Warszawa najzupełniej słusznie była uważana przez niemieckich okupantów za centrum polskiego oporu przeciw hitlerowskiemu „nowemu porządkowi”. Mimo iż w okupowanym Generalnym Gubernatorstwie dawną stolicę Polski zdegradowano do roli miasta prowin­cjo­nal­nego, Warszawa pozostawała centrum polskiego życia politycznego, intelek­tu­alnego i kultu­ral­nego. Stanowiła też siedzibę władz polskiego Państwa Podziemnego i główny ośrodek oporu przeciw niemieckiej okupacji. Generalny gubernator Hans Frank narzekał gorzko: „gdybyśmy nie mieli Warszawy w Generalnym Gubernatorstwie, to nie mielibyśmy 4/5 trudności, z którymi musimy walczyć. Warszawa jest i pozostanie ogniskiem zamętu, punktem, z którego rozprzestrzenia się niepokój w tym kraju”.

Nic więc dziwnego, iż wybuch powstania warszawskiego nazistowskie władze uznały za znakomitą okazję do rozwiązania raz na zawsze „polskiego problemu”. Na wieść o wybuchu powstania (1 sierpnia 1944 roku) podekscytowany Himmler zwrócił się do Hitlera następującymi słowy:

Mój Führerze, pora jest dla nas niezbyt pomyślna. Z punktu widzenia historycznego jest błogosławieństwem, że Polacy to robią. Po pięciu, sześciu tygodniach wybrniemy z tego. A po tym Warszawa, stolica, głowa, inteligencja tego byłego 16-, 17-milionowego narodu będzie zniszczona, tego narodu, który od 700 lat blokuje nam Wschód i od czasu pierw­szej bitwy pod Tannen­bergiem leży nam na drodze. A wówczas historycznie polski problem nie będzie już wielkim problemem dla naszych dzieci i dla wszystkich, którzy po nas przyjdą.

Rozwścieczony wybuchem powstania Führer, który prawdopodobnie wciąż był w szoku po niedawnym zamachu na swoje życie, nie dał się długo przekonywać. Początkowo zażądał „wycofania wszystkich wojsk [niemieckich] z Warszawy i odsunięcia od skraju miasta, aby następnie przez masowe użycie wszystkich samolotów frontu środkowego, włącznie z samo­lotami komunikacyjnymi, zrównać Warszawę z ziemią i przez to zdusić ognisko powsta­nia”. Zadanie to miał wykonać dowódca Luftflotte VI – generał pułkownik Robert Ritter von Greim. Okazało się jednak, iż wybuch powstania odciął w mieście wielu niemieckich żołnierzy i cywilów, których nie można było ich ewakuować przed rozpoczęciem nalotów. W związku z tym stłumienie powstania powierzono Wehrmachtowi oraz oddziałom SS i policji.

Cywile wypędzani z Woli.
(Bundesarchiv, Bild 101I-695-0412-15 / Gutjahr / CC-BY-SA 3.0)

Z upoważnienia Führera Himmler wydał dowódcom odsieczy ustny rozkaz całkowitego zburzenia Warszawy i eksterminacji jej mieszkańców. Rozkaz ten, według zeznań generała Ericha von dem Bacha, brzmiał następująco:

  1. Ujętych powstańców należy zabijać bez względu na to, czy walczą zgodnie z Konwencją Haską, czy też ją naruszają.
  2. Niewalcząca część ludności, kobiety i dzieci, ma być również zabijana.
  3. Całe miasto ma być zrównane z ziemią..

Warszawa miała „stworzyć zastraszający przykład dla Europy”. Przeciw zbuntowanemu miastu niemiecka machina wojenna skierowała teraz wszelkie dostępne w tym momencie środki militarne. Co gorsza, do stłumienia powstania Niemcy rzucili jednostki złożone z szumowin i renegatów najgorszego autoramentu – takie jak Sonderbataillon Dirlewanger, sformowany z kryminalistów powyciąganych z niemieckich więzień i obozów, czy kolaboranckie jednostki złożone z byłych obywateli ZSRR w rodzaju brygady RONA (Rosyjska Wyzwoleńcza Armia Ludowa). Od tego momentu los stolicy i jej mieszkańców był przesądzony.

Eksterminacja ludności cywilnej

Już od pierwszych minut powstania niemieckie patrole i posterunki otwierały ogień do każdego Polaka w zasięgu wzroku – bez względu na to, czy był to powstaniec czy osoba cywilna. Dowodzący garnizonem warszawskim generał Reiner Stahel zagroził (za pośred­nictwem działających wciąż megafonów) zburzeniem każdego domu, z którego strzelano do Niemców, i rozstrzelaniem wszystkich jego mieszkańców.

Ofiary rzezi Woli.
(autor nieznany, via Wikimedia Commons)

O tym, że nie były to bezpodstawne pogróżki, przekonało się chociażby dziewiętnastu miesz­kańców domu przy ulicy Powązkowskiej 41, rozstrzelanych już w pierwszym dniu powstania, czy też mieszkańcy okolic Fortu Mokotowskiego, z którymi w nocy z 1 na 2 sierpnia krwawo rozprawili się żołnierze Luftwaffe z Flughafen Kommando Warschau. W następnych dniach areną krwawych akcji odwetowych stały się Śródmieście Południowe i Mokotów, gdzie podod­działy SS i policji dość sprawnie odparły powstańcze ataki. Do masowej eksterminacji miesz­kań­ców stolicy Niemcy przystąpili jednak dopiero po nadejściu „sił odsieczy” dowo­dzo­nych przez SS‑Ober­grup­pen­füh­rera Heinricha (Heinza) Reinefartha. Jako pierwsze spłynęły krwią warszawskie dzielnice Wola i Ochota.

