Nawet jeżeli to Boeing jest faworytem publiczności w konkursie na bezzałogową latającą cysternę US Navy, wynik jego pojedynku z konkurentami wcale nie jest tak łatwy do przewidzenia, jak mogłoby się wydawać. Dowodzą tego nowe informacje na temat projektu Lockheeda Martina ujawnione podczas odbywającej się w dniach 9–11 kwietnia w National Harbor w stanie Maryland konferencji Sea Air Space 2018.

Lockheed Martin wskazał trzech głównych podwykonawców swojego MQ-25A. Jak wcześniej podejrzewano, dostawcą podwozia, zapożyczonego z F-35C, ma być United Technologies. Wykonawcą struktur płatowca będzie Triumph Aerostructures, odpowiedzialna za dostarczanie elementów do wielu amerykańskich i europejskich statków powietrznych, od myśliwców przez transportowce i śmigłowce po drony.

Na producenta napędu dla Stingraya wybrano natomiast spółkę General Electric, która dostarczy konstrukcję na bazie silnika F404 (zapewne pozbawionego dopalacza, tak jak w samolocie F-117A). Zdaniem Jeffa Babione, nominowanego na przyszłego szefa Skunk Works, jest to korzystne, ponieważ oprzyrządowanie niezbędne do serwisowania tych jednostek napędowych jest już w bazach i na lotniskowcach.

Jeszcze więcej szczegółów widać na udostępnionym 9 kwietnia filmie. Zauważyć tam można bardzo ciekawy system trzech wyświetlaczy diodowych, służących do wizualnego komunikowania się drona z obsługą pokładową na lotniskowcu. Zwracają uwagę również charakterystyczne hamulce aerodynamiczne i duża liczba umieszczonych na płatowcu anten, w tym dwie anteny talerzowe blisko krawędzi spływu.

Ciekawie ukazana jest wizja wielozadaniowości Stingraya. Na dwóch węzłach podkadłubowych można bowiem przenosić zasobnik do tankowania w locie i zbiornik dodatkowy albo na przykład dwie bomby szybujące AGM-154 JSOW. Grafiki pokazują też użycie podkadłubowej wieżyczki z czujnikami do obserwacji żeglugi i sugerują możliwość użycia w przyszłości powłok pochłaniających emisje radarowe.

Lockheed Martin podkreśla, że jego MQ-25A, w przeciwieństwie do produktów General Atomics i Boeinga, nie jest przeróbką drona rozpoznawczo-bojowego, ale maszyną zaprojektowaną pod kątem tankowania w powietrzu. Układ latającego skrzydła został zaś wybrany świadomie, gdyż w porównaniu z tradycyjnym umożliwiał stworzenie maszyny tańszej, lżejszej, mniejszej i o lepszych parametrach.

James Drew z Aviation Week skomentował na Twitterze prezentację maszyny Lockheeda Martina słowami: „Chcę jednego takiego. Darth Vader też chce”. Pamiętajmy jednak, iż pokazywane na filmie bezzałogowce to wciąż jedynie fotorealistyczne wizualizacje. Przez niedopatrzenie grafików w jednym z kadrów (na ilustracji tytułowej) na windzie lotniskowca stoją obok siebie dwa drony z tym samym numerem taktycznym.

Zobacz też: USMC chce zamówić duże bezzałogowce VTOL

(navytimes.com)

Lockheed Martin