22 marca prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump powołał Johna Boltona na stanowisko doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego. W sieci zawrzało od komentarzy na temat tego, jak teraz będzie wyglądać polityka zagraniczna gospodarza Białego Domu. W amerykańskiej historii mieliśmy wielu takich, którzy nie zdążyli zaistnieć, czy byli po prostu figurantami. Nie sposób jednak nie wspomnieć takich jak Henry Kissinger, Zbigniew Brzeziński czy Condoleeza Rice, uchodzących za architektów i kierowników amerykańskiej polityki zagranicznej. Kissinger i Brzeziński służyli u boku prezydentów ocenianych raczej słabo, jak Nixon czy Ford, albo takich jak Jimmy Carter, których historia oceniła wręcz bardzo słabo.
Czy Bolton dołączy do grona architektów? I czy 22 marca 2018 roku będziemy po latach wspominać jako dzień, który stał się początkiem końca historycznego porozumienia z Iranem z lipca 2015 roku?
Niebezpieczny doradca do spraw bezpieczeństwa
Kim tak naprawdę jest John Bolton? Określenie go jako zwykłego republikanina byłoby obraźliwe nawet dla niego samego. To najtwardszy z jastrzębi, neokonserwatysta z krwi i kości, zwolennik polityki interwencji i być może grabarz porozumienia z Iranem. Doradcą do spraw bezpieczeństwa narodowego został prawdopodobnie dlatego, że Trump nie mógł zaproponować mu stanowiska sekretarza stanu, gdyż kandydatury tej nie zaaprobowałby Senat. To nie wszystko, Bolton jawi się bowiem jako zatwardziały przeciwnik Rosji i jej polityki interwencji na Bliskim Wschodzie. Jest sceptykiem wobec instytucji międzynarodowych i ich realnego wpływu na procesy międzynarodowe, zwłaszcza jeśli chodzi o Organizację Narodów Zjednoczonych, przy której miał okazję pracować jako amerykański ambasador. Warto podkreślić, że jest autorem opracowania „How to Defund the UN”, w której zastanawia się jak pozbawić organizację funduszy i dlaczego miałoby to sens.
Obecny doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego jest też bezkompromisowym zwolennikiem uderzenia wyprzedzającego. Jako podsekretarz stanu do spraw produkcji zbrojeniowej w administracji Busha był gorącym zwolennikiem amerykańskiej interwencji przeciw Saddamowi Husajnowi. Swoje nieprzejednane stanowisko wyłożył w pracach takich jak „To Stop Iran’s Bomb, Bomb Iran”, „The Legal Case for Striking North Korea First”. Teraz próbuje je złagodzić, wyłuszczając, że to, co powiedział lub napisał przez ostatnie jedenaście lat, pozostało za nim.
Xenia Wickett z londyńskiego think tanku Chatham House jest jednak przekonana, że świat stoi na granicy największego konfliktu od dziesięcioleci. Z kolei Kim Sung-han, były południowokoreański minister spraw zagranicznych, jest nieco odmiennego zdania. Według niego obecne decyzje personalne Trumpa mogą mieć na celu skłonienie wrogów Stanów Zjednoczony do ustępstw i amerykański prezydent wcale nie myśli o konflikcie militarnym. Powołanie Boltona na doradcę ma być jedynie wiadomością, która skłoni przeciwników do bardziej ugodowego podejścia. Jest więc szansa, że ma on być tylko straszakiem. Nieoficjalne źródła mówią, że Bolton ponoć miał obiecać Trumpowi, że po mianowaniu na obecne stanowisko nie wywoła żadnej wojny. O to może być bardzo trudno, gdyż za każdym razem optuje on za rozwiązaniem siłowym, zamiast opowiadać się za dyplomacją. Nie wierzy jej moc ani w zbawczą siłę porozumień międzynarodowych, wskazując zawodność porozumienia z Koreą Północną z 1994 roku i Iranem sprzed niespełna trzech lat.
Komentarze dotyczące nowego doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego są zróżnicowane, ale przeważają te określające go jako polityka zdecydowanego, siłowika, który nie cofnie się przed skrajnymi decyzjami. Hosejn Amir-Abdollahian, doradca spikera w irańskim parlamencie, stwierdził, że Bolton oznacza większe amerykańskie zaangażowanie wojskowe na Bliskim Wschodzie. Z kolei rzecznik Rady Strażników Konstytucji ocenił, że Stany Zjednoczone mocniej wspierać będą przeciwników konstytucyjnych władz w Teheranie, gdyż Bolton znany jest ze wspierana dysydenckiego ugrupowania Mudżahedin al-Chalk.
Być może mianowanie Mike’a Pompeo i Boltona ma na celu powrót do polityki sprzed ponad dziesięciu lat, gdy Stany Zjednoczone były światowym żandarmem, a przynajmniej dążyły do ogrywania takiej roli.
Powrót do osi zła?
