Wprawdzie nie spełniło się marzenie Adolfa Hitlera o inwazji na Wyspy Brytyjskie, ale nie znaczy to, iż żołnierze Wehrmachtu nigdy nie postawili nogi na brytyjskiej ziemi. Pod niemieckim butem znalazły się wysepki na kanale La Manche – Wyspy Normandzkie, znane po angielsku jako Channel Islands. Brytyjscy komandosi przeprowadzili tam kilka rajdów, a jeden z nich otrzymał kryptonim „Bazalt”.
W 1940 roku, na rozkaz Winstona Churchilla, utworzono formację pod nazwą Small Scale Raiding Force (Oddział do Małych Rajdów), oznaczoną jako 62. Jednostka Komandosów. Miała ona realizować niewielkie – jak sama nazwa wskazuje – operacje, pozwalające na wykonanie rozpoznania i pojmanie jeńców w celu przesłuchania oraz podkopujące morale niemieckich żołnierzy.
Operacja
W nocy z 12 na 13 września 1942 roku operacja „Akwatinta” zakończyła się dla SSRF całkowitą klęską – z rozpoznania w rejonie normandzkiego miasteczka Saint Honorine-des-Pertes nie wrócił ani jeden z dziesięciu ludzi dowodzonych przez majora Gusa Marcha-Philipsa. Sam major poległ. Z pozostałej dziesiątki, kto nie podzielił jego losu, ten prędzej czy później dostał się do niewoli (wśród nich był Polak Abraham Opoczyński, występujący pod pseudonimem Adam Orr, którego przekazano gestapowcom; zginął prawdopodobnie krótko po ucieczce z niewoli). Po takiej tragedii SSRF potrzebowała jakiegoś pozytywnego impulsu, który podbudowałby morale żołnierzy i pozwolił udowodnić, że koncepcja, na której bazie stworzono jednostkę, wciąż ma rację bytu. Impuls ten miała dać właśnie operacja „Bazalt”.
Świeżo awansowany major Geoffrey Appleyard, który po śmierci Marcha-Philipsa przejął dowodzenie nad 62. Jednostką Komandosów, postanowił uderzyć na wysepkę Sark (widoczną na zdjęciu tytułowym), spłachetek ziemi o powierzchni niespełna sześciu kilometrów kwadratowych położony pomiędzy wyspami Guernsey i Jersey. W tamtym okresie według danych brytyjskich na wyspie znajdowało się około dwudziestu żołnierzy, w tym sekcja ciężkiego karabinu maszynowego. Oddział desantowy miał liczyć dwunastu ludzi.
Po kilku nieudanych próbach (na przeszkodzie stanęła pogoda) desant z pokładu ścigacza torpedowego zrealizowano późnym wieczorem 3 października. Po wylądowaniu oddział rozdzielił się – jeden żołnierz został pilnować łodzi, jeden udał się na poszukiwania agenta SOE działającego na wyspie, a pozostałych dziesięciu komandosów ruszyło w głąb lądu. Kiedy natrafili na domy, Appleyard i jeszcze jeden żołnierz weszli do jednego z nich. Napotkana tam staruszka, pani Pittard, zdradziła, że Niemcy mają kwatery i stanowisko dowodzenia w pobliskim hoteliku o nazwie Dixcart, istniejącym zresztą po dziś dzień.
Czas uciekał – minęły już dwie godziny od lądowania – i trzeba było się spieszyć. Duński komandos Anders Lassen, jeden z najsłynniejszych żołnierzy drugiej wojny światowej, znany jako „Straszliwy Wiking”, zabił wartownika krążącego wokół hotelu i po chwili oddział Appleyarda po cichu wdarł się do środka. Bez problemu odnaleziono pokoje, w których spali niemieccy żołnierze. Pojmano w sumie pięciu Niemców.
Komandosi wyprowadzili jeńców ze skrępowanymi rękoma, ale z niezakneblowanymi ustami. To niedopatrzenie zemściło się tuż za progiem. Jeden z Niemców zaczął krzyczeć na alarm, drugi zaś, któremu udało się rozluźnić więzy, korzystając z zamieszania, rzucił się do ucieczki. Zaraz wprawdzie zginął, zastrzelony przez jednego z komandosów, ale hałas rozniósł się po okolicy. Z hotelu zaczęli wybiegać kolejni niemieccy żołnierze. Appleyard, widząc, że nieprzyjaciel ma przewagę liczebną, zarządził odwrót.
W pewnym momencie kolejni trzej jeńcy zaczęli uciekać. Nie wiadomo, czy ci również zdołali się wyplątać z pęt, czy może zdecydowali się na ucieczkę ze związanymi rękoma. Jeden z uczestników rajdu wspominał, że któregoś jeńca zabito przypadkowo – komandos chciał go ogłuszyć, uderzając w głowę bronią, a ta wypaliła. Wiadomo jednak, jaki był skutek tej próby: całą trójkę zastrzelono, nim zdążyli się ukryć. Ostatni pozostały przy życiu jeniec był podobno w tym momencie tak przerażony losem kolegów, że nie był w stanie iść i komandosi musieli mu pomagać.
Mimo że wszyscy Niemcy na wyspie byli gotowi do walki, komandosi bezpiecznie dotarli do łodzi, a wkrótce potem znaleźli się na pokładzie ścigacza. O 3:45 nad ranem ruszyli w drogę powrotną i po trzech godzinach znaleźli się bezpiecznie w Anglii. Podczas przesłuchań jeniec okazał się ponoć skory do współpracy.
Następstwa
Rajd na Sark zakończył się powodzeniem, ale jako niewielka operacja powinien był stać się jedynie krótkim przypisem do historii drugiej wojny światowej. Wydarzenia potoczyły się jednak inaczej.
Wiadomo, że Adolf Hitler już wcześniej okazywał frustrację atakami brytyjskich komandosów. Niespełna miesiąc przed operacją „Bazalt” alianci przeprowadzili słynny – i zakończony sromotną klęską – rajd na Dieppe, w którego ramach wysadzono na brzeg ponad sześć tysięcy ludzi. Najprawdopodobniej to właśnie „Bazalt” (Niemcy ogłosili, że komandosi z zimną krwią rozstrzelali na Sark spętanych jeńców, popełniając tym samym zbrodnię wojenną) przelał czarę goryczy i pchnął Führera do wydania rozkazu numer 003830/42 z dnia 18 października, który przeszedł do historii jako Kommandobefehl (rozkaz o komandosach).
Na jego mocy niemieccy żołnierze mieli zabijać na miejscu wszystkich alianckich komandosów, także tych, którzy chcieliby się poddać, niezależnie od tego, czy są w mundurze czy nie. Za niewykonanie rozkazu groziło postawienie przed sądem wojskowym. Pierwszymi ofiarami stało się siedmiu oficerów schwytanych podczas rajdu na elektrownię w Glomfjordzie. Zabito ich po bandycku, strzałami w tył głowy, w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen 23 października 1942 roku.
Bibliografia
Will Fowler, Allies at Dieppe: 4 Commando and the US Rangers. Osprey Publishing, 2012.
Michael E. Haskew, Jednostki elitarne II wojny światowej. Przeł. Mateusz Wawrzyniuk. Muza SA, 2009.
Peter Jacobs, Daring Raids of World War Two. Pen & Sword Aviation, 2015.
The Small Scale Riding Force, combinedops.com. Dostęp: 1 sierpnia 2015.
zdjęcie: Phillip Capper na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 2.0