Rzeź Woli
W dniach 2–4 sierpnia pododdziały Dywizji Pancernej „Hermann Göring” i 608. Pułku Bez­pie­czeń­stwa dopuściły się szeregu mordów na bezbronnej ludności Woli. Cywilów używano ponadto w charakterze „żywych tarcz” i pędzono przed czołgami w kierunku powstańczych barykad. Zdarzały się grabieże, podpalenia i gwałty. Mordy przybrały na sile 4 września, gdy na Woli pojawiły się pierwsze oddziały „sił odsieczy” Reinefartha – formacje policyjne z Wielko­polski i kryminaliści z oddziału Dirlewangera. Najgorsze miało dopiero nadejść.

5 sierpnia 1944 roku przeszedł do historii Warszawy pod nazwą „czarnej soboty”. Tego dnia z rąk żołdaków Reinefartha i Dirlewangera zginęło blisko 45 tysięcy mieszkańców Woli, co było największą pojedynczą masakrą w całej historii Polski. Początkowo SS-mani i policjanci wywlekali mieszkańców dzielnicy z domów, mordując ich od razu na wolskich ulicach, na podwórzach i w piwnicach kamienic. Później mordy przybrały już bardziej zorganizowany charakter. Polaków spędzano do specjalnie wyznaczonych miejsc egzekucji (między innymi fabryka „Ursus”, fabryka K. Fra­naszka, wolskie cmentarze, place, zajezdnie tramwajowe) i tam mordowano ogniem broni maszynowej. Zbrodniarze nie zważali na wiek ani płeć ofiar, zabija­jąc bez wyjątku mężczyzn i kobiety, starców i dzieci. Wymordowano również pacjentów i personel wolskich szpitali (Szpital Wolski przy Płockiej 26, Szpital zakaźny św. Stanisława przy Wolskiej 37, Szpital św. Łazarza przy Leszno 17, Szpital Karola i Marii przy Leszno 30). Masakrze towarzyszyły gwałty na kobietach i masowa grabież.

Fabryka K. Fra­naszka przy Wolskiej 41/45. Dół z zakopanymi popiołami zamordowanych i spalonych ofiar rzezi Woli.
(Leonard Sempoliński, via Wikimedia Commons)

Rozmiary rzezi zaszokowały nawet zaprawionego generała Ericha von dem Bacha, który objął tego dnia dowództwo „sił odsieczy”. Doszedł do słusznego wniosku, iż mordy wzmagają tylko wolę walki Polaków, a zajęci mordowaniem, gwałceniem i grabieżą żołnierze „sił odsieczy” nie są w stanie prowadzić działań ofensywnych przeciw powstańcom. W tej sytuacji zakazał mordowania kobiet i dzieci, nie odwołując jednak rozkazu likwidowania polskich mężczyzn. Cywile mieli być odtąd kierowani do obozu przejściowego utworzonego w podwarszawskim Pruszkowie.

Mimo to mordy nie ustały. W dniach 6–7 sierpnia ludzie Reinefartha i Dirlewangera zamor­do­wali jeszcze około 14 tysięcy mieszkańców Woli i Śródmieścia Północnego (tych ostatnich zabijano głównie w Halach Mirowskich), a na mniejszą skalę mordy na miesz­kań­cach dzielnicy odbywały się ponadto w dniach 8–15 sierpnia. Łącznie oblicza się, iż ofiarą rzezi Woli padło około 65 tysięcy Polaków.

Rzeź Ochoty
Zadanie pacyfikacji warszawskiej Ochoty powierzono w pierwszym rzędzie rosyjskim kolabo­ran­tom z brygady RONA, dowodzonym przez Bronisława Kaminskiego. W dniach 4–25 sierpnia przez dzielnicę przetoczyła się fala pogromów, które rozmiarami ustępowały może rzeziom na Woli, dorównując im jednak w bestialstwie.

Podczas pacyfikacji Ochoty zginęło blisko 10 tysięcy Polaków. W dzielnicy nie było praktycznie domu, w którym nie popełniono by zbrodni. Największe rozmiary osiągnęły one jednak w szpitalach Ochoty (szczególnie w Instytucie Radowym), na terenie Kolonii Staszica oraz na zamienionym w prowizoryczny obóz koncentracyjny targowisku warzywnym „Zieleniak”, gdzie zginęło około tysiąca osób. Mordom towarzyszyła grabież i masowe gwałty, których zdemo­ra­li­zo­wani żołdacy RONA masowo dopuszczali się na polskich kobietach.

