W jednej z pierwszych scen filmu Troja Achilles grany przez Brada Pitta wypowiada znamienne słowa: „Wyobraźcie sobie króla, który sam walczy w swoich bitwach. Cóż to byłby za widok”. A przecież królowie i książęta walczyli – dość wspomnieć Jana Sobieskiego na czele dwudziestotysięcznej szarży pod Wiedniem. Nie inaczej było wśród monarchów angielskich czy później brytyjskich. Król Henryk V osobiście poprowadził swą armię do wielkiego zwycięstwa pod Azincourt, a włożona mu w usta przez Williama Shakespeare’a przemowa („My, garść – szczęśliwy krąg – gromadka braci”1) unieśmiertelniła go jako literacki wzór idealnego wodza. Karol II osobiście zawiadywał swymi wojskami w bitwie pod Worcesterem przeciwko siłom Cromwella i poniósł druzgocącą klęskę. Lepiej poszło Wilhelmowi Orańskiemu nad Boyne – odniósł tam zwycięstwo w jednej z najsłynniejszych bitew w historii Wysp Brytyjskich; zresztą jeszcze w czasie przygotowań do walki raniła go w ramię artyleria przeciwnika, Jakuba II i VII.
W tej opowieści o służbie wojskowej brytyjskich królów i książąt za cezurę czasową przyjmijmy jednak pierwszą wojnę światową i zajmijmy się tylko członkami rodziny królewskiej, którzy mogliby wziąć udział w tym konflikcie i kolejnych.
Zbędny-niezbędny
Najstarszy syn króla Jerzego V, Edward, przez krewnych zwany Dawidem (tak brzmiało jego ostatnie, siódme imię), przyszedł na świat w 1894 roku. Służył wprawdzie jako kadet w Royal Navy, ale gdy w 1914 roku wybuchła wojna, otrzymał patent oficerski pułku Grenadierów Gwardii. Wkrótce zaczął prosić sekretarza stanu do spraw wojny, lorda Kitchenera, aby pozwolił mu udać się do Francji z jego, księcia Walii, jednostką. „I co z tego, że mnie zastrzelą?”, pytał Edward. „Mam czterech braci”. Dwór jednak nie obawiał się śmierci następcy tronu, obawiał się, że następca tronu może się dostać do niewoli. Już samo to byłoby katastrofą, a gdyby jeszcze w tym czasie zmarł urzędujący monarcha i wyszłoby na to, że nowy król (niekoronowany, ale jednak król) gnije w niewoli gdzieś w kajzerowskich Niemczech, skala politycznego kataklizmu byłaby nie do przewidzenia.
Dwudziestoczteroletni Edward fatalnie przyjął ten zakaz, ponoć czuł się wręcz okryty hańbą. Pomimo to księciu udało się spędzić na froncie zachodnim przełom lat 1915 i 1916. Nie wziął bezpośredniego udziału w walkach, lecz zdarzało mu się być w rejonach akurat ostrzeliwanych przez nieprzyjacielską artylerię – można by pomyśleć, że nagle dwór znalazł innego następcę tronu i nagle Edward/Dawid przestał już być potrzebny. W roku 1916 Edwarda odznaczono Krzyżem Wojskowym (Military Cross), bez wątpienia na wyrost, ale nie można zaprzeczyć, że książę wykazał się niejakim hartem ciała i ducha oraz brakiem nadmiernych obaw o własną głowę. Generał sir Charles Carmichael Monro wspominał, że pewnego ranka musiał wskoczyć do samochodu i udać się w pogoń za Edwardem, który ruszył w drogę ze zmierzającym wprost na pierwszą linię batalionem grenadierów. Zachowanie na froncie przysporzyło mu zresztą sporej popularności w siłach zbrojnych i całym kraju. Później służył też we Włoszech i w Egipcie, ale należy sądzić, że tam był już lepiej pilnowany.
