W jednym z wywiadów prezes Airbus Defense and Space Dirk Hoke powiedział, że rozwój dwóch lub więcej europejskich myśliwców jest nie do utrzymania. Dodał, że podział w tym fragmencie rynku zepchnie Europę do drugiej ligi lotniczej. Oczywiście Hoke ma nadzieję, że koncernem, który zbuduje wspólny europejski myśliwiec, będzie Airbus. Problem w tym, że podobne ambicje ma brytyjski BAE Systems.
Latem 2017 roku prezydent Francji Emanuel Macron i kanclerz Niemiec Angela Merkel zainicjowali program wspólnego myśliwca nowej generacji. Future Combat Air System (FCAS) ma być budowany wspólnie przez Airbusa i Dassaulta. Szczególnie Francja postrzegany go jako kluczowy program zbrojeniowy, który pozwoli utrzymać niezależność całemu europejskiemu przemysłowi obronnemu. W przeciwnym razie może on się znaleźć całkowicie w cieniu Stanów Zjednoczonych. Już w kolejnym roku Wielka Brytania ogłosiła jednak nową strategię dla lotnictwa bojowego, której częścią również jest nowy myśliwiec, tyle że produkowany przez BAE Systems i nazwany Tempest. Wydaje się, że oba projekty będą trudne do pogodzenia.
FCAS, chociaż z problemami, powoli postępuje naprzód. Tempest – poza głośną premierą w Farnborough – pozostaje w cieniu, a koncepcja jego rozwoju jest bardziej tajemnicza. W czasie prezentacji zastrzeżono, że jest to tylko makieta i finalny kształt może być zupełnie inny.
Początkowo pojawiły się informacje, że w pracach nad Tempestem BAE Systems zawiąże współpracę z Saabem. Nie byłoby to dziwne, ponieważ wiele elementów Gripena jest pochodzenia brytyjskiego. Są także inne możliwości. Według nieoficjalnych informacji chęć zaangażowania się w budowę myśliwca wyraziła Arabia Saudyjska, która co prawda nie ma wielkiego zaplecza technologicznego ani odpowiednich zasobów ludzkich, za to ma ogromne możliwości finansowe, a udział w budowie myśliwca miałby być częścią restrukturyzacji saudyjskiej gospodarki i zmniejszenia jej uzależnienia od eksportu ropy naftowej. Jeszcze inną możliwością jest zaangażowanie Turcji, bo już obecnie BAE Systems wspiera projektowanie tureckiego myśliwca TF-X. Nie można też wykluczyć prób współpracy z Koreą Południową lub Japonią, ale do tej pory nie padły żadne konkrety o zaangażowaniu któregokolwiek z tych partnerów zagranicznych.
Atutem Brytyjczyków jest wieloletnie doświadczenie w międzynarodowych projektach lotniczych. Wspólnie z Francją zbudowali Jaguara, a razem z Niemcami i Włochami – Tornado. Z dwoma ostatnimi i dodatkowo Hiszpanią zbudowali także Eurofightera, a poza tym wspólnie z Francją zainicjowali program budowy demonstratora bezzałogowego samolotu bojowego. Ten ostatni również otrzymał nazwę Future Combat Air System, ale nie ma ona żadnego związku z samolotem francusko-niemieckim. Ten program jednak w ostatnim czasie wyhamował i teraz dotyczy głównie rozwoju awioniki, sensorów i systemów do zastosowania w jakimkolwiek przyszłym samolocie.
Niemiecko-francuski FCAS również pozostaje otwarty na inne państwa, nawet Wielką Brytanię, choć w tym wypadku decyzje będą mogły zapaść dopiero po wykrystalizowaniu się sytuacji po wyjściu Brytyjczyków z Unii Europejskiej. Z góry jednak zapowiedziano, że partnerzy zagraniczni będą mogli dołączyć do programu dopiero na późniejszych etapach, gdy ogólne założenia konstrukcyjne i wymagania taktyczno-techniczne będą już ściśle określone. Taki zabieg powinien maksymalnie przyspieszyć fazę projektowania i wyeliminować ciągłe dyskusje między partnerami, z których każdy będzie chciał samolotu o innych właściwościach. Świadkami takich dyskusji i wynikłych opóźnień byliśmy świadkami między innymi w przypadku budowy A400M.