Płonąca fabryka „Ursus”.
(Alfred Mensebach, via Wikimedia Commons)

Śródmieście
Również warszawskie Śródmieście stało się w pierwszych dniach sierpnia areną masowych egzekucji. Ich ofiarą padli przede wszystkim mieszkańcy Śródmieścia Południowego, gdzie mieściła się „dzielnica policyjna”. Po odparciu ataku AK na siedzibę Sicher­heits­polizei przy Alei Szucha (1 sierpnia) gestapowcy i policjanci przystąpili do krwawej rozprawy z miesz­kań­cami pobliskich ulic. Polskich cywilów (głównie, choć nie tylko, mężczyzn i chłopców) spędzano do siedziby Sicher­heits­polizei , po czym metodycznie rozstrzeliwano w pobliskich ruinach dawnego Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych (Aleje Ujazdowskie 3/5) i w tak zwanym Ogródku Jordanowskim na ulicy Bagatela. Kilkuset mieszkańców ulicy Marszał­kow­skiej zamordowano poza tym przy aptece „Anca” (Marszał­kow­ska 21). Łącznie w „dzielnicy policyjnej” zginęło w pierwszych dniach sierpnia (w zależności od źródeł) 5–10 tysięcy Polaków.

Do masowych mordów dochodziło również w Śródmieściu Północnym, gdzie po opanowaniu Woli operowały siły Reinefartha i Dirlewangera. SS zamordowało między innymi 350 polskich mężczyzn w ruinach Opery Narodowej (8 sierpnia) i stu kilkunastu innych na podwórzu Hotelu Saskiego przy ulicy Koziej (10 sierpnia). Do mniejszych egzekucji dochodziło też na placu Żelaznej Bramy, ulicach Senatorskiej, Trębackiej i Ogrodzie Saskim.

Mokotów
W dniu wybuchu powstania na Mokotowie kwaterowały liczne i silnie uzbrojone oddziały SS i żandarmerii niemieckiej, jak również spieszone formacje Luftwaffe. Po odparciu ataku słabo uzbrojonych AK‑owców Niemcy nie kwapili się jednak do szturmu na zajęte przez powstańców kwartały Mokotowa, skupiając się raczej na mordowaniu i grabieniu ludności cywilnej zamieszkującej kontrolowane przez nich obszary.

Dirlewangerowcy zmierzają w kierunku Śródmieścia.
(Bundesarchiv, Bild 101I-696-0426-22 / Leher / CC-BY-SA 3.0)

Już w drugim dniu powstania SS‑mani zamordowali 600 Polaków przetrzymywanych w więzieniu mokotowskim, jak również kilkudziesięciu zakonników i świeckich w klasztorze jezuitów przy ulicy Rakowieckiej. Krwawych mordów w dniach 3–5 sierpnia dopuścili się niemieccy żandarmi, którzy zabili wówczas co najmniej kilkuset mieszkańców ulicy Puławskiej i jej bocznych przecznic (między innymi około 200 mieszkańców ulicy Olesińskiej, których spędzono do piwnic i wybito granatami), a okrucieństwem nie ustępowali im SS-mani i lotnicy pacyfikujący w tym samym czasie okolice ulicy Rakowieckiej.

Tysiące mieszkańców Mokotowa spędzono do koszar SS (SS-Stauferkaserne) przy ulicy Rakowieckiej i koszar przeciw­lot­ników (Flak-Kaserne) przy ulicy Puławskiej. Utworzono tam prowizo­ryczne więzienia, w których przetrzymywano ich przed wysłaniem do obozu w Pruszkowie. W obu gmachach Polacy przetrzymywani byli w nieludzkich warunkach – bez żywności, wody i pomocy medycznej, szykanowani i zmuszani do wyczerpującej pracy. Na terenie Stauferkaserne doszło ponadto do szeregu egzekucji.

Stare Miasto i Sadyba
Masowe egzekucje wstrzymał około 10 sierpnia rozkaz Hitlera, nakazujący wysyłanie zagar­nię­tej ludności do obozów koncen­tra­cyj­nych i zakładów pracy na terenie GG i Rzeszy. Na tym etapie wojny Niemcy nie mogli sobie pozwolić na zmarno­wanie tak wielkiej ilości poten­cjal­nej siły roboczej. Mimo to w zajmowanych przez Niemców dzielnicach Warszawy nadal dochodziło do licznych zbrodni. Najciężej doświadczyło tego warszawskie Stare Miasto. Na zajmowanych ulicach niemieccy żołnierze zabijali młodych mężczyzn i kobiety podej­rze­wane o udział w powstaniu. 30 sierpnia w szpitalu Jana Bożego wymordowano blisko 300 pacjentów i członków personelu sanitarnego.

Do dantejskich scen doszło po całkowitym opanowaniu Starówki przez Niemców (2 września 1944 roku). Blisko 7 tysięcy rannych (2 tysiące powstańców i 5 tysięcy cywilów) zamordowano wtedy w staromiejskich szpitalach. Niemcy dokonali ponadto selekcji schwytanych cywilów, rozstrzeliwując starców i wszystkich niezdolnych do marszu. Mordowano też młodych mężczyzn i kobiety podejrzewanych o udział w powstaniu. Resztę wśród gwałtów i grabieży wypędzono z dzielnicy.

Wysiedleńcy w obozie przejściowym w Pruszkowie.
(autor nieznany, via Wikimedia Commons)

Tego samego dnia padła też Sadyba, gdzie Niemcy zamordowali co najmniej kilkuset cywil­nych mieszkańców. Niemcy (w głównej mierze spieszeni żołnierze Luftwaffe) powoływali się na rozkazy z dowództwa mówiące o likwidacji wszystkich mieszkańców Warszawy.