Dwaj młodsi bracia Edwarda, Albert (zwany przez rodzinę Bercikiem) i Henryk, mogli – jako książęta „rezerwowi” – pozwolić sobie na więcej. Nikt w czasie pierwszej wojny światowej nie mógł wszakże przypuszczać, iż dwadzieścia lat później Edward abdykuje, by poślubić Wallis Simpson, i to właśnie Albert, jako Jerzy VI, zasiądzie na brytyjskim tronie. Przed pierwszą wojną światową urodzony w 1895 roku Albert zaliczył kursy w dwu szkołach oficerskich Royal Navy – Osborne i Dartmouth. Szło mu tam nie najlepiej, ale raczej ze względu na słabe zdrowie (ponadto przez całe życie cierpiał na chorobę morską!), a nie jakiekolwiek niedostatki intelektualne.
W 1913 roku Bercik rozpoczął służbę na krążowniku pancernym HMS Cumberland typu Monmouth, wówczas już okręcie szkolnym. Jesienią tego samego roku przeniesiono go jako midszypmena na pancernik HMS Collingwood, na którym doczekał wybuchu wojny. Alberta wciąż dręczyły wrzody żołądka, ale za żadne skarby nie chciał dopuścić do zwolnienia ze służby z powodów zdrowotnych; popierał go ojciec, który w służbie wojskowej syna widział czynnik mogący bardzo dobrze wpływać na morale w całej Royal Navy. Dwa lata później Collingwood jako jeden z okrętów w eskadrze wiceadmirała sir Cecila Burneya wziął udział w bitwie jutlandzkiej. Znalazł się tam pod ostrzałem niemieckiego krążownika liniowego typu Derfflinger (samego Derfflingera albo Lützowa), a uczucie całego okrętu trzęsącego się od pobliskich eksplozji wywarło na księciu – służącym jako oficer w jednej z wież artylerii głównej – niezatarte wrażenie. Trafił później na pancernik HMS Malaya (wcześniej przeszedł operację żołądka) i w trakcie wojny spędził na morzu w sumie dwadzieścia dwa miesiące. W kwietniu 1918 roku został zaś jednym z pierwszych oficerów nowo utworzonego RAF-u; jego obecność miała znaczenie nie tylko moralne, lecz także polityczne, stanowiła bowiem znaczące wsparcie dla młodych brytyjskich wojsk lotniczych. Jesienią 1918 roku dostał przydział do sztabu generała Hugh Trencharda. Już po wojnie przeszedł szkolenie lotnicze i zdobył stopień majora pilota (squadron leader), nigdy jednak nie pokochał latania i – co ciekawe – nigdy nie dostał pozwolenia na samodzielne loty.
Najwyżej po szczeblach kariery wojskowej wspiął się trzeci z książąt, Henryk, mimo że przyszedł na świat w 1900 roku i ominął go konflikt, w którym Wielka Brytania straciła prawie milion ludzi. Wstąpił do Królewskiej Akademii Wojskowej w Sandhurst, po czym rozpoczął służbę w pułku piechoty King’s Royal Rifle Corps, a następnie w pułku kawalerii 10th Royal Hussars; 6 listopada 1935 roku miał na sobie mundur majora tej jednostki, zawierając małżeństwo z Alice Montagu Douglas Scott. Henryk zakończył wprawdzie czynną służbę w roku 1937, ale wrócił w szeregi sił zbrojnych po wybuchu drugiej wojny światowej i trafił do Francji jako główny oficer łącznikowy Brytyjskich Sił Ekspedycyjnych, odpowiedzialny za kontakty z francuskimi sojusznikami. Było to stosunkowo bezpieczne stanowisko, nie wymagało od Henryka wizyt na pierwszej linii, lecz w realiach Blitzkriegu nikt, kto znajdował się w zasięgu samolotów Luftwaffe, nie był tak naprawdę bezpieczny. 22 maja 1940 księcia raniły odłamki niemieckiej bomby.
