Michèle Flournoy stwierdziła, że projekt przeniesienia 12 tysięcy żołnierzy zostanie dokładnie przeanalizowany. Liczebność i rozmieszczenie amerykańskich oddziałów ma zostać ocenione pod kątem przydatności w odstraszaniu Rosji i działań na Bliskim Wschodzie.
Niemniej Flournoy skrytykowała decyzję Trumpa jako podjętą pod wpływem emocji i z „astrategicznych powodów”. Ogłoszony w czerwcu tego roku plan prezydenta spotkał się też z brakiem entuzjazmu ze strony wojskowych. Oceniano wówczas, że Pentagon będzie czekać do wyborów prezydenckich w nadziei na odwołanie decyzji.
Ewentualne wycofanie oddziałów z Niemiec to poważne konsekwencje i wyzwanie logistyczne. Oprócz żołnierzy trzeba będzie także przenieść pracowników cywilnych i rodziny. Przeprowadzka i przygotowanie nowej infrastruktury wymagają czasu i pieniędzy. Profesor John R. Deni z US Army War College określił pomysł Trumpa jako krótkowzroczny i „nieodpowiedzialny fiskalnie”.
W podobnym duchu wypowiada się były dowódca amerykańskich sił w Europie, generał Ben Hodges. Wyraził on nadzieję, że administracja Bidena będzie traktować Niemcy jako najważniejszego sojusznika, nie zmieniając jednak coraz większych wymagań stawianych w zakresie odpowiedzialności i wywiązywania się ze zobowiązań.
Oznacza to dalszy nacisk na zwiększanie wydatków na obronę i szersze angażowanie się w amerykańskie działania, w tym bardziej asertywną politykę względem Chin. W przypadku Niemiec oznacza to porzucenie jakichkolwiek dywagacji na temat wycofania się z NATO Nuclear Sharing i rezygnację z Nord Stream 2.
Bardzo mało prawdopodobne jest, aby administracja Bidena odeszła tutaj od żądań stawianych przez Trumpa. Zmienią się jedynie metody realizacji celów. Trzeba też pamiętać o roli Kongresu w amerykańskiej polityce zagranicznej, a w przypadku Chin i Rosji wśród Demokratów i Republikanów panuje zgoda.
Ostatnie wypowiedzi kanclerz Angeli Merkel wskazują, że chociaż zwycięstwo Bidena przyjęła z zadowoleniem, ma świadomość celów Waszyngtonu.
– Niemcy i Europejczycy wiedzą, że musimy wziąć na siebie większą odpowiedzialność za to partnerstwo. Ameryka pozostaje naszym najważniejszym sojusznikiem. Ale nie bez powodu oczekuje od nas większych wysiłków na rzecz własnego bezpieczeństwa i obrony naszych przekonań w świecie – mówiła Merkel.
Generał w stanie spoczynku Reinhard Wolski na łamach miesięcznika Behörden Spiegel wyraził nadzieję na restart relacji amerykańsko-europejskich, większą przewidywalność wzajemnych relacji i gotowość do dialogu. Ostrzegł jednak wszystkich marzących o powrocie do stanu sprzed Trumpa, że nie ma o tym mowy.
Również zdaniem Wolskiego nowa administracja będzie domagać się od europejskich sojuszników rosnącego zaangażowania w sprawy globalne i większej odpowiedzialności za własne bezpieczeństwo, a wymóg przeznaczania na obronę 2% PKB nie zniknie.
Zobacz też: Amerykańskie F-35 już na HMS Queen Elizabeth
(behoerden-spiegel.de, defensenews.com, stripes.com)