Powiśle, Marymont, Czerniaków
Na mniejszą skalę doraźne egzekucje na cywilach (głównie młodych mężczyznach podej­rze­wa­nych o udział w powstaniu) przeprowadzano także w innych zajmowanych przez Niemców dzielnicach Warszawy – na Powiślu, Marymoncie i Czerniakowie. Cywilów mordowano w całej Warszawie praktycznie do kapitulacji powstania.

Mordowanie jeńców

Od samego początku Niemcy traktowali schwytanych żołnierzy AK jako bandytów, których nie chronią żadne zapisy prawa międzynarodowego. Wziętych do niewoli powstańców mordowano bez względu na płeć i stan zdrowia. Powstańcze łączniczki i sanitariuszki nierzadko padały wcześniej ofiarą gwałtów.

Do pierwszych egzekucji na wziętych do niewoli AK-owcach doszło już 1 sierpnia, zwłaszcza tam, gdzie nie powiodły się powstańcze ataki na niemieckie obiekty – to jest na Ochocie, na forcie Mokotowskim, w „dzielnicy policyjnej”, na ulicy Rakowieckiej (Mokotów), na torze wyścigów konnych na Służewcu czy na lotnisku Okęcie. W dniach 2–4 sierpnia blisko 400 wziętych do niewoli powstańców zamordowano z kolei na Woli. Praktycznie do kapitulacji powstania wzięci do niewoli AK-owcy byli niemal bez wyjątku mordowani, czego nie zmieniła deklaracja rządów Wielkiej Brytanii i USA z 30 sierpnia 1944 roku, uznająca Armię Krajową za organizację kombatancką i integralną część Polskich Sił Zbrojnych.

Do największych niemieckich egzekucji na wziętych do niewoli powstańcach należy zaliczyć:

  • rozstrzelanie przez SS-manów Dirlewangera 152 AK-owców z kompanii porucznika „Poboga” (Zgrupowanie „Krybar”), wziętych do niewoli w ostatniej fazie walk na Powiślu (5 września 1944 roku);
  • wymordowanie przez Niemców ponad 200 powstańców, łączniczek i sanitariuszek, wziętych do niewoli po upadku Górnego Czerniakowa (23 września 1944 roku). Część z nich (księdza Józefa Stanka, kapelana zgrupowania „Kryska”, i pięć sanitariuszek) powieszono na pasach transmisyjnych;
  • rozstrzelanie około 140 żołnierzy z pułku AK „Baszta”, którzy podczas ewakuacji z Mokotowa do Śródmieścia omyłkowo wyszli z kanału w pobliżu komendy żandarmerii przy ulicy Dworkowej.

Innym zagadnieniem, wartym odrębnego potraktowania, pozostaje los rannych powstańców, których Niemcy nie oszczędzali na równi ze zdrowymi jeńcami. 2 września w powstań­czych szpitalach na Starym Mieście na ulicach Długiej 7 (budynek Archiwum Głównego Akt Dawnych), Podwale 25 (restauracja „Krzywa Latarnia”), Podwale 46 (szpital „Czarny Łabędź”), Miodowej 23, Kilińskiego 1/3 i Freta 10 żołdacy Reinefartha i Dirlewangera rozstrzelali lub spalili żywcem około 2,5 tysiąca rannych powstańców, niezdolnych do ewakuacji kanałami. Częściowo wymordowano również opiekujący się nimi personel sanitarny.

Szczątki powstańców zamordowanych przez SS w piwnicach szpitala przy Długiej 7.
(Leonard Sempoliński via Wikimedia Commons)

W podobnie bestialski sposób Niemcy zlikwidowali też powstańcze szpitale na Powiślu (Drewniana 8, Tamka 3), Czerniakowie (między innymi w gmachu ZUS i fabryce Citroëna przy ulicy Czerniakowskiej, w szkole przy ulicy Zagórnej 9, w domu przy ulicy Solec 41) czy na Mokotowie (Aleja Niepodległości 119, ulice Czeczota 17 i Lenartowicza).

Atakowanie obiektów cywilnych

Przez cały okres powstania niemieckie lotnictwo i artyleria gwałtownie bombardowały zajęte przez powstańców dzielnice, nie czyniąc rozróżnienia pomiędzy obiektami cywilnymi i wojskowymi. Atakowano domy mieszkalne, kościoły, zabytki kultury. Ze szczególną zaciek­łoś­cią Niemcy bombardowali zwłaszcza powstańcze szpitale (świadkowie wspominali, że flagi czerwonego krzyża tylko wzmagały ogień wroga).

W tych okolicznościach przez dwa miesiące walk śmierć od niemieckich bomb i pocisków poniosły dziesiątki tysięcy warszawian. Między innymi na Starówce w zbombardowanych kościołach sióstr sakramentek, św. Jacka i św. Marcina zginęło 1 września ponad 2 tysiące osób. Setki rannych zginęło pod gruzami i w płomieniach podczas bombar­do­wa­nia powstań­czych szpitali: w Zamku Ujazdowskim (300 ofiar), w Szpitalu Sióstr Elżbietanek (40 ofiar), w szpitalu przy ulicy Malczewskiego 3/5 (150 ofiar), Pierackiego 3/5 (80 ofiar) i innych.

