W finale corocznych ćwiczeń sił Stanów Zjednoczonych i Korei Południowej wzięły udział bombowce B-1B Lancer oraz myśliwce F-35B Lightning II i południowokoreańskie F-15K Slam Eagle. W końcowej fazie przelotu do sojuszniczych samolotów dołączyły japońskie myśliwce.
Stwierdzenie o trójstronnych ćwiczeniach jest nieco na wyrost, jednak po raz pierwszy można mówić o współdziałaniu japońskiego i południowokoreańskiego lotnictwa. W ramach dziesięciogodzinnej misji ćwiczebnej para B-1B wystartowała z Guamu, następnie dołączały do nich kolejno: eskadra F-35B z bazy Iwakuni na Okinawie, czwórka południowokoreańskich F-15K oraz – w drodze powrotnej – para japońskich F-15J. W trakcie ćwiczeń amerykańskie i południowokoreańskie samoloty zbombardowały cele na poligonie w górzystym regionie Korei Południowej.
Udział japońskich samolotów był gestem solidarności z Waszyngtonem i Seulem. Tokio jest coraz bardziej zaniepokojone prowokacyjnym zachowaniem Pjongjangu, zwłaszcza po niedawnym przelocie północnokoreańskiego pocisku balistycznego nad Hokkaido.
Być może działania Korei północnej doprowadzą do tego, o co USA zabiegają od lat: połączenia Japonii i Korei Południowej jakąś formą sojuszu. Lepszemu zgraniu najważniejszych amerykańskich aliantów regionie stale przeszkadzają silne w całej Korei antyjapońskie resentymenty oraz nie zawsze rozważna polityka historyczna Tokio.
Zobacz też: USA kontra Korea Północna: Blef czy przygotowania do wojny?
(atimes.com, stripes.com)