Gazety i witryny internetowe w Indiach i Pakistanie zaroiły się od doniesień o zainteresowaniu Islamabadu samolotami F-35 Lightning II, najlepszymi i najnowocześniejszymi amerykańskimi myśliwcami dostępnymi dla klientów zagranicznych. Według szefa sztabu pakistańskiego lotnictwa (Pak Fiza’ijah) rozpoczęto już wstępne negocjacje. Z perspektywy indyjskiej przedstawiano taki rozwój wydarzeń jako ogromne zagrożenie, klęskę, koszmar (tytuł niniejszego artykułu zaczerpnąłem z tekstu Dave’a Majumdara na nationalinterest.org) czy wręcz przekreślenie całego potencjału tamtejszych wojsk lotniczych. Przyjrzyjmy się tej sytuacji bliżej.
Załóżmy na początek, że Pakistan już dawno zamówił F-35A i Pak Fiza’ijah oczekuje dostawy pierwszych egzemplarzy. Co w takiej sytuacji mogłyby zrobić Indie?
Trzeba przyznać, że niepokój odwiecznego wroga Pakistanu jest do pewnego stopnia uzasadniony. Obecnie pakistańskie Lightningi II nie miałyby godnego przeciwnika. Stare MiG-i-21 i Mirage’e 2000 posłużyłyby co najwyżej do tego, aby kilku pakistańskich pilotów dorobiło się tytułu asa myśliwskiego. Podobnie tragiczny los czekałby modernizowane od niedawna MiG-i-29UPG z radarem Żuk-ME. Jedynie Su-30MKI i Rafale’e (o ile Indie w końcu dopną negocjacje z Francją) mogłyby próbować dotrzymać kroku F-35.
W natłoku rzetelnych informacji o rosnących kosztach i problemach technicznych F-35 oraz histerycznych doniesień o tym, że Lightning nie nadaje się do działań bojowych, łatwo zapomnieć, iż mamy do czynienia z maszyną rewolucyjną, szczególnie w dziedzinie świadomości sytuacyjnej pilota. W założeniu F-35 ma odegrać rolę podobną do brytyjskiego pancernika Dreadnought przed stu dziesięciu laty – ma stworzyć zupełnie nowy standard w swojej klasie i sprawić, że wszystkie dotychczasowe rozwiązania staną się przestarzałe niemal z dnia na dzień. Czy te prognozy się sprawdzą, przekonamy się za jakiś czas, ale nawet jeśli ziści się najgorszy możliwy scenariusz, F-35 bezwzględnie zdeklasuje wszystkie obecnie używane samoloty myśliwskie z wyjątkiem tych najnowocześniejszych.
Zobacz też: Peter „Wizzer” Wilson o Harrierze i F-35
Wszystko sprowadziłoby się do kwestii liczebności. Czy Indie miałyby wystarczająco dużo dobrych myśliwców, aby poradzić sobie z Lightningami pomimo ich przewagi technicznej? Najprawdopodobniej tak. Nie da się określić, ile takich maszyn byłoby potrzebne do strącenia jednego F-35 (nawet w bezpośrednim, izolowanym starciu, a co dopiero w realiach autentycznego pola walki), lecz przecież Indie posiadają ponad dwieście Su-30MKI, a docelowo chcą ich mieć blisko trzysta.
Ale pozostaje ważniejsze pytanie: czy piloci Pak Fiza’ijah mogą się kiedykolwiek doczekać tego, że zasiądą w kabinie F-35A. Odpowiedź jest prosta: jeśli tak, to nieprędko, bo trudno sobie wyobrazić, co mogłoby przekonać Waszyngton do sprzedania tych myśliwców Pakistanowi.
Na niekorzyść Islamabadu działają przede wszystkim bliskie więzi z Chinami, także na polu techniki lotniczej. Oba te kraje opracowały przecież wspólny myśliwiec JF-17/FC-1. Tymczasem tajemnicą poliszynela jest, że amerykański przemysł lotniczy jest zinfiltrowany przez Chińczyków i sekrety dotyczące samolotów najnowszych generacji sukcesywnie docierają do Pekinu. O ile w przypadku Chengdu J-20 kwestia jest dyskusyjna (większe znaczenie mogły mieć kupione potajemnie od Rosjan dokumenty na temat MiG-a 1.44), o tyle Shenyang J-31 niemal na sto procent powstał przy udziale wykradzionych z USA informacji na temat F-35. Perspektywa nieograniczonego dostępu chińskich uczonych i inżynierów do prawdziwych Lightningów i ich dokumentacji jest dla Waszyngtonu nie do przyjęcia. Wiadomo również o pokątnych interesach Islamabadu z afgańskimi talibami, a tego, dokąd dotarłyby informacje, które wyciekłyby tym kanałem, nie da się przewidzieć; pewne jest tylko, że odbiorcy nie należeliby do grona przyjaciół Stanów Zjednoczonych.
Na tym jednak nie koniec. Drugi powód, który uniemożliwi sprzedaż F-35 do Pakistanu wiąże się z kwestią omówioną na początku: Lightningi w barwach Pak Fiza’ijah oznaczałyby zachwianie równowagi sił w regionie. Z jednej strony byłyby niezwykle trudnymi przeciwnikami dla indyjskich myśliwców, z drugiej zaś dzięki obniżonej wykrywalności byłyby wprost wymarzonymi nosicielami broni jądrowej (o ile Pakistańczycy daliby radę przystosować je do tej roli). To zaś nijak nie leży w interesie Amerykanów, a już szczególnie teraz, gdy mają mnóstwo innych problemów z samozwańczym Państwem Islamskim na czele.
A wreszcie, gdyby z jakiegoś powodu Waszyngton doszedł jednak do szaleńczego wniosku, iż sprzeda Pakistanowi F-35, wcale nie jest pewne, że Islamabad znalazłby pieniądze na taki zakup. Nawet kraje stabilniejsze gospodarczo i od dawna zaangażowane w program F-35 (Kanada, Norwegia, Holandia) boleśnie odczuwają jego rosnące koszty i wątpliwości dotyczące możliwości bojowych samolotu. Dla Pakistanu zakup trzydziestu F-35 (po jednym na mniej więcej każde dziesięć indyjskich Su-30MKI i Rafale’i) okazałby się prawdopodobnie inwestycją ponad siły. Z drugiej strony ekstraktywne państwo pakistańskie może być w stanie wydoić niezbędne pieniądze ze społeczeństwa w stosownej otoczce propagandowej, jeśli tylko uzna, że Lightningi są absolutnie niezbędne. Tyle że, jak już stwierdziliśmy wyżej, rząd w Islamabadzie Lightningów się nie doczeka.
(zdjęcie tytułowe: US Air Force / Staff Sgt. Siuta B. Ika)