Puszka napoju energetyzującego jednej z popularnych marek stała się ponad rok temu przyczyną awaryjnego lądowania należącego do amerykańskiego dowództwa wojsk specjalnych samolotu MC-12W Liberty (maszyna tego typu na zdjęciu). Po trzynastu miesiącach od zdarzenia dziennikarzom serwisu The Drive udało się dotrzeć do jego dość pikantnych szczegółów.
5 czerwca 2017 roku zwiadowczy MC-12W z bliżej nieujawnionej jednostki wystartował z lotniska Hurlburt Field na Florydzie, prawdopodobnie do misji ćwiczebnej. Lot przebiegał bez zakłóceń do chwili, gdy drugi pilot sięgnął do swojej torby lotniczej po małą puszkę napoju gazowanego. Energetyk, najwyraźniej pod wpływem kombinacji wstrząsów i obniżonego ciśnienia w kabinie, otworzył się i rozprysł dookoła.
Zalana została między innymi cała środkowa konsola kokpitu. Lotnik będący najbliżej szybko rzucił się do usuwania rozlanej cieczy za pomocą tego, co miał akurat pod ręką, czyli własnej odzieży. W tym czasie pierwszy pilot wyczuł podejrzany zapach. Z obawy przed zwarciem lub pożarem załoga wyłączyła zasilanie systemów elektronicznych samolotu i ustawiła go na kursie powrotnym do bazy.
Po wylądowaniu obsługa naziemna musiała wymienić w maszynie aż trzynaście odrębnych modułów elektroniki, zawierających procesory, przełączniki i wyświetlacze. Całkowity koszt naprawy wyniósł 113 675 dolarów, co uplasowało incydent w kategorii C (straty na kwotę poniżej 500 tysięcy dolarów).
Powypadkowy raport, przed udostępnieniem mocno ocenzurowany, nie podał, czy i jakie konsekwencje dyscyplinarne poniósł posiadacz pechowej puszki. Na pokładzie samolotu byli zarówno żołnierze, jak i cywilny wykonawca pracujący na zlecenie Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych.
Zobacz też: Bryzy będą ratowały amerykańskich komandosów w Jemenie?
(thedrive.com)