Mimo upływu ćwierćwiecza od zjednoczenia Niemcy ciągle zmagają się z problemem min zakopanych wzdłuż dawnej granicy wewnątrzniemieckiej. Najniebezpieczniejszym regionem jest Turyngia, a koszty rozminowania są liczone w milionach euro, na co władz lokalnych zwyczajnie nie stać.

Siły zbrojne i straż graniczna dawnej NRD postawiły wzdłuż granicy z RFN około 1,3 miliona min przeciwpiechotnych. Większość z nich została usunięta jeszcze na przełomie lat 80. i 90., a dodatkową akcję rozminowywania przeprowadziła Bundeswehra jeszcze w latach 1991-95. Niemniej na terenie Turyngii może być jeszcze zakopanych około 33 tysięcy min. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest fakt, że aż 60 procent powierzchni tego landu to tereny chronione. Z drugiej strony to właśnie pracownicy krajowego ministerstwa środowiska, obrońcy przyrody oraz pasterze są najlepiej zorientowani, które tereny są niebezpieczne, jednak jedyne co mogą zrobić to umieszczanie tablic ostrzegawczych.

Zdaniem Dietera Franza z fundacji Naturschutz część min może być już nieaktywna, część mogły wypłukać deszcze, wreszcie miny są często wygrzebywane i przenoszone przez dzikie zwierzęta, niekiedy z fatalnym skutkiem. W ubiegłym roku na prośbę lokalnych gmin ministerstwo środowiska Turyngii przeprowadziło analizę, według której koszt rozminowania to sześć i pół miliona euro.

Kolejnym problemem są zapomniane składy amunicji Wehrmachtu oraz materiały wybuchowe na poligonach intensywnie wykorzystywanych przez armię radziecką oraz wojaka NRD. Według lokalnych leśników należałoby przeszukać od 26 do 30 tysięcy hektarów lasu. Do końca ubiegłego roku przeszukano blisko dwa tysiące hektarów, na których znaleziono 1040 ton materiałów wybuchowych.

(welt.de, Heinz-Josef Lücking na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Germany via Wikimedia Commons)