Wykorzystywanie „żywych tarcz”

Od pierwszych dni powstania Niemcy nagminnie wykorzystywali polskich cywilów w charakterze „żywych tarcz”. Schwytanych warszawian (głównie kobiety) najczęściej pędzono przed niemieckimi czołgami w kierunku powstańczych pozycji, co wiązało się prawie zawsze z dużymi ofiarami wśród zakładników. Praktyk takich dopuszczali się pospołu wehrmachtowcy i SS-mani – między innymi żołnierze 4. regimentu grenadierów wschodnio­pruskich podczas natarcia na Dworzec Główny (3 sierpnia), dywizja „Hermann Göring” i oddziały „sił odsieczy” w trakcie walk na Woli, (3–7 sierpnia), siły policyjne pułkownika Geibla podczas prób odblokowania „małej PAST-y” (5 sierpnia), formacje SS i Wehrmachtu atakujące Ratusz i Pałac Blanka (8 sierpnia) i inne jednostki.

Cywilów zmuszano też do wykonywania niebezpiecznych prac w ogniu walki (na przykład do rozbierania powstańczych barykad), a nawet do zasłaniania swoimi ciałami pojedynczych strzelców niemieckich.

Ofiary bombardowania przy klasztorze Dominikanów na Starym Mieście.
(autor nieznany, via Wikimedia Commons)

Gwałty

Mordowaniu i wypędzaniu ludności Warszawy towarzyszyły masowe gwałty na polskich kobietach i dziewczynkach. Sprzyjała temu atmosfera bezkarności, jaką wśród niemieckich żołnierzy wzbudzała świadomość, że miasto i jego mieszkańcy są skazani na zagładę, jak również fakt, iż do stłumienia powstania Niemcy wykorzystywali wyjątkowo zdemoralizowane i niezdyscyplinowane oddziały.

Postrachem kobiet byli zwłaszcza żołdacy z brygady RONA, błędnie nazwani przez warsza­wian Kałmukami lub Ukraińcami. Okrutne gwałty stały się swoistą „wizytówką” ronowców, którzy w pierwszych dniach sierpnia pacyfikowali warszawską Ochotę. Masowe gwałty znaczyły też wiodący przez Wolę, Stare Miasto, Powiśle i Czerniaków szlak bojowy Sonderbataillon Dirle­wanger. „Za każdym razem, kiedy szturmowaliśmy piwnicę, a były w niej kobiety, dirle­wan­ge­rowcy je gwałcili”, wspominał później towarzyszący im saper Wehrmachtu Mathias Schenk. Gwoli ścisłości należy jednak zaznaczyć, że gwałtów dopuszczały się również inne niemieckie i (zwłaszcza) kolaboranckie jednostki pacyfikujące Warszawę.

Ten aspekt powstania jest stosunkowo słabo zbadany, stąd liczby ofiar gwałtów nie sposób określić. Nie ma jednak wątpliwości, że idzie w tysiące.

Wypędzenie ludności Warszawy

Już od pierwszych dni powstania mieszkańcy Warszawy, którzy w zajętych przez wroga dzielnicach nie padli ofiarą niemieckich egzekucji, byli wypędzani z domów. Schemat wyglądał zazwyczaj podobnie. Najpierw cywilów spędzano wśród gwałtów i grabieży do prowi­zo­rycz­nych obozów przejściowych w obrębie miasta – takich jak kościół św. Wojciecha na Woli, targowisko „Zieleniak” na Ochocie, koszary SS-Staufer­kaserne i Flak-Kaserne na Mokotowie czy gmach CIWF na Żoliborzu. Przetrzymywani w nieludzkich warunkach (bez żywności, wody i pomocy medycznej) i narażeni na coraz to nowe gwałty, szykany i grabieże Polacy byli następnie wywożeni do zorganizowanego przez Niemców obozu przejściowego w Pruszkowie (Dulag 121). Przeszło przezeń od 390 tysięcy do 410 tysięcy warszawiaków.

Dalej los wypędzonych bywał różny. Około 50 tysięcy Polaków skierowano do niemieckich obozów koncentracyjnych, a dalszych 165 tysięcy wywieziono na roboty do Rzeszy. Ponad 350 tysięcy mieszkańców Warszawy i okolic przesiedlono przymusowo do innych miast Generalnego Gubernatorstwa, pozostawiając ich tam bez jakichkolwiek środków do życia.

Verbrennungskommando pali zwłoki na Woli.
(autor nieznany, via Wikimedia Commons)

Grabież

Mordom i gwałtom na cywilnej ludności Warszawy towarzyszyła od samego początku masowa grabież polskiego mienia prywatnego i publicznego, której dokonywali zarówno prości żoł­nie­rze i policjanci, jak również wysoko postawieni oficerowie (Oskar Dirlewanger, dowództwo brygady RONA, Martin Patz i inni). Wypędzanym lub mordowanym warszawiakom zabierano wszystkie cenne przedmioty osobiste, a opuszczone budynki nagminnie szabrowano. Skala grabieży była tak wielka, że dowodzący garnizonem warszawskim generał Reiner Stahel był zmuszony usankcjonować ją prawnie (pozwalając żołnierzom zabierać wszystko co zechcą z tych domów, w których wybuchł pożar). Grabieży sprzyjał fakt, iż każdy mieszkaniec Warszawy opuszczający miasto mógł wziąć tylko tyle ze swej osobistej własności, by nie przeszkadzało mu to w marszu do obozu przejściowego w Pruszkowie.

