Zła passa lotnictwa Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych wciąż trwa. Jak podała 21 kwietnia oficjalna strona US Navy, nad Morzem Celebes doszło do wypadku F/A-18E. Myśliwiec należał do eskadry VFA-137 „Kestrels”, stacjonującej na wzbudzającym ostatnio wiele zainteresowania lotniskowcu USS Carl Vinson.
Maszyna rozbiła się w końcowej fazie podejścia do lądowania. Pilot Super Horneta został wyłowiony z wody przez załogę śmigłowca MH-60S. Nie odniósł poważnych obrażeń. Źródła nie podają, czy wypadek mógł mieć związek z wdrożeniem półautomatycznego systemu do lądowania MAGIC CARPET. Złośliwi twierdzą, iż dzięki temu zdarzeniu można się było dowiedzieć, że lotniskowiec wreszcie faktycznie płynie w stronę Korei Północnej.
To jednak jeszcze nie koniec złych wieści. Problemy nie opuszczają bowiem maszyn szkolno-treningowych T-45C Goshawk, których loty niedawno były wstrzymane po nagłośnieniu problemu częstych usterek pokładowych generatorów tlenu (OBOGS), zagrażających niedotlenieniem pilotów. Ponoć do badań nad sprawą zaprzęgnięto nawet ekspertów z NASA, dysponujących rozległą wiedzą na temat tego typu urządzeń.
Tymczasem nie upłynęły dwie doby od odwieszenia zakazu lotów na T-45C, a już po jednym z dziewięćdziesięciu dwóch wykonanych w tym czasie lotów odnotowano kolejną skargę na niedotlenienie. Problem odnotowano nad bazą lotnictwa szkolnego NAS Kingsville w Teksasie podczas wykonywania przez instruktora manewrów z przeciążeniem dochodzącym do 4 g na wysokości 3000 metrów. Maszyna miała na pokładzie dwuosobową załogę. Celem lotu było praktyczne sprawdzenie słuszności przyjętych od 17 kwietnia ograniczeń.
Czy rzeczywiście w kabinie Goshawka były problemy, czy alarm wszczęto na zapas – nie wiadomo. Lekarze marynarki po analizie przypadku zawyrokowali, że dezorientacja przestrzenna i ból głowy u pilotów mogły być normalną reakcją podczas lotu z wysokimi przeciążeniami. Specjaliści wstępnie wykluczyli też, by z incydentem mogła mieć związek pokładowa wytwornica tlenu GGU-7/A , dostarczana przez firmę Cobham.
Natomiast US Navy szybko nakazała kolejne obostrzenia. Odtąd T-45C (zdolne osiągać pułap 12600 metrów i przeciążenia od -3 do +7 g) nie mogą wznosić się wyżej niż na 1500 metrów nad poziomem morza ani wykonywać manewrów z przeciążeniem powyżej 2 g. W tej sytuacji nie doszedł do skutku zamiar wznowienia szkolenia kadetów. Latać na T-45 zezwolono – dla podtrzymania nawyków – tylko instruktorom.
Jak podawała marynarka, wcześniejsze ograniczenia dla Goshawków uniemożliwiały im wykonywanie „tylko” jednej czwartej przewidzianych zadań. Okazało się jednak, że tym sposobem wyeliminowano z programu nie tylko starty i lądowania na lotniskowcach, ale też symulowanie lotów bojowych i walk powietrznych. Kolejne zawężenie zakresu wykonywania lotów czyni zaś z T-45C kosztowną odrzutową awionetkę.
(navy.mil, breakingdefense.com, military.com; na zdj. tytułowym F/A-18E z eskadry VFA-137)