Szef sztabu Indyjskich Sił Powietrznych (IAF), generał Arup Raha, przyznał, że sytuacja tamtejszego lotnictwa jest bardzo zła. Wszystko przez wiek i stan techniczny sprzętu: 41% maszyn to przestarzałe samoloty produkcji sowieckiej, które już dawno należało zastąpić nowszymi konstrukcjami. – Samoloty niektórych typów gonią już resztkami sił – oznajmił Raha na konferencji prasowej w Nowym Delhi. Co gorsza, nie zanosi się na poprawę, gdyż programy modernizacji albo notują opóźnienia, albo wręcz stoją w miejscu. – Harmonogramy zupełnie się posypały. Jest się czym martwić – potwierdził generał Raha.
Indyjskie wojska lotnicze posiadają 640 samolotów odrzutowych, z czego 260 to MiG-i-21 i MiG-i-27. Te pierwsze powinny były odejść na zasłużoną emeryturę już dawno temu, ale chwilę tę ciągle odwlekano. Jeszcze niedawno planowano, że ostatnie egzemplarze trafią na złom lub do muzeów w 2017 roku (zobacz: Zbliża się koniec MiG-ów-21 w Indiach), teraz mówi się już o roku 2022. Nadchodzi także kres przydatności uderzeniowych MiG-ów-27 i Jaguarów. Te drugie (IAF posiada ich 120) są jednak na razie modernizowane: otrzymają nowe silniki, wyświetlacze wielofunkcyjne w kokpitach i możliwość przenoszenia nowoczesnego uzbrojenia sterowanego.
W dalszej perspektywie trzeba będzie myśleć o wycofywaniu Mirage’ów 2000 i MiG-ów-29. Czterdzieści dziewięć francuskich myśliwców jest obecnie modernizowanych do standardu Mirage 2000-5 Mk. 2 (co ma umożliwić im służbę do roku 2040), dla sześćdziesięciu dwu MiG-ów zorganizowano zaś wart blisko miliard dolarów program modyfikacji, w ramach którego dostaną nowe radary Żuk-M2E, wyświetlacze wielofunkcyjne, większe zbiorniki paliwa i instalację do tankowania w locie. Z maszyn latających obecnie w barwach IAF-u za nowoczesne uznać można jedynie rosyjskie Su-30MKI. Wszystkie te programy są jednak opóźnione. Sytuacji nie poprawia oczywiście fatalny stan techniczny maszyn.
Obecnie indyjskie lotnictwo ma trzydzieści cztery eskadry myśliwskie, z których każda liczy szesnaście do osiemnastu maszyn. Analitycy coraz częściej mówią jednak, że Nowe Delhi musi się przygotowywać do wojny na dwa fronty, jednocześnie z Pakistanem i Chinami. Do tego zaś potrzeba co najmniej kolejnych jedenastu eskadr, co z kolei oznacza, że IAF musi wprowadzić do służby więcej samolotów, niż będzie ich wycofywać. W tym celu prowadzone są trzy programy: MRCA (czyli Rafale), LCA (czyli Tejas) i FGFA (czyli opracowywana wspólnie z Suchojem wersja rozwojowa PAK FA). Wybór Rafale’a w przetargu MRCA jest już ostateczny, ale negocjacje szczegółów kontraktu niemiłosiernie się przeciągają. Co się zaś tyczy Tejasa, dość powiedzieć, że prace nad nim rozpoczęły się w latach osiemdziesiątych, pierwszy lot odbył się w roku 2001, a pierwszy egzemplarz trafił formalnie do służby liniowej w grudniu ubiegłego roku. Kiedy rozpocznie się produkcja seryjna? Nie wiadomo. Obecnie trwają prace nad wersją Mark 2.
W dłuższej perspektywie najważniejszy jest program FGFA, lecz już teraz istnieją związane z nim obawy. Mimo że jest on dopiero w początkowej fazie (pierwszy prototyp ma trafić do Indii na próby w locie w 2017 roku), generał Raha już teraz zaleca ostrożność. – Program FGFA zrodzi owoce, ale możliwe, że nie nastąpi to w założonym czasie – przyznał. Nie ma też pewności, czy w trwających negocjacjach między Nowym Delhi a Moskwą nie pojawią się podobne kłopoty jak w sprawie Rafale’i. – Prędzej czy później kontrakt zostanie jednak dopięty na ostatni guzik. Pierwsza eskadra samolotów MRCA będzie gotowa za trzy, cztery lata – zapewniał Raha.
(defencenews.in; fot. Uday Parmar na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0)