Jak podały lokalne amerykańskie media, wieczorem 21 września nad Nowym Jorkiem doszło do zderzenia śmigłowca US Army z komercyjnym dronem. W wyniku kolizji UH-60 doznał uszkodzeń dwóch łopat wirnika głównego i lewego okna kabiny pilotów. Bezpilotowiec zaś rozpadł się w powietrzu, a jego fragment znaleziono w chłodnicy oleju Black Hawka.
Wiropłat należał do 82. Dywizji Powietrznodesantowej z Fort Bragg w Karolinie Północnej. Do zdarzenia doszło, gdy przelatywał nad dzielnicą mieszkalną Staten Island w trakcie patrolu związanego z odbywającą się w Nowym Jorku sesją Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych. Szczęśliwie nikt z załogi śmigłowca ani osób postronnych nie został ranny.
Drone hits military chopper over Staten Island – An Army Black Hawk helicopter was struck by a drone at approxi… https://t.co/rT4N9BIdZQ
— News for New Yorkers (@NewYorkCityOBN) 22 września 2017
Za incydent media jednoznacznie winią operatora drona. Prawo amerykańskie nie zezwala bowiem na loty tego typu urządzeń na wysokości powyżej 120 metrów, do wypadku doszło zaś na wysokości z grubsza 150 metrów. Na dodatek duża większość przestrzeni powietrznej nad Nowym Jorkiem, z wyjątkiem między innymi obszarów parków, objęta jest całkowitym zakazem używania dronów.
Zdaniem stacji telewizyjnych Fox 5 i ABC News było to pierwsze odnotowane zderzenie śmigłowca z dronem. Odnotowano jednak już wcześniej przypadki niebezpiecznego zbliżania się małych bezpilotowców do maszyn policyjnych. Według stanu na 22 września poszukiwania sprawcy kolizji wciąż trwały, a uszkodzony UH-60, po wymianie łopat wirnika, następnego dnia miał powrócić do lotów.
Zobacz też: Zabawkowy dron wylądował na HMS Queen Elizabeth
(fox5dc.com, abcnews.go.com)