W ciągu tygodnia od premiery kilka serwisów internetowych – niekoniecznie interesujących się kinematografią – uznało najnowszy produkt z cyklu „Gwiezdnych wojen” za film nawiązujący do klasyki kina wojennego.
Strona Popular Mechanics określiła „Łotra 1” jako film o drugiej wojnie światowej, noszący duże podobieństwo do „Parszywej