Wojna od stuleci jest domeną mężczyzn. To oni wyruszają z domów na pola bitew, by wracać z nich „z tarczą lub na tarczy”. Czasem jednak potrzeby armii są tak znaczne, że wojskowi muszą sięgać po kobiety i rzucać je na pierwszą linię frontu, by pełniły funkcje zarezerwowane uprzednio dla ich ojców, mężów i braci. Tak postąpił Stalin, uzupełniając szeregi Armii Czerwonej tysiącami kobiet, mających uratować ZSRR przed klęską. Ta decyzja zmieniła radzieckie kobiety na nadchodzące dziesięciolecia.

II wojna światowa przyniosła ze sobą wiele rzeczy niespotykanych we wcześniejszych latach. Niektóre miały pomóc ludzkości, inne przyprawiały ją o koszmary. Jedną z nowości były masowo powoływane do wojska w Związku Radzieckim kobiety-żołnierze. Wśród nich nie brakowało odznaczonych strzelców wyborowych, pilotów myśliwców czy cekaemistek. Choć pozwolono im walczyć, zabroniono kobietom wspominać, wtłaczając je z powrotem w tradycyjne role żon i matek. Zduszona trauma zatruła życie wielu z nich. Dopiero po latach mogły, niekiedy w tajemnicy przed rodziną i pod zmienionym nazwiskiem, opowiedzieć swe przeżycia.

Swietłana Aleksijewicz podjęła ten temat już w 1978 roku, jednak cenzura opóźniała wydanie książki aż do czasów pierestrojki. Polski Czytelnik otrzymuje do ręki książkę wzbogaconą o wspomnienia autorki z tego okresu, jak i z lat 2002–2004. Znajdują się w niej także fragmenty rozmów z cenzorem, co nadaje lekturze bardzo ciekawe zabarwienie. Całość jest zbiorem wspomnień weteranek „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej”, a także oficerów-mężczyzn bezpośrednio dowodzących całkowicie kobiecymi oddziałami. Książka liczy sobie 351 stron, z czego tekst autorki zajmuje 343. W tej pracy, wydanej w całkiem przyjemnym rozmiarze, nie ma jakichkolwiek ilustracji. Egzemplarz, z którego korzystałem, ma jedną dość przykrą usterkę. Po stronie 64 następują 81-96, dalej ponownie 81, po czym numeracja przebiega już bez dalszych zakłóceń. Na skutek błędu technicznego, z książki wypadły strony 65–80, co biorąc pod uwagę bogactwo zgromadzonego w niej materiału, jest sporą stratą. Czytelnik zamierzający nabyć tę pozycję powinien sprawdzić, czy jego egzemplarz jest kompletny.

Sama autorka odgrywa w swojej książce rolę drugoplanową, pozwalając przemówić kobietom, z którymi przeprowadzała wywiady. Swoją funkcję ograniczyła do wprowadzenia Czytelnika w okoliczności i przyczyny powstania książki oraz do sporządzenia niewielkich wstępów do rozdziałów. Tak więc głównym przesłaniem i siłą oddziaływania są wspomnienia kobiet. Można je próbować analizować na dwa sposoby.

Przede wszystkim, dzięki przeprowadzaniu wywiadów z kobietami służącymi w rozmaitych gałęziach radzieckich sił zbrojnych, książka jest wspaniałym źródłem do badania funkcjonowania tyłów walczącej armii. Dzięki wspomnieniom Czytelnik ma możliwość poznać kulisy działania tak mało docenianych pododdziałów jak pralnie czy piekarnie, nie wspominając o służbie medycznej. Bez nich każda jednostka w krótkim czasie straciłaby zdolność do walki, a we wspomnieniach są najczęściej pomijane jako leżące z dala od linii walk. Jednak nie to jest główną wartością książki. Jest nią możliwość spojrzenia na wojnę oczami tysięcy kobiet. Szły na front, choć często miały jedynie szesnaście lat i żadnego pojęcia ani o ciężkiej pracy, ani o walce. Do wstępowania do armii zachęcała ich państwowa administracja i komunistyczne organizacje. Niektóre szły z obowiązku, innymi kierowała autentyczna wiara w komunistyczny system. Część chwytała za broń, chcąc pomścić zabitych członków rodzin, wstępując do oddziałów partyzanckich. Wszystkie jednak szły podobną ścieżką. Uniesione entuzjazmem, w oddziałach spotykały się z falą kpin i niedowierzania ze strony dowódców i żołnierzy. Wyśmiewano je bądź starano się zepchnąć do oddziałów pomocniczych, na co kobiety, niejednokrotnie starannie przygotowane do funkcji strzelców wyborowych czy saperów, nie chciały się, rzecz jasna, zgodzić. Musiały więc walczyć nie tylko o uznanie i szacunek, lecz o prawo wykonywania zadań, do których je szkolono.

Co ciekawe, mimo oficjalnego zatwierdzenia przyjmowania kobiet w szeregi sił zbrojnych ZSRR, armia nie była na to gotowa pod względem umundurowania. Dopiero pod koniec wojny pojawiły się dostawy kobiecej bielizny, a czas menstruacji wobec braku środków higienicznych stawał się źródłem wstydu i zakłopotania. U części kobiet okres niekiedy zanikał na okres kilku lat. Mimo tak trudnych warunków, kobiety nadal pamiętały kim są. Szyły suknie z bandaży bądź z plecaków, za co niejednokrotnie spotykała je surowa reprymenda. Były jednak pełnokrwistymi żołnierzami, spełniającymi obowiązki najlepiej jak potrafiły, niejednokrotnie osiągając lepsze wyniki niż mężczyźni. Tym większym szokiem było to, co spotkało je w domu po zakończeniu wojny. Społeczeństwo, które zachęcało je do walki, teraz przypięło im łatkę prostytutek, a rodziny nakłaniały do jak najszybszego zapomnienia wojennej przeszłości. Dopiero po latach zaczęto uznawać ich wkład w odepchnięcie Wehrmachtu od granic ZSRR.

Rozmówczynie autorki mówią o swoich przeżyciach w bardzo prosty sposób. Nie silą się na wymyślne zwroty, pod wpływem wspomnień stają się po prostu sobą, wracając do swych młodzieńczych lat. Ich relacje są żywe i pełne detali, co pozwala wczuć się w ich przeżycia i choć po części zrozumieć, co musiały czuć młode dziewczęta rzucone w wir najstraszliwszego konfliktu, jaki do tej pory znała Europa. Dotychczas to mężczyźni szli na wojnę i to oni pozostawiali po sobie wspomnienia. II wojna światowa zmieniła to raz na zawsze. Kobiety zyskały sobie już miano żołnierzy, teraz walczą o miejsce w literaturze wspomnieniowej z tego okresu. Książka „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” to ważny i miły w lekturze krok na tej drodze.