Chińskie władze ujawniają coraz więcej szczegółów operacji przeciwko terrorystom przeprowadzonej w zachodniej części kraju w ostatnich tygodniach. W walkach z grupą identyfikowaną przez Pekin jako islamistyczna wojsko użyło miotaczy ognia.
Niezidentyfikowana grupa przeprowadziła 18 września przy użyciu noży atak na kopalnię węgla w Aksu w regionie Xinjiang. Według władz zginęło wtedy szesnaście osób, w tym pięciu policjantów, kolejnych osiemnaście zostało rannych, jednak zdaniem źródeł niezależnych ofiar śmiertelnych mogło być nawet pięćdziesiąt. Siły bezpieczeństwa natychmiast rozpoczęły trwającą pięćdziesiąt sześć dni obławę, o której zakończeniu poinformowano 20 listopada. W walkach miało zostać zabitych dwudziestu ośmiu terrorystów z „kierowanej przez obcokrajowców” grupy. W poniedziałek oficjalny organ prasowy chińskich sił zbrojnych, Dziennik Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, poinformował, że kiedy nie udało się wykurzyć zamachowców z jaskini za pomocą gazu łzawiącego, kierujący akcją oficer polecił użyć miotaczy ognia.
Rzecznik emigracyjnego Światowego Kongresu Ujgurów oskarżył Pekin o wykorzystywanie islamskiego terroryzmu do uzasadnienia zwalczania ujgurskiego podziemia niepodległościowego. Rzeczywistość jest jednak dużo bardziej skomplikowana, pomimo wstrzemięźliwej postawy Zachodu w uznaniu, że Chiny również zmagają się z islamskim terroryzmem. Napięta sytuacja w Xinjiangu pomiędzy Ujgurami a napływową ludnością chińską oraz bliskość Afganistanu i Pakistanu stwarzają dogodne warunki dla ekstremistów z Islamskiej Partii Turkiestanu. W ciągu ostatnich dwóch lat w przeprowadzonych z użyciem noży i ładunków wybuchowych atakach na terenie Xinjiangu, ale także w Pekinie, Kunmingu i Guangzhou zginęło niemal sto osób. Do tego obecne szacunki mówią o stu do trzystu chińskich obywatelach walczących po stronie samozwańczego Państwa Islamskiego.
(atimes.com, fot. U.S. Army / Spc. Daniel Herrera)