W orędziu prezydenta Stanów Zjednoczonych z 29 stycznia 2002 roku powstał termin, który stał się wyznacznikiem amerykańskiej polityki zagranicznej lat późniejszych. Nie będzie błędem, jeśli stwierdzimy, że wpływ ten wywiera do dziś. Pojawiła się wówczas oś zła, czyli grupa państw oraz ich sprzymierzeńców-terrorystów, którzy pragnęli zagrozić pokojowi na świecie. Korea Północna zbroiła się w pociski balistyczne i broń masowej zagłady, a jednocześnie głodziła własnych obywateli. Iran eksportował terroryzm, zaś grupa ajatollahów nielegalnie trzymających władzę represjonowała naród irański, który marzył (i marzy do dzisiaj) o wybiciu się na wolność. Z kolei rząd iracki prowadził zaawansowane prace nad rozwojem wąglika, gazu paraliżującego i broni atomowej od ponad dekady. Bushowską koncepcję rozwinął nie kto inny jak ówczesny podsekretarz stanu John R. Bolton. Do Iraku, Iranu i Korei Północnej dodał on Kubę, Libię i Syrię, określając je jako państwa bezpośrednio zmierzające do uzyskania dostępu do broni chemicznej i biologicznej.
Jeśli brać pod uwagę całość wypowiedzi Boltona z okresu ostatniego roku, teraz mamy do czynienia z inną osią. Są w niej przeważnie stali bywalcy, ale uzupełniono ją o Rosję i Hezbollah, które mogą zawdzięczać znalezienie się w tak ekskluzywnym gronie dzięki zaangażowaniu w Syrii.
Według Boltona nuklearna Korea Północna nadal stanowi zagrożenie, które nie może być zbagatelizowane. Tylko kwestią czasu jest zdobycie przez Pjongjang takich środków przenoszenia, które dostarczą głowice nuklearne na kontynent amerykański. Korei Północnej nie można powstrzymywać czy odstraszać, czyli strategie stosowane wobec Związku Radzieckiego nie będą się sprawdzać i północnokoreańskie zakłady nuklearne powinny być zbombardowane. Ci, którzy myślą, że współistnienie jest możliwe, tkwią głęboko w błędnym przekonaniu. Korea Północna jest wrogiem systemu, bo sprzedaje broń chemiczną reżimowi w Damaszku i może stać się rynkiem zbytu broni nuklearnej dal każdego, kto tylko o to poprosi i będzie w stanie zapłacić. Przykładem może być bezdyskusyjna współpraca na linii Teheran – Pjongjang.
Źródła japońskie i południowokoreańskie wskazują, że jedynym bliskim współpracownikiem Trumpa, który może trzymać politykę zagraniczną w ryzach normalności, jest sekretarz obrony James Mattis. Powszechnie uważa się, że nominacja Boltona będzie oznaczać usztywnienie polityki zagranicznej Waszyngtonu, szczególnie wobec Iranu i Korei Północnej. Powstają obawy, że Trump szykuje się nawet do wojny z północnokoreańskim reżimem, jeśli majowe rozmowy nie przyniosą przełomu.
Groźba wojny z Iranem
Trita Parsi, szef Narodowej Rady Irańsko-Amerykańskiej, napisał na Twitterze, że powołując Johna Boltona na stanowisko doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego, Mike’a Pompeo zaś na sekretarza stanu, Trump sformował gabinet wojenny, który popchnie Waszyngton w konflikt z Iranem. Prowadzi to do wniosku, że Tillerson i McMaster byli zbyt miękcy i nie nadawali na tych samych falach co Trump. Byli zbyt zachowawczy, gdyż doradzali, żeby nie przekreślać ery Obamy i osiągnięć polityczno-dyplomatycznych jego administracji w zakresie irańskiego programu jądrowego.
People, let this be very clear: The appointment of Bolton is essentially a declaration of war with Iran.
With Pompeo and Bolton, Trump is assembling a WAR CABINET.
If we want peace, Pompeo MUST be blocked in the Senate. A vote for him is a vote for war. https://t.co/6TF2pdhJAG
— Trita Parsi (@tparsi) 22 marca 2018
Bolton planuje sformułowanie inteligentnej polityki, a wręcz strategii postępowania z państwem ajatollahów. Etapem pośrednim ma być opracowanie dokumentu, który wykaże rozmyślne łamanie przez Teheran postanowień porozumienia z lipca 2015 roku, a celem – wysadzenie z siodła irańskiego establishmentu rządzącego tym krajem. Odbywać się to będzie poprzez wsparcie dla irańskiej opozycji demokratycznej i udzielenie pomocy irańskim grupom mniejszościowym, takim jak Beludżowie, arabskojęzyczna ludność zamieszkująca Chuzestan i irańscy Kurdowie.
Bolton wzywa do zorganizowania operacji przeprowadzonej przez lotnictwo na wzór izraelskich akcji z 1981 i 2007 roku. Dwie operacje lotnictwa – „Bustan” i „Opera” – stawia za wzór i sposób postępowania z reaktorami irańskimi. Decyzje Obamy w związku z Iranem ocenia jako katastrofalne i czyni go winnym za obecną sytuację, według Boltona grożącą powstaniem nuklearnego Bliskiego Wschodu, co może mieć katastrofalne skutki, jeśli nie zacznie się działać odpowiednio szybko i skutecznie.