Po upadku powstania grabież przyjęła bardziej zorganizowany charakter. Opustoszałe budynki mieszkalne, obiekty przemysłowe i budynki użyteczności publicznej systematycznie opróż­niano ze wszystkiego, co z punktu widzenia Niemców miało jakąkolwiek wartość, łącznie z przewodami telefonicznymi i torami kolejowymi. Ogółem Niemcy wywieźli z Warszawy 45 tysięcy wagonów kolejowych i kilka tysięcy ciężarówek pełnych zagrabionego mienia.

Niszczenie miasta

Jeszcze w trakcie walk powstańczych Niemcy w opanowanych przez siebie dzielnicach systematycznie palili budynki publiczne i mieszkalne, których mieszkańców wcześniej wypędzono lub wymordowano. Ogromne zniszczenia przyniosły również zmasowane naloty i ostrzał artyleryjski (oblicza się, że w wyniku walk zniszczone zostało około 25 procent zabudowy Warszawy).

Prawdziwą zagładę przyniosła jednak Warszawie akcja wyburzania miasta, systematycznie prowadzona przez Niemców po stłumieniu powstania. Rozkazy Hitlera nie pozostawiały tutaj cienia wątpliwości:

to miasto ma całkowicie zniknąć z powierzchni ziemi i służyć jedynie jako punkt prze­ła­dun­kowy dla transportu Wehrmachtu. Nie powinien pozostać kamień na kamieniu. Wszystkie budynki należy zburzyć aż do fundamentów. Pozostaną tylko urządzenia techniczne i budynki kolei żelaznej.

Akcja niszczenia miasta nie miała żadnego uzasadnienia militarnego, co więcej – pochłaniała cenne materiały wybuchowe i benzynę, które w końcowym okresie wojny były w Niemczech towarem coraz bardziej deficytowym.

Wyżej: Moździerz oblężniczy Karl-Gerät 040 ostrzeliwujący Warszawę. Niżej: gmach Prudentialu trafiony pociskiem Karla.
(autor nieznany, domena publiczna, via Wikimedia Commons | Sylwester Braun, domena publiczna, via Wikimedia Commons)

Operacja wyburzania Warszawy trwała trzy i pół miesiąca. To planowe niszczenie pro­wa­dziły jednostki Technische Nothilfe, czyli saperskie oddziały policji, a konkretnie batalion TN, którego dowódcą był major Schutzpolizei Sarnow. Po opróżnieniu budynków z tego, co z punktu widzenia niszczycieli miało jakąś wartość, do akcji przystępowali podpalacze z tak zwanych Brandkommando. Niemcy działali systematycznie, podpalając dom po domu, kwartał po kwartale. Za dzień lub dwa sprawdzano wyniki i jeżeli pożar wygasł, wzniecano go ponownie. W ślad za Brandkommando szło Sprengkommando, wysadzające w powietrze wybrane obiekty. Ze szczególną pasją naziści niszczyli polskie zabytki oraz obiekty o dużej wartości kulturalnej i duchowej – pomniki, muzea, archiwa, biblioteki.

Straty ludzkie i materialne

Okrucieństwo i systematyczność, z jaką Niemcy rozprawili się ze zbuntowanym miastem i jego mieszkańcami, przyniosły tragiczne rezultaty. Oblicza się, że w trakcie dwumiesięcznych zmagań śmierć poniosło 16 tysięcy powstańców (z czego kilka tysięcy zamordowanych po wzięciu do niewoli) oraz 150–180 tysięcy cywilów, z których blisko połowa poniosła śmierć na skutek masowych mordów dokonywanych przez oddziały SS, Wehrmachtu i policji niemieckiej.

Olbrzymie były również straty materialne. W wyniku bezpośrednich działań wojennych zniszczone zostało około 25% przedwojennej zabudowy miasta. Kolejne 30% zabudowy Niemcy wyburzyli już po zakończeniu powstania. Gdy zsumować to ze zniszczeniami powstałymi w wyniku oblężenia miasta we wrześniu 1939 roku i zagłady warszawskiego getta okazuje się, że wojna przyniosła zniszczenie 85% zabudowy Warszawy. Skala bezpowrotnych strat w zakresie dóbr kultury trudna jest nawet do oszacowania. Przepadł wielowiekowy dorobek materialny i skarby kulturalne stolicy. Przepadło również mienie setek tysięcy mieszkańców.

Ruiny restauracji Adria przy Moniuszki 10, odkopany spod gruzów mężczyzna siedzi przy zwłokach kobiety.
(Eugeniusz Lokajski, via Wikimedia Commons)

Kaci Warszawy

Zbrodni na Warszawie nie dokonali anonimowi „Niemcy” czy „naziści”, lecz konkretne osoby, z których większość nie poniosła po wojnie kary za swe czyny. Poniżej w telegraficznym skrócie sylwetki najważniejszych z nich.

Erich von dem Bach-Zelewski
Jeden z najwyższych dowódców SS, zaufany Heinricha Himmlera, a zarazem jeden z naj­więk­szych zbrodniarzy drugiej wojny światowej. Pełnił między innymi funkcje Wyższego Dowódcy SS i Policji (HSSPF) na Śląsku, dowódcy SS i policji na obszarze Białorusi i zachodniej Rosji czy wreszcie pełnomocnika do spraw zwalczania partyzantki (Chef der Bandenkampfverbände) w całej Europie. Jeden z głównych wykonawców ludobójczej polityki Hitlera w Polsce i na terytorium ZSRR. Był również inicjatorem stworzenia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu.

