Siły powietrzne Stanów Zjednoczonych, które zakończyły ubiegły rok budżetowy z niedoborem 1926 pilotów, są świadome pogłębiającego się braku kadr. Mimo trudności nie zamierzają jednak poddać się bez walki w tworzeniu kolejnej generacji żołnierzy, dla których najważniejszym zadaniem jest zwyciężać.
Jednym ze sposobów na szybsze pozyskiwanie nowych pilotów ma być zaprzęgnięcie do szkolenia wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości. Do bazy Austin w Teksasie trafiło już dwadzieścioro kursantów, na których przetestowany będzie nowy, krótszy program kształcenia, nazwany Pilot Training Next. Projekt ten zakłada też użycie w symulatorach interaktywnych wskazówek, mających częściowo wyręczyć instruktorów.
Mniej ma być także biurokracji. Do niedawna wniosek instruktora o skierowanie pilota na indywidualny tok szkolenia wymagał akceptacji dowództwa eskadry, grupy, a czasem nawet skrzydła. Teraz niezbędne decyzje mają zapadać na szczeblu dowódców eskadr. Chwytliwym hasłem zmian w USAF-ie ma być natomiast słowo „innowacja” – jako poszukiwanie sposobów na robienie wszystkiego lepiej niż dotychczas.
Aby zatrzymać w swoich szeregach więcej żołnierzy, siły powietrzne planują podjąć w najbliższym czasie dziesiątki inicjatyw, mających podnieść ich zadowolenie ze służby, w tym wprowadzić większą równowagę pomiędzy służbą a aktywnością pozazawodową i życiem rodzinnym. Nowy system ma umożliwić również lepszą opiekę zdrowotną nad członkami personelu i skuteczniejsze wyławianie talentów.
Szef sztabu US Air Force generał David Goldfein zauważa, że z powodu braku mechaników i personelu pomocniczego, jego podwładni muszą czasem dwoić się i troić. Zapowiada też wprowadzenie bardziej korporacyjnych zasad, wobec czego w jego organizacji nie będzie miejsca dla lotników, którzy nie latają, mechaników, którzy nie serwisują samolotów, czy kontrolerów, którzy nie pełnią swoich funkcji.
Zobacz też: US Army potrzebuje więcej… futurologów?
(combataircraft.keypublishing.com; na fot. F-16 eskadry reprezentacyjnej USAF-u Thunderbirds)