Nadszedł kolejny odcinek w niekończącej się operze mydlanej pod tytułem Rafale dla Indii. Był to jednak odcinek bardzo zaskakujący. Po raz pierwszy członek indyjskiego rządu stwierdził otwarcie, że jego kraj w razie potrzeby da sobie radę bez francuskich myśliwców i wcale nie musi ich kupować. Jak podaje Business Standard, jeden z głównych anglojęzycznych dzienników w Indiach, minister obrony Manohar Parrikar potwierdził, że wystąpiły komplikacje w negocjacjach ze stroną francuską, która nie chce spełnić wszystkich zobowiązań poczynionych w trakcie przetargu.

– Su-30MKI to samolot, który spełnia wymogi naszych wojsk lotniczych – oznajmił Parrikar, dając do zrozumienia, że Indie nie czują się uzależnione ani od Rafale’a, ani od żadnego z jego konkurentów z przetargu MMRCA. Na korzyść Su-30MKI przemawia też fakt, że jest o ponad pięćdziesiąt procent tańszy od francuskiego myśliwca.

Indyjskie wojska lotnicze chcą mieć w 2018 roku 272 Su-30MKI. Maszyny te produkowane są na miejscu, w Indiach (wytwórnia Hindustan Aeronautics Ltd. miałaby też zbudować 108 ze 126 Rafale’i), toteż zamówienie większej liczby egzemplarzy nie wiązałoby się z problemami natury politycznej czy finansowej (w rodzaju różnicy kursów walut). Ale być może słowa Parrikara, zarówno ujawnienie natury nierozwiązanych sporów z Francuzami, jak i oznajmienie, że Rafale nie jest Indiom niezbędny, to strategia negocjacyjna mająca zmusić Dassaulta to ustępstw.

(business-standard.com; fot. Łukasz Golowanow, konflikty.pl)