Wieczorem 5 sierpnia 1944 roku von dem Bach przybył do Warszawy, obejmując dowodzenie tak zwanej Korpsgruppe von dem Bach, wyznaczonej do stłumienia powstania. Doprowadził do częściowego uchylenia rozkazu Hitlera mówiącego o eksterminacji całej ludności Warszawy. Niemniej odpowiadał za wszystkie zbrodnie dokonane przez Niemców w trakcie tłumienia powstania i za złamanie postanowień układu kapitulacyjnego, zapewniających wolność i bezpieczeństwo ludności cywilnej.

Po wojnie zachodni alianci odmówili wydania von dem Bacha polskiemu wymiarowi spra­wied­li­wości. Przed Trybunałem Norymberskim występował jedynie jako świadek. W 1949 roku został zwolniony z więzienia w Norymberdze, po czym przebywał jeszcze dwa lata w różnych obozach. W 1951 roku izba denazyfikacyjna w Monachium skazała go na dziesięć lat obozu pracy, jednak szybko karę zamieniono na areszt domowy. Aż do 1958 roku von dem Bach mieszkał legalnie we wsi Eckersmühlen koło Norymbergi, gdzie pracował jako nocny stróż. W 1961 roku został ponownie aresztowany i za zamordowanie jednej osoby w trakcie „nocy długich noży” skazany na 4,5 roku pozbawienia wolności. Oskarżony ponownie już w 1962 roku o morderstwo sześciu niemieckich komunistów (w 1933 roku) został skazany przez sąd w Norymberdze na dożywocie. Zmarł w wieku 73 lat w szpitalu więzienia München-Harlaching (1972). Nigdy nie odpowiedział za zbrodnie popełnione w Polsce i ZSRR.

Brandkommando w akcji.
(autor nieznany, via Wikimedia Commons)

Heinz Reinefarth
Wyższy Dowódca SS i Policji w „Kraju Warty“ (Warthegau), który do momentu przybycia von dem Bacha dowodził niemieckimi „siłami odsieczy” skierowanymi do stłumienia powstania warszawskiego. Kierował bezprzykładną rzezią warszawskiej Woli, skąd cynicznie meldował dowództwu: „jeńców mam więcej niż amunicji, by ich rozstrzelać”. Po przejęciu dowodzenia przez von dem Bacha stanął na czele Grupy Bojowej „Reinefarth”, walczącej na Starym Mieście, Powiślu i Czerniakowie. Odpowiadał za szereg zbrodni (zwłaszcza za mordowanie jeńców) popełnionych tam przez podległe mu oddziały.

Po wojnie zachodni alianci odmówili wydania Reinefartha polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Również w nowo powstałej RFN pozostawiono go w zupełnym spokoju, co więcej – umożliwiono piękną karierę polityczną i prawniczą. Reinefarth był między innymi burmistrzem Westerlandu (stolica wyspy Sylt), posłem do Landtagu w prowincji Schleswig-Holstein, a od 1967 roku prowadził własną kancelarię adwokacką. Zmarł w 1979 roku, otrzymując do końca życia wysoką rentę generalską.

Oskar Dirlewanger
Doktor politologii, skazany w 1934 roku za gwałt na nieletniej. Ułaskawiony dzięki kontaktom w dowództwie SS, stanął w 1940 roku na czele specjalnej jednostki SS złożonej z pospolitych kryminalistów powyciąganych z niemieckich więzień i obozów koncentracyjnych. Sadysta i furiat, odpowiedzialny za szereg zbrodni popełnionych na mieszkańcach Polski i ZSRR podczas tak zwanych „akcji antypartyzanckich”. W trakcie tłumienia powstania warszawskiego jego oddział dopuszczał się najokrutniejszych zbrodni na jeńcach i cywilnej ludności Warszawy. To zasadniczo jego rękami dokonano rzezi Woli oraz krwawej pacyfikacji Starówki, Powiśla i Czerniakowa.

Zginął w niewyjaśnionych okolicznościach tuż po zakończeniu wojny. Jedna z wersji mówi, iż po schwytaniu przez alianckie wojska okupacyjne został rozpoznany przez polskich strażników i zatłuczony na śmierć.

Szczątki powstańców zamordowanych i spalonych po upadku Starówki w dawnym szpitalu przy Długiej 15.
(Eugeniusz Haneman, via Wikimedia Commons)

Bronisław Kaminski
Rosyjski kolaborant o częściowo polskich korzeniach, który po zajęciu przez Niemców obwodu briańskiego stanął na czele proniemieckiej administracji w gminie Łokoć. Jeden z twórców kolaboranckiej Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej – RONA. W sierpniu 1944 roku jego oddział pacyfikował warszawską Ochotę, zamiast na walce z AK-owcami skupiając się jednak na rabowaniu i gwałceniu jej mieszkańców. Rychło popadł w ostry konflikt von dem Bachem, gdyż odmawiał wykonywania rozkazów kogokolwiek poza Himmlerem, a jego oddziały okazały się zupełnie nieprzydatne w walce z powstańcami. Sam Kaminski był bardziej zainteresowany rabunkiem, alkoholem i kobietami niż dowodzeniem w walce.

Za niesubordynację i samowolne grabieże Kaminski został rozstrzelany przez Niemców pod koniec sierpnia 1944 roku. Aby uniknąć fermentu wśród żołnierzy RONA, Niemcy upozorowali jego śmierć w zasadzce polskich partyzantów.