Rok później Henryk został zastępcą dowódcy 20. Brygady Pancernej, podlegającej wówczas 6. Dywizji Pancernej. Tam również ominęła go służba na pierwszej linii, poświęcał się raczej spotkaniom z żołnierzami i dbaniu o ich morale. Dobiegło to końca w styczniu, kiedy został gubernatorem generalnym Australii. Piastował to stanowisko przez dwa lata i pewnie piastowałby je dłużej, gdyby w styczniu 1947 nie wezwano go z powrotem do kraju, by pełnił funkcję regenta na czas pobytu króla, królowej i następczyni tronu w Afryce Południowej. W 1955 roku Henryka awansowano do stopnia marszałka polnego (field marshal), a 12 czerwca 1958 roku – marszałka wojsk lotniczych (marshal of the RAF). Abstrahując od wszelkich zasług Henryka w siłach zbrojnych, trzeba podkreślić, że tego typu podwójne umarszałkowienie to zaszczyt dostępny jedynie członkom rodziny królewskiej.
Na karierę w siłach zbrojnych postawił również o dwa lata młodszy Jerzy, książę Kentu. W 1916 roku czternastolatek ruszył w ślady Alberta: wstąpił do szkoły oficerskiej Royal Navy w Osborne, a w roku 1917 – do szkoły w Dartmouth. W 1920 roku dostał przydział na pancernik HMS Temeraire typu Bellerophon i – jak ujmuje to Oksfordzki Słownik Biograficzny – „przez kolejne siedem lat wiódł życie zwykłego oficera marynarki”. W 1927 roku związki Jerzego z Royal Navy uległy niejakiemu rozluźnieniu, poświęcał trochę czasu na pracę w administracji państwowej, ale przede wszystkim korzystał z życia – do tego stopnia, że popadł w alkoholizm i sięgał po narkotyki. W końcu jednak wyszedł na prostą, ożenił się, spłodził dzieci i z godnością reprezentował kraj i monarchię na oficjalnych uroczystościach, aż w końcu mianowano go… gubernatorem generalnym Australii.
Zanim jednak mógł objąć to stanowisko, wybuchła druga wojna światowa. Jerzy powrócił w szeregi Royal Navy i w stopniu komandora rozpoczął służbę w wywiadzie Admiralicji, lecz w kwietniu 1940 roku przeniósł się do Royal Air Force. Zrezygnował wówczas z honorowej rangi air vice-marshal – odpowiednik generała dywizji – gdyż honorowy wprawdzie, ale stopień ten stawiałby go w absolutnie rzeczywisty sposób ponad dużo bardziej doświadczonymi oficerami, którzy nie dosłużyli się (jeszcze) rangi generalskiej. Dostał przydział w stopniu group captain (pułkownika) do Dowództwa Lotnictwa Szkolnego; Jerzy, podobnie jak starszy brat, skupiał się na oficjalnych wizytach i dbaniu o morale w siłach zbrojnych, ale zajmował się także pracą administracyjną nad warunkami bytowymi personelu RAF-u. 25 sierpnia 1942 roku książę wyruszył na inspekcję baz i placówek RAF-u na Islandii. Jego samolot, łódź latająca Short Sunderland numer W4026, rozbił się opodal Dunbeath w północnej części Szkocji. Zginęli wszyscy na pokładzie oprócz strzelca ogonowego. Książę Jerzy miał trzydzieści dziewięć lat. Był pierwszym od 500 lat członkiem brytyjskiej rodziny królewskiej, który poległ na służbie w czasie wojny.
Najmłodszy brat Edwarda, Jan, w chwili wybuchu Wielkiej Wojny ledwie dziewięciolatek, cierpiał na epilepsję. Zmarł nagle, we śnie, 18 stycznia 1919 roku.
Córka w mundurze
Jerzy VI i Elżbieta Bowes-Lyon nie mieli synów, jedynie dwie córki – urodzoną w 1926 roku Elżbietę i o cztery lata młodszą Małgorzatę. We wrześniu 1939 roku królową namawiano, aby wraz z młodymi księżniczkami opuściła Wielką Brytanię, jednak kategorycznie odmówiła, ucinając wszelkie namowy słowami, które przeszły do historii: „Dzieci nie pojadą beze mnie. Ja nie opuszczę króla. A król nie wyjedzie nigdy”.