Takie podejście będzie jednak prawdopodobnie mało atrakcyjne dla BAE Systems, który jest jednym z największych koncernów zbrojeniowych świata i z pewnością chciałby odgrywać również jedną z wiodących ról w każdym programie lotniczym. A na to nie będzie zgody ani Francji, ani Niemiec, które już podzieliły tort i uzgodniły, że w pracach nad myśliwcem liderem będzie Dassault, za to przedsiębiorstwa niemieckie będą liderami innych wspólnych projektów – Eurodrona, nowego czołgu podstawowego i systemu artyleryjskiego.
Obie strony dzieli również podejście do samej kwestii europejskości. O ile Francja i Niemcy podkreślają, że fundamentem projektu jest współpraca w ramach Unii Europejskiej i utrzymanie europejskiego know-how w budowie samolotów bojowych, o tyle Brytyjczycy uważają, że wspólny myśliwiec powinien być budowany pod egidą NATO. Nie wykluczają przy tym zaangażowania przemysłu amerykańskiego. Są także punkty styczne. Oba samoloty mają wejść do służby na przełomie lat trzydziestych i czterdziestych, oba mają być myśliwcami szóstej generacji (choć nie wiadomo jeszcze, czym się ma ona charakteryzować) i w obu przypadkach samoloty załogowe będą jedynie elementem sieciowych sił powietrznych, na które składać się będą również inteligentne roje samolotów bezzałogowych.
Pozostaje jeszcze kwestia odstraszania, uzbrojenia specjalnego lub mówiąc wprost – broni jądrowej. Brytyjczycy nie będą mieli z tym problemu, bo wiele lat temu zrezygnowali z uzbrojenia tego typu przenoszonego przez samoloty i cały brytyjski arsenał jądrowy znajduje się na okrętach podwodnych z rakietami balistycznymi. W razie potrzeby jednak do przenoszenia amerykańskich bomb jądrowych B61 będzie można przystosować Lightningi. Francja jest samowystarczalna pod względem broni jądrowej i wiadomo już, że FCAS będzie miał możliwość jej przenoszenia. Jest to z resztą jeden z powodów, dla których myśliwiec koniecznie musi mieć pilota.
Problem mają jedynie Niemcy, które na mocy swoich zobowiązań wobec NATO powinny dysponować samolotami zdolnymi do przenoszenia broni jądrowej, chociaż sama amunicja jest amerykańska. W tej chwili taką rolę odgrywają Tornada, które zostaną wkrótce wycofane. Wiadomo, że dostosowanie Eurofightera będzie kosztowne, ale nie wiadomo, czy Amerykanie w ogóle zgodzą się na taki zabieg, niejako wymuszając w ten sposób na Berlinie zakup pewnej liczby F-35. To samo będzie dotyczyło FCAS. Teoretycznie i technicznie jest możliwe wyposażenie go w układy i oprogramowanie kompatybilne zarówno z francuską, jak i z amerykańską bronią jądrową, ale jest to mało prawdopodobne z politycznego punktu widzenia.
Co prawda precedens nastąpił w latach siedemdziesiątych, gdy brytyjskie F-4 Phantomy II mogły przenosić bomby amerykańskie i brytyjskie, ale to był czas zimnej wojny i innych priorytetów. Do lat trzydziestych jednak może się jeszcze wiele wydarzyć, a kolejne amerykańskie rządy mogą być bardziej chętne do kooperacji.
Dzisiaj w Europie są produkowane trzy myśliwce wielozadaniowe – Eurofighter, Rafale i Gripen. Tych pierwszych zamówiono do tej pory nieco ponad 600 sztuk, a pozostałych – znacznie mniej. Dla porównania: tylko sami Amerykanie chcą kupić ponad 2500 F-35. Mimo to koszt jego opracowania i zakupu jest bardzo wysoki. Wydaje się, że nie ma możliwości, by produkcja w Europie dwóch typów myśliwców nowej generacji była opłacalna ekonomicznie. Być może jednak budowa samolotów stanie się kołem zamachowym dla europejskiej nauki i techniki – dla państw finansujących stanie się więc inwestycją w rozwój gospodarek. Na dzisiaj o obu programach wiemy jeszcze zbyt mało, by to jednoznacznie oceniać, ale jeśli jeden lub dwa nowe myśliwce mają wejść do służby zgodnie z prezentowanymi harmonogramami, ostateczne rozstrzygnięcia powinny zapaść w najbliższym czasie.
Zobacz też: AHRLAC Mwari. Tani sposób na zielone ludziki