Poglądy z pracy „To Stop Iran’s Bomb, Bomb Iran” opublikowanej w 2015 roku nadal są aktualne. Bolton przekonuje, że zorganizowanie nalotu na irańskie ośrodki nuklearne jest jedynym racjonalnym wyjściem. Co więcej, dla niego oczywiste jest, że izraelskie lotnictwo wojskowe poradzi sobie bez żadnej pomocy ze strony Stanów Zjednoczonych. Izraelscy sztabowcy i piloci pokazali już wcześniej, że takie akcje nie są niemożliwe. Teraz też nękają Irańczyków i Hezbollah w Syrii, niszcząc konwoje z uzbrojeniem i atakując irańskie bazy wojskowe na tym terytorium. Amerykańska pomoc będzie potrzebna dopiero w przypadku, gdyby miało dojść do próby przewrotu w Teheranie i zainstalowania tam członków służalczego wobec Zachodu ugrupowania dysydentów z Mudżahedin al-Chalk. Opozycyjny ruch wcale nie ma zbyt wielu zwolenników w Iranie.
Czy Bolton zdaje sobie sprawę z sił, które będzie trzeba zaangażować w akcję bombardowania irańskich zakładów nuklearnych? Jak sam przekonuje, będzie trzeba unicestwić wszystkie takie ośrodki. To oznacza wojnę i dalszą destabilizację niespokojnego Bliskiego Wschodu. Bombardowanie ośrodków nuklearnych Iranu wystawi na niebezpieczeństwo siły amerykańskie i izraelskie. Być może przejściowo, ale doprowadzi do zamieszania w regionie, w którym do pożaru niewiele potrzeba.
Ale to nie koniec. Potem ma nastąpić obalenie obecnej władzy i umieszczenie w Teheranie Irańczyków oddanych Waszyngtonowi. Miałoby to odbyć się bez żadnej pomocy wewnątrz Iranu. Uchodźcy polityczni mieliby się pojawić na terytorium irańskim bez realnej siły wojskowej i zdobyć serca i umysły ludności irańskiej, a tą drogą – władzę, grzebiąc przy tym monarchię teokratyczną. Wizja utopijna, ale dla Boltona do spełnienia, gdyż zgodnie z jego przewidywaniami islamska rewolucja w Iranie nie dociągnie do czterdziestki.
Historyczne porozumienie w odwrocie?
Sza’ul Mofaz, były izraelski minister obrony w latach 2002–2006, stwierdził, że Bolton w przeszłości namawiał go do zbrojnej akcji przeciwko programowi nuklearnemu Iranu. Miało to być w czasie, gdy za kadencji George’a Busha juniora był amerykańskim ambasadorem przy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Za kilka miesięcy możemy być świadkami pogrzebania osiągnięć dyplomacji, z których Barack Obama był tak dumny. Twardy kurs obrany na konfrontację z Iranem może przynieść wycofanie się przez Iran z porozumienia nuklearnego. Ba, ono nawet może nie być potrzebne! Bardzo prawdopodobne jest, że triumwirat z Waszyngtonu nie będzie chciał słuchać ajatollahów z jakiegoś odległego kraju.
John Bolton wielokrotnie krytycznie wyrażał się na temat umowy pięciu mocarstw z Iranem i polityki Obamy w tym zakresie. Ostatni rok był pod tym względem bardzo obfity, a Bolton dał się poznać jako lobbysta na rzecz akcji skończenia z szopką pod nazwą „historyczne porozumienie z Iranem”. Proponuje wycofanie się Stanów Zjednoczonych z porozumienia, przekonując w zamian do akcji militarnej, która pogrzebie irańskie plany pozyskania głowic z ładunkiem nuklearnym. Wydaje się, że nie będzie brakować mu sojuszników, których niechybnie uzyska w osobach samego prezydenta i premiera Izraela Binjamina Netanjahu. Jeśli tylko wystarczy mu czasu, gdyż jest już trzecim doradcą do spraw bezpieczeństwa narodowego Donalda Trumpa, może spróbować wysadzić Iran.
Zobacz też: Zestrzelenie libijskiego Boeinga 727 nad Synajem
Bibliografia
John R. Bolton, To Stop Iran’s Bomb, Bomb Iran, nytimes.com, 26 marca 2015, dostęp 25 marca 2018.
Robert Mackey, Here’s John Bolton Promising Regime Change in Iran by the End of 2018, theintercept.com, 23 marca 2018, dostęp 26 marca 2018.
Amanda Macias, Here’s where John Bolton stands on Iran nuclear deal, North Korea and other national security matters, cnbc.com, 23 marca 2018, dostęp 26 marca 2018.
Jason Rezaian, John Bolton wants regime change in Iran, and so does the cult that paid him, washingtonpost.com, 24 marca 2018, dostęp 25 marca 2018.
David Shariatmadari, John Bolton has made it into the White House. Does this mean war?, theguardian.com, 23 marca 2018, dostęp 26 marca 2018.