Małgorzata była oczywiście zbyt młoda, by wykonywać jakąkolwiek pracę w czasie wojny, ale dla Elżbiety coś się znalazło. 24 lutego 1945 roku, dwa miesiące przed dziewiętnastymi urodzinami, następczyni tronu pod nazwiskiem Elizabeth Windsor wstąpiła do żeńskiej Auxiliary Territorial Service w randze (honorowej) podporucznika z numerem służbowym 230873 i przeszła normalne szkolenie kierowcy-mechanika. Podobnie jak stryjowie, tak i Elżbieta głównie odgrywała rolę propagandową – miała pokazać ogółowi Brytyjczyków, że rodzina królewska dzieli z nimi przynajmniej część trudów wojny i wnosi jakiś wkład w wysiłek wojenny całego narodu. Służba księżniczki nie była szczególnie wymagająca, co bynajmniej nie oznacza, że ograniczała się do pozowania do zdjęć takich jak to poniżej; Elżbieta najczęściej jeździła ambulansem, a gdy trzeba było, nurzała się w smarze i grzebała w silniku równie rzetelnie jak koleżanki.
Królowa Elżbieta II jest ostatnią na świecie głową państwa, która odbyła służbę w mundurze w czasie drugiej wojny światowej. Na marginesie: nie ma i nigdy nie miała prawa jazdy.
Cel: Falklandy
Najstarszy syn królowej – następca tronu i kolejny książę Walii – służbę wojskową rozpoczął 8 marca 1971 roku, wstępując do RAF College w Cranwell (przyleciał tam zresztą samodzielnie jednym z samolotów dyspozycyjnych rodziny królewskiej, gdyż miał już wówczas licencję pilota). Uzyskawszy wkrótce skrzydełka pilota Royal Air Force, podjął naukę w kolejnej szkole oficerskiej – znanej nam już Dartmouth – a po ukończeniu sześciotygodniowego kursu poleciał na Gibraltar, gdzie zaokrętował się na niszczycielu rakietowym HMS Norfolk (D21).
W kolejnych latach Karol zaliczył jeszcze trzy okręty, aż w końcu w 1974 roku trafił na fregatę HMS Jupiter typu Leander, z którą odbył długi rejs po Pacyfiku, składając kurtuazyjne wizyty między innymi w Singapurze, Nowej Zelandii czy San Francisco. Jak więc przystało na dobrego księcia, Karol musiał tu i ówdzie robić za maskotkę, ale poza tym warunki jego służby niczym się nie różniły od warunków, w których służyli pozostali oficerowie (zaliczył też szkolenie spadochronowe, zanim przyjął godność honorowego dowódcy Pułku Spadochronowego). Oczywiście było tak jedynie dlatego, że druga wojna światowa już dawno dobiegła końca, a do wojny falklandzkiej zostało jeszcze prawie dziesięć lat. W przeciwnym razie książę Walii – zbyt cenny, aby liczyć na udział w jakichkolwiek działaniach bojowych – musiałby siedzieć w kraju.
Karol zapoczątkował w brytyjskiej rodzinie królewskiej tradycję służby w roli pilota śmigłowca. Sam odbył szkolenie jesienią 1974 roku w Royal Naval Air Station Yeovilton, po czym otrzymał przydział do 845. Eskadry Lotnictwa Morskiego bazującej na lotniskowcu HMS Hermes. Służbę w Royal Navy zakończył 15 grudnia 1976 roku jako dowódca niszczyciela min HMS Bronington (M1115). Dwanaście lat później w charakterze prezentu na czterdzieste urodziny otrzymał awans do stopnia komandora w marynarce wojennej i pułkownika w wojskach lotniczych. Na kolejne urodziny – już niekoniecznie okrągłe – dostawał następne awanse, a w roku 2006 został admirałem oraz generałem w lotnictwie i wojskach lądowych. I w końcu 16 czerwca 2012 roku matka awansowała go do najwyższych stopni we wszystkich trzech rodzajach sił zbrojnych – admiral of the fleet, field marshal i marshal of the Royal Air Force. Honorowo, rzecz jasna, ale jak pamiętamy z losów nieszczęsnego księcia Jerzego, stopień honorowy oznacza brak poborów, a nie brak władzy nad oficerami niższych stopni.
