Piloci US Navy i US Marine Corps mają już dość powtarzających się problemów z urządzeniami wytwarzającymi tlen dla ich Hornetów, Super Hornetów i Growlerów. Chodzi o pokładowe systemy typu OBOGS (On-Board Oxygen Generation System) i ECS (Environmental Control System), których nieprawidłowe działanie może powodować problemy z hermetyzacją kabin, niedotlenienie załóg, czy oddychanie przez nie powietrzem o podwyższonej zawartości tlenku węgla.
Fizjologicznymi tego skutkami dla załóg mogą być: odrętwienie, zaburzenia w ocenie sytuacji, utrata sprawności, a w wypadku rozhermetyzowania kabiny nawet choroba kesonowa, w efekcie stwarzając przesłanki do wypadków śmiertelnych i/lub przypadków utraty samolotu. Co jedynie pogarsza sprawę, wystąpienie takich sytuacji w locie jest w praktyce trudne do udokumentowania.
Według statystyk Naval Safety Center liczba stwierdzonych tego typu awarii od 2010 roku wynosiła po kilkadziesiąt rocznie, w 2015 roku przekraczając 100 przypadków. Smutnym rekordzistą jest eskadra VAQ-129, przeszkalająca na EA-18G Growler, która od września ubiegłego roku zgłosiła ich aż sześć. W innej eskadrze marynarki dwie awarie wystąpiły w ciągu jednego tygodnia.
Inżynierowie przez osiem lat opracowywali czujnik do wykrywania zanieczyszczeń wytwarzanego powietrza, jednak wciąż nie zainstalowano go na pokładach samolotów. Póki co alternatywą dla załóg jest korzystanie z awaryjnego zapasu tlenu, choć – jak zastrzega US Navy – powrót do rutynowego korzystania z butli napełnianych ze źródeł zewnętrznych nie wchodzi w grę.
W trosce o bezpieczeństwo lotników i w związku z wątpliwościami co do skuteczności podjętych przez US Navy i USMC działań naprawczych, w maju Kongres USA zażądał przeprowadzenia w tej sprawie niezależnego dochodzenia.
(navytimes.com; fot. US Navy / Mass Communication Specialist 3rd Class Rialyn Rodrigo)