Intensywność, z jaką wybuchły walki na Kaukazie Południowym, zaskoczyły większość obserwatorów. Trwająca już piąty dzień wojna między Armenią i Azerbejdżanem przyniosła ciężkie straty po obu stronach i doprowadziła do kryzysu, który może przerodzić się w wojnę pełnoskalową. Oba kraje nie zamierzają ustąpić w trwającym od dziesięcioleci konflikcie, ale kolejna wojna na Kaukazie, do tego w dobie pandemii, zdaje się nikomu nie służyć. Jednym krajem zyskującym na potencjalnej eskalacji jest Rosja.

30 września minister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej odbył rozmowy telefoniczne ze swoimi odpowiednikami w Baku i Erywaniu. Siergiej Ławrow ogłosił gotowość Moskwy do mediowania i zapewnienia warunków dla otwarcia rozmów mających załagodzić konflikt.

Rosja pragnie przedstawić się jako neutralna siła mogąca wesprzeć proces pokojowy. Należy jednak pamiętać, że pozostaje ona głównym dostawcą broni dla obu stron. Mimo że na pierwszy plan wysuwa się amunicja krążąca, o której pisaliśmy wczoraj (a tę Baku pozyskuje w Izraelu), w latach 2013–2017 dostawy rosyjskiego uzbrojenia pokryły 65% kontraktów zbrojeniowych Azerbejdżanu. Jednocześnie w 2016 roku do Armenii trafiły pociski Iskander (na zdjęciu tytułowym), a niedawno – także samoloty bojowe Su-30SM i pierwsze dwa zestawy przeciwlotnicze Tor-M2KM.

Zaopatrywanie obu stron sprawia, że Kreml utrzymuje silne wpływy w obu państwach. Utrzymywanie niepokojów w wybranych regionach byłego ZSRR wykorzystywane jest do tworzenia stref buforowych oddzielających politycznie Rosję od państw NATO. Oprócz Górskiego Karabachu takimi niespokojnymi miejscami są Naddniestrze, Donbas i Osetia.

Wybuch walk zagraża również inwestycjom uderzającym bezpośrednio w rosyjskie interesy gospodarcze. Ropociągi Baku–Tbilisi–Ceyhan i Baku–Supsa, a także autostrada E60 łącząca Francję z Chinami, których realizacja skutecznie ograniczyłaby rolę Rosji jako kraju tranzytowego, teraz mogą stanąć pod znakiem zapytania. Innym zagrożonym projektem jest światłowód mający połączyć Europę z Azją, a którego 400 kilometrów miało być położone na dnie Morza Kaspijskiego. Niepokoje na Kaukazie mogą mieć konsekwencje dalece wykraczające poza kwestię niepodległości czy przynależności państwowej Górskiego Karabachu.

Minionej nocy na linii kontaktu utrzymywał się względny spokój, ale cały czas trwała ograniczona wymiana ognia. Kilka godzin temu siły zbrojne Górskiego Karabachu poinformowały o zestrzeleniu dziś rano azerbejdżańskiego śmigłowca (nieustalonego na razie typu). Maszyna rozbiła się na terytorium Iranu, gdzie już wcześniej spadały pociski odpalane przez azerbejdżańską artylerię rakietową i gdzie sam Iran strącił już co najmniej dwa azerbejdżańskie drony.

Nad Askeranem (Əsgəranem) w Górskim Karabachu zestrzelono dwie sztuki amunicji krążącej. Pojawiają się też kolejne informacje o zestrzeleniu następnych azerbejdżańskich statków powietrznych, ale na razie nie ma wiarygodnego potwierdzenia. Nasz redakcyjny kolega zwrócił zaś uwagę na ciekawy cel zniszczony przez azerbejdżańskiego drona: dmuchaną makietę rakietowego zestawu przeciwlotniczego Osa wyprodukowaną przez polską firmę Lubawa na potrzeby armeńskich sił zbrojnych.

A na nagraniu z azerskiego bezzałogowca widzimy dmuchaną makietę rakietowego zestawu przeciwlotniczego Osa wyprodukowaną przez polską firmę Lubawa.

Aktualizacja (14.53): Rzeczniczka armeńskiego resortu obrony Szuszan Stepanian informuje, że do godziny 15.00 czasu lokalnego Azerbejdżan stracił nad Górskim Karabachem trzy samoloty, dwa śmigłowce i sześć bezzałogowych aparatów latających. Nie przedstawiono jednak żadnych dowodów na poparcie tych wyliczeń.

Pojawiają się również ciekawe informacje o azerbejdżańskich Anach-2T. Baku miało przekształcić małą flotę poczciwych Antków w bezzałogowe cele latające – przynęty mające sprowokować ujawnienie się stanowisk armeńskiej i górnokarabaskiej obrony przeciwlotniczej. Wobec tego możliwe, że twierdzenia Stepanian o trzech samolotach są prawdziwe, ale zarazem nie jest to dla Baku bolesna strata. Dwa lata temu opisywaliśmy bezzałogowego Ana-2 stworzonego w Chinach jako maszyna transportowa.

Daj francuscy dziennikarze pracujący dla Le Monde zostali dziś ranni w okolicach Martuni (Xocavəndu).

Aktualizacja (22.15): Armenia podawała wieczorem czasu lokalnego, że wzdłuż całej linii frontu trwała wymiana ognia artyleryjskiego. Azerbejdżan ostrzeliwał między innymi drogę Wardenis–Sotk na terytorium armeńskim, a niektóre pociski spadły na leżącą przy tej drodze wieś Szatwan. Z kolei w miejscowości Mec Masrik na północ od Wardenisu jeden cywil stracił życie wskutek uderzenia pocisku rakietowego z azerbejdżańskiego UCAV-a. Dron ten – a także dwa inne – miały zostać strącone przez armeńską obronę przeciwlotniczą.

Kolejny azerbejdżański dron miał być zestrzelony w bezpośrednim sąsiedztwie Erywania, nad prowincją Kotajk. Pojawiło się także nagranie pokazujące zestrzelenie drugiego Ana-2T. Rozmiar eksplozji sugeruje, że przenosił on ładunek wybuchowy i mógł być w razie potrzeby użyty również jako swoista amunicja krążąca.

Aktualizacja (22.55): W Teheranie odbyły się dziś demonstracje solidarności z Azerbejdżanem. Jak już pisaliśmy, Iran udostępnia Rosji swoje porty i drogi, aby Moskwa mogła dostarczać Armenii sprzęt wojskowy. Społeczeństwo Iranu coraz głośniej opowiada się jednak po stronie Baku. Mniej więcej co siódmy Irańczyk jest etnicznym Azerem, oba kraje są też zdominowane przez szyitów (choć Azerbejdżan jest oczywiście zlaicyzowany).

Vitaly V. Kuzmin, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International