Spośród dzieci Elżbiety II zdecydowanie najciekawszą karierę w siłach zbrojnych miał syn numer dwa (i dziecko numer trzy), czyli Andrzej, młodszy od Karola aż o dwanaście lat. Kariera wojskowa Andrzeja zaczęła się wiosną 1979 roku i od samego początku przebiegała pod znakiem lotnictwa pokładowego. Został on dopuszczony do szkolenia dla pilotów śmigłowcowych i 11 maja podpisał kontrakt zawodowy na dwanaście lat. Po zdobyciu uprawnień na lekkie samoloty trafił do 705. Eskadry Lotnictwa Morskiego w Royal Naval Air Station Culdrose, gdzie nauczył się latać na śmigłowcach Aérospatiale Gazelle, a jako że okazał się najlepszym pilotem w swojej grupie (notabene: nagrodę za to osiągnięcie wręczył mu ojciec, książę Edynburga), mógł bez żadnej protekcji skierować dalszą karierę w kierunku, o którym marzył – na śmigłowce Sea King. W kwietniu 1981 roku rozpoczął szkolenie zaawansowane w 706. Eskadrze Lotnictwa Morskiego, następnie zaś otrzymał przydział do jednostki liniowej, 820. Eskadry bazującej na lotniskowcu HMS Invincible.
2 kwietnia 1982 roku argentyńskie wojska zajęły należące do Wielkiej Brytanii Falklandy. Trzy dni później na południowy Atlantyk wyruszył zespół ekspedycyjny z lotniskowcami Hermes i Invincible na czele; elementem komponentu lotniczego na tym drugim wciąż była 820. Eskadra z Andrzejem w składzie. W rządzie obawiano się wprawdzie wysłać księcia na wojnę, przewidywano, że może się stać wyjątkowo atrakcyjnym celem dla nieprzyjaciela (w pewnym sensie Brytyjczycy mieli rację, Argentyńczycy rzeczywiście rozważali zapolowanie na Andrzeja, ale nie wymyślili żadnego dobrego sposobu i plan zarzucono), lecz królowa ostro się temu sprzeciwiła, książę zaś najpewniej wolałby w ogóle wystąpić z wojska, niż dać się wsadzić za biurko na czas wojny.
Na miejscu Andrzej, jako drugi pilot Sea Kinga, wykonywał misje głównie z zakresu ZOP, SAR i CSAR, służąc na tych samych zasadach co każdy oficer w jego stopniu, bez przywilejów wynikających z błękitnej krwi. Komandor porucznik Nigel „Sharkey” Ward, dowódca 801. Eskadry Lotnictwa Morskiego, w głośnych wspomnieniach zatytułowanych „Sea Harrier over the Falklands” nie stroni od krytycznych i kontrowersyjnych opinii, lecz o księciu Andrzeju wyraża się jednoznacznie pozytywnie. „Nie było wątpliwości, że jest wyśmienitym pilotem i bardzo obiecującym oficerem”, pisze. „Aby ułatwić wszystkim życie, nie miał nic przeciwko temu, żeby koledzy oficerowie nazywali go po prostu «H». Zyskał sobie popularność nie tylko w 820. [Eskadrze], ale i w 801.”. Wspomina także, iż „H” był jednym z oficerów, którzy okazali mu troskę i współczucie, gdy w katastrofie polegli przyjaciele Warda, kapitan Curtis i komandor podporucznik Eaton-Jones (ich Sea Harriery najprawdopodobniej zderzyły się we mgle).
W kolejnych latach Andrzej zdobył uprawnienia do pilotowania Westlandów Lynksów i służył w tej roli na fregatach HMS Brazen (F91) i HMS Campbeltown (F86) typu 22. Służba liniowa Andrzeja dobiegła końca dopiero w 1997 roku. Książę rozpoczął wówczas karierę sztabowca w ministerstwie obrony, którą kontynuował do lipca 2001 roku. Odszedł ze służby w Royal Navy w stopniu komandora porucznika w wieku czterdziestu jeden lat, cztery lata później dostał awans (już honorowy) na komandora, a w 2010 roku – na kontradmirała.
Urodzony w 1964 roku Edward również marzył o służbie na morzu. Zaciągnął się więc do Royal Marines (w Wielkiej Brytanii – odmiennie niż w Stanach Zjednoczonych – piechota morska nie jest odrębnym rodzajem sił zbrojnych, ale niejako równoległym do Royal Navy elementem sił morskich). Wymagające szkolenie okazało się jednak ponad siły dwudziestodwuletniego wówczas księcia. A jego ojciec, mając pewnie świeżo w pamięci, jak dumny był z Andrzeja pilota, obsobaczył Edwarda ponoć tak okrutnie, że książę aż się popłakał. Odpaść ze szkolenia w Królewskiej Piechocie Morskiej, czy ze względów sprawnościowych, czy jak w przypadku Edwarda psychologicznych, to oczywiście żaden wstyd, odpada ponad jedna trzecia rekrutów. Edward stał się jednak pierwszym w dwudziestym wieku członkiem brytyjskiej rodziny królewskiej, który zakończył służbę wojskową na etapie wstępnego szkolenia. W gruncie rzeczy można mu współczuć – może niekoniecznie scysji z ojcem, bo to akurat ich prywatna sprawa, ale pogardliwych w tonie artykułów brytyjskiej i amerykańskiej prasy brukowej („Jego Królewska Nieśmiałość”, „beczący niezguła” „maminsynek z pluszowym misiem” i tak dalej) już tak. Tak oto kariera wojskowa Edwarda dobiegła końca, nim się na dobre zaczęła.
Chłopcy w śmigłowcach
Do losów Edwarda VIII warto powrócić, pisząc o księciu Wilhelmie (czy też, jak chciałaby polska prasa, Williamie). Nie jest wprawdzie księciem Walii i chyba nieprędko nim zostanie, bo jego babcia może się okazać równie długowieczna jak prababcia, która dożyła przecież 101. urodzin, ale ponieważ wszystkie rachuby wskazują, że w końcu będzie królem, trzeba szczególnie brać pod uwagę jego bezpieczeństwo.
15 grudnia 2006 roku Wilhelm – jako William Wales – ukończył czterdziestoczterotygodniowe szkolenie w Królewskiej Akademii Wojskowej w Sandhurst i poszedł w ślady młodszego brata – do którego zaraz wrócimy – wstępując do pułku dragonów Blues and Royals. Został tam dowódcą oddziału rozpoznawczego, ale od początku jasne było, że gdyby Blues and Royals mieli jechać na wojnę, to Wilhelm, nawet jeśli pojedzie z nimi, w strefie działań wojennych nie wyściubi nosa z bazy. Książę postanowił więc wziąć przykład ze stryja Andrzeja i zostać pilotem śmigłowca.
Dopiął swego we wrześniu 2010 roku: najpierw przeszedł szkolenie w bazie RAF Cranwell, następnie pomyślnie ukończył roczny kurs w Defence Helicopter Flying School (uczą się tam piloci śmigłowcowi wszystkich rodzajów brytyjskich sił zbrojnych) w bazie RAF Shawbury, a w końcu trafił do RAF Valley na wyspie Anglesey, gdzie uzyskał uprawnienia pilota Sea Kinga w Służbie Poszukiwania i Ratownictwa. Notabene: rozpoczynając służbę w RAF Valley, stał się pierwszym od czasów Henryka VII członkiem brytyjskiej rodziny królewskiej mieszkającym na stałe w Walii. 15 kwietnia 2010 roku Wilhelm rozpoczął służbę jako drugi pilot Sea Kinga HAR.3 w 22. Eskadrze w RAF Valley.
Dalsza służba upływała mu bez szczególnych fajerwerków: wykonywał normalne loty i – gdy była taka potrzeba – ratował ludzkie życie, co oczywiście spotykało się z ogromnym zainteresowaniem mediów. Najciekawiej zrobiło się na początku 2012 roku, kiedy książę stał się jednym z pilotów RAF-u delegowanych na sześciotygodniową turę służby na Falklandach w ramach słynnego 1564. Klucza (który de facto jest nie kluczem, ale parą). Władze Argentyny – z którą Wielka Brytania stoczyła trzydzieści lat wcześniej wojnę o te wyspy – wystosowały notę potępiającą „akt prowokacji”, której mieli się dopuścić Brytyjczycy, oraz ich „arogancję”. O samym księciu napisano zaś, że „przybywa na [argentyńską] narodową ziemię w mundurze zdobywcy, a nie z wiedzą męża stanu, który pracuje na rzecz pokoju i dialogu między narodami”.
