Niezidentyfikowani bojownicy zaatakowali w środę 27 lutego centrum pomocy zakażonym wirusem ebola na wschodzie Demokratycznej Republiki Konga. Po krótkiej wymianie ognia z pracownikami ochrony napastnicy podłożyli ogień i zniszczyli znaczną część placówki. Podczas ataku pod opieką miejscowych lekarzy pozostawało tam pięćdziesięciu jeden chorych.

W trakcie strzelaniny uciekło czterech pacjentów, u których potwierdzono obecność wirusa w organizmie. Natychmiast podjęto pościg za zbiegami. Poza tym jednak żaden z pacjentów ani pracowników medycznych nie został ranny.

Zaatakowany szpitalw Butembo prowadzony jest wspólnie przez przedstawicieli ministerstwa zdrowia i Lekarzy Bez Granic. Atak na placówkę był drugim tego rodzaju zdarzeniem na przełomie lutego i marca. 24 lutego partyzanci zaatakowali placówkę medyczną w Katwie, gdzie zabili pielęgniarkę.

W wyniku epidemii zmarły już 553 osoby. Z powodu niestabilnej sytuacji politycznej pomoc chorym jest utrudniona. Pracowników medycznych często obierają za cel działające w regionie grupy paramilitarne. Lekarze spotykają się z nieufnością, a uderzenia na szpitale polowe grożą dalszym rozprzestrzenieniem wirusa. Wiele ognisk zachorowań znajduje się w pobliżu granic z Rwandą i Ugandą, więc epidemia może rozszerzyć się na całą Afrykę Wschodnią.

Zobacz też: Harry Truman i kongijska dzida przeciwlotnicza

(voanews.com)

Simon Davis / DFID