Paul Otto Geibel
Wyższy Dowódca SS i Policji (HSSPF) w dystrykcie warszawskim, następca osławionego Kutschery. W trakcie powstania warszawskiego kierował obroną „dzielnicy policyjnej”. Podlegli mu gestapowcy i policjanci wymordowali tam w pierwszych dniach sierpnia (w zależności od źródeł) od 5 tysięcy do 10 tysięcy Polaków. Również na jego rozkaz więzione w siedzibie Sipo (aleja Szucha) kobiety w charakterze żywych tarcz pędzono przed niemieckimi czołgami. Po upadku powstania Geibel nadzorował operację metodycznego wyburzania miasta. Później przeniesiono go do czeskiej Pragi na stanowisko szefa policji porządkowej

Po wojnie został skazany w Czechosłowacji na pięć lat więzienia. Przekazany następnie władzom polskim, został skazany na karę dożywotniego więzienia za zbrodnie dokonane w trakcie tłumienia powstania warszawskiego. W 1966 roku popełnił samobójstwo w więzieniu mokotowskim.

Rainer Stahel
Generał Wehrmachtu uznawany za specjalistę od walk obronnych. W lipcu 1944 roku dowodził obroną Wilna przed atakiem sił AK i Armii Czerwonej. Jako dowódca garni­zonu war­szaw­skiego został już w pierwszym dniu powstania odcięty w swej kwaterze w Pałacu Saskim. 2 sierpnia 1944 roku został oddany pod komendę von dem Bacha. Wydał rozkaz zabijania wszystkich mężczyzn uznanych za rzeczywistych lub potencjalnych powstańców oraz brania zakładników spośród ludności cywilnej, do wykorzystania ich w roli „żywych tarcz”. Rozkazał ponadto likwidację Polaków przetrzymywanych w więzieniu mokotowskim oraz oficjalnie usankcjonował grabieże dokonywane przez niemieckich żołnierzy.

Pod koniec sierpnia 1944 roku Stahel został mianowany komendantem niemieckiego garnizonu w Bukareszcie. Po przewrocie wojskowym w Rumunii dokonanym przez króla Michała został internowany, a następnie przekazany władzom sowieckim. Zmarł w sowieckim łagrze w 1952 roku.

Martin Patz
SS-Obersturmführer Martin Patz dowodził w sierpniu 1944 roku oddziałami Waffen-SS kwaterującymi na warszawskim Mokotowie (w koszarach SS-Stauferkaserne). Ten volks­deutsch i dawny lektor Uniwersy­tetu Adama Mickiewicza w Poznaniu odpowia­dał za szereg zbrodni popeł­nio­nych na bez­bronnej ludności cywilnej, między innymi za wymor­do­wa­nie 600 Polaków przetrzymywanych w więzieniu mokotowskim, kilkudziesięciu zakonników i świeckich w klasztorze Jezuitów przy ulicy Rakowieckiej, jak również za szereg zbrodni w prowizorycznym wiezieniu utworzonym w Stauferkaserne. Obok mordowania cywilów Patz pozwalał swoim SS-manom na wszelkie ekscesy, biorąc samemu aktywny udział w rabunku polskiego mienia. Zyskał sobie dzięki temu miano „rzeźnika Mokotowa”. W 1980 roku sąd w Kolonii skazał go na dziewięć lat więzienia.

Karl Lipscher
Dowódca oddziału żandarmerii stacjonującego przy ulicy Dworkowej na warszawskim Mokotowie. Jego ludzie stali się postrachem dzielnicy, mordując prawdopodobnie jeszcze więcej cywilów niż SS-mani Patza.

Bibliografia:

Książki i artykuły:
• Zbrodnie okupanta w czasie powstania warszawskiego w 1944 roku (w dokumentach), wydawnictwo MON, Warszawa 1962.
• Lesław M. Bartelski, Mokotów 1944, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1971.
• Adam Borkiewicz, Powstanie warszawskie. Zarys działań natury wojskowej, Instytut wydawniczy PAX, Warszawa 1969 r.
• Marek Getter, Straty Ludzkie i materialne w Powstaniu Warszawskim, BIULETYN Instytutu Pamięci Narodowej NR 8-9/2004.
• Piotr M. Majewski, „Największa bitwa miejska II wojny światowej”, BIULETYN Instytutu Pamięci Narodowej NR 8-9/2004.
• Izabela i Stanisław Maliszewscy, Śródmieście Południowe. Warszawskie Termopile 1944, Wydawnictwo Askon, Warszawa 2001.
• Marian B. Michalik (red.): Kronika powstań polskich 1794-1944. Warszawa: wydawnictwo Kronika, 1994.
Źródła internetowe:
• http://www.powstanie-warszawskie-1944.pl, [dostęp 10 sierpnia 2009]
• Dokumenty z Powstania Warszawskiego, za:
http://ipn.gov.pl/portal/pl/719/10337/Nieznane_dokumenty_z_Powstania_Warszawskiego.html [dostęp 10 sierpnia 2009]
• Wykaz śledztw prowadzonych w Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie, 23 grudnia 2008, za:
http://www.ipn.gov.pl/wai/pl/201/6872/ [dostęp 10 sierpnia 2009]

Alfred Mensebach via Wikimedia Commons