7 czerwca tego samego roku Wilhelm uzyskał uprawnienia pierwszego pilota Sea Kinga. Służbę wojskową zakończył we wrześniu roku 2013. Przechodząc do cywila, zachował oczywiście patenty oficerskie, ale nie został wpisany na listę rezerwistów, którym można wysłać powołania.
No i wreszcie dochodzimy do księcia Henryka, vel Harry’ego, z jednej strony czarnej owcy rodziny, z drugiej zaś – jej najbardziej wojowniczego przedstawiciela. Pragmatyka bowiem działa nadal: utrata księcia Harry’ego byłaby stratą dużo mniej dotkliwą zarówno dla rodziny królewskiej, jak i narodu. Kiedy rozpoczynał karierę w siłach zbrojnych, zastanawiano się, w czyje ślady pójdzie – starszego czy młodszego stryja. Dziś już wiadomo, że jeśli dwudziestodziewięcioletni Harry będzie dalej podążał obraną drogą, może się dosłużyć rangi generalskiej, bynajmniej nie honorowej.
Harry wstąpił do akademii wojskowej w Sandhurst 8 maja 2005 roku jako jeden z 270 rekrutów w turze. Uczynił to pół roku przed Wilhelmem, dzięki czemu w okresie, gdy przebywali tam razem, to starszy brat musiał salutować młodszemu. 13 kwietnia roku następnego ukończył szkolenie i otrzymał patent oficerski w pułku kawalerii Blues and Royals; co ciekawe, jest to jedna z dwu ostatnich – obok pułku Queen’s Royal Hussars – jednostek w brytyjskich wojskach lądowych, w której najniższy stopień oficerski to nie second lieutenant, ale cornet.
Kiedy jednak Blues and Royals mieli wiosną 2007 roku wyjechać do Iraku, dyskusje o służbie Harry’ego na wojnie rozgorzały na nowo. Obawy dotyczyły bezpieczeństwa zarówno samego księcia, jak i jego kolegów. Stanowiłby bowiem atrakcyjny cel dla partyzantów i terrorystów, którzy mogliby chcieć go zabić lub porwać – to zaś oznaczało zagrożenie nie tylko dla Harry’ego, lecz także innych żołnierzy służących razem z nim. W sprawie wypowiedział się w końcu sam dowódca brytyjskich wojsk lądowych, generał sir Richard Dannatt. Początkowo zapewnił, że życzenie księcia się spełni i będzie mógł służyć na wojnie wraz ze swoim oddziałem, jednak kilka tygodni później zmienił zdanie.
Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Na przełomie 2007 i 2008 roku Harry trafił na wojnę, nie do Iraku wszakże, lecz Afganistanu, gdzie służył jako Forward Air Controller – wysunięty kontroler naprowadzania sił lotniczych. Tym razem sztab wojsk lądowych zadbał, aby wszelkie szczegóły dotyczące służby księcia utrzymać w tajemnicy, nie zdradzano nawet, czy służy w Afganistanie czy Iraku. W ministerstwie obrony prawdę znało zaledwie piętnaście osób. Media brytyjskie podporządkowały się nakazowi milczenia, ale już media zagraniczne nie były nim objęte. Kiedy więc australijski tygodnik dla pań New Idea opublikował materiał o służbie Harry’ego w Afganistanie, księcia – który w polu radził sobie zgodnie ze wszelkimi oczekiwaniami – czym prędzej odwołano z powrotem do kraju.
Wkrótce Harry również postanowił dokonać przesiadki na śmigłowce. Pomyślnie przeszedł egzaminy w bazie AAC Middle Wallop i uzyskał na tyle dobre wyniki, że mógł podjąć dalsze szkolenie na pilota dumy Korpusu Lotniczego Wojsk Lądowych: śmigłowca AgustaWestland Apache AH Mk 1. Wiosną 2011 roku uzyskał awans do stopnia kapitana, a niespełna rok później, po szkoleniach w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych – uprawnienia drugiego pilota i operatora uzbrojenia Apache’a. W końcu we wrześniu 2012 roku dwudziestosiedmioletni „kapitan Wales” w szeregach 662. Eskadry Army Air Corps rozpoczął czteromiesięczną turę służby w Afganistanie w Camp Bastion w prowincji Helmand. Tym razem sprawy nie utrzymywano w tajemnicy. Ba, dowództwo wojsk lądowych nadało jej nawet – raczej niepotrzebnie – trochę rozgłosu.
Po powrocie do kraju Harry’emu zadawano oczywiste pytanie: czy zabijał ludzi? Odpowiadał za każdym razem podobnie: „Strzelamy, kiedy musimy. Odbieramy życie, aby uratować życie. Czasami strzelają i do nas”. Powszechnie wiadomo, że strącenie śmigłowca Apache, czy to amerykańskiego, czy to brytyjskiego, i zabicie jego załogi (najlepiej brutalne i sfilmowane) stanowi jedno z największych marzeń talibskich dowódców, więc służba Harry’ego wcale nie była tak bezpieczna, jak można by sądzić, patrząc na przeżywalność tych maszyn w realiach pola walki. Niemniej jednak Harry wrócił do kraju cały i zdrowy. Obecnie pracuje jako oficer sztabowy w Dystrykcie Londyn.
Bibliografia:
Lee Aitken, Edward Goes His Own Way, people.com, 26 stycznia 1987. Data dostępu: 8 czerwca 2014.
Caroline Gammell, How the Prince Harry blackout was broken, telegraph.co.uk, 28 lutego 2008. Data dostępu: 8 czerwca 2014.
Eleanor Glover, Will Harry be a hero – or the new Prince Edward?, dailymail.co.uk, 12 maja 2005. Data dostępu: 6 czerwca 2014.
Uki Goni, Argentina criticises Prince William’s tour of duty of Falkland Islands, theguardian.com, 1 lutego 2012. Data dostępu: 9 czerwca 2014.
Richard Holmes, „Soldiers. Army Lives and Loyalties from Redcoats to Dusty Warriors”. Harper Press, 2011.
Nick Hopkins, Prince Harry back in Afghanistan as Apache helicopter pilot, theguardian.com, 7 września 2012. Data dostępu: 10 czerwca 2014.
Jon Lake, „Sunderland squadrons of World War 2”. Osprey Publishing, 2000.
H. C. G. Matthew, George VI (1895–1952), king of Great Britain, Ireland, and the British dominions beyond the seas, and sometime emperor of India [w:] Oxford Dictionary of National Biography.
Lee Metcalf, Henry Duke of Gloucester & Alice Duchess of Gloucester, royalcentral.co.uk, 12 czerwca 2013. Data dostępu: 4 czerwca 2014.
Nick Squires, Australian magazine broke Prince Harry story, telegraph.co.uk, 28 lutego 2008. Data dostępu: 9 czerwca 2014.
Commander „Sharkey” Ward, Sea Harrier over the Falklands. Cassell, 2000.
Philip Ziegler, George, Prince, first duke of Kent (1902–1942), naval and air force officer [w:] Oxford Dictionary of National Biography.
Argentina condemns Prince William Falklands posting, BBC.com, 11 listopada 2011. Data dostępu: 9 czerwca 2014.
Activities as Queen, royal.gov.uk. Data dostępu: 4 czerwca 2014.
Military Career, princehenryofwales.org. Data dostępu: 9 czerwca 2014.
Military Career, princeofwales.gov.uk. Data dostępu: 5 czerwca 2014.
Prince Harry will not go to Iraq, CNN.com, 17 maja 2007. Data dostępu: 8 czerwca 2014.
The Border Watch, 23 maja 1940.
The London Gazette, 6 marca 1945.
The London Gazette, 3 czerwca 1958.
The London Gazette, 26 maja 2006.
Przypisy
1. Za: William Shakespeare, „Tragedie i kroniki w przekładzie Stanisława Barańczaka”. Akt czwarty, scena trzecia. Znak, 2013.