Na początku września serwis Aviation Week pisał, że biuro programu F-35 szuka rozwiązań, które pozwolą zdalnie i na bieżąco aktualizować pokładowe oprogramowanie maszyny. Wprowadzanie zmian i poprawek w systemach myśliwca miałoby odbywać się równie łatwo jak w iPhone’ach czy elektrycznych autach Tesli.
Pilot wsiada do kabiny. Uruchamia elektronikę samolotu. Na wyświetlaczu wielofunkcyjnym pojawia się zapytanie: „Dostępna jest najnowsza wersja sterowników urządzeń elektrooptycznych Twojego myśliwca. Czy załadować? Tak – Nie”. Taki sposób aktualizacji miałby umożliwić niekłopotliwe dopracowywanie wielu istotnych, lecz mniej kluczowych obszarów w oprogramowaniu Lightninga II.
Tymczasem dwa tygodnie później okazuje się, że przyszłość F-35 ze starszym oprogramowaniem wcale nie musi być aż tak obiecująca. Lockheed Martin dostarczył bowiem do tej pory użytkownikom nie mniej niż 108 samolotów z software w wersji 2B, którego aktualizacja do w pełni wartościowej bojowo wersji 3F wymaga kosztownego i czasochłonnego wgrywania od 150 do 160 poprawek.
Oznacza to, że pierwsze wyprodukowane dla US Air Force, US Marine Corps i US Navy F-35 stałyby się samolotami głównie do zaawansowanego szkolenia. Do prowadzenia działań bojowych, z użyciem wszelkich przewidzianych rodzajów uzbrojenia powietrze–ziemia i powietrze–powietrze, najlepiej byłoby natomiast dokupić kolejne myśliwce z oprogramowaniem 3F zainstalowanym już fabrycznie.
Szef sztabu US Air Force generał David Goldfein twierdzi, że decyzja nie została jeszcze podjęta, a F-35 to nie pierwszy samolot, przy którym wystąpił taki problem. Jako przykład przytacza F-22A, gdzie z używanych 185 sztuk tylko 149 ma pełną funkcjonalność, zaś pozostałe używają starszej wersji oprogramowania. Wcześniej jednak na takie rozwiązanie zgodzić się muszą wszyscy amerykańscy użytkownicy.
Zobacz też: Eskadra F-35B uziemiona z powodu kłopotów z ALIS
(flightglobal.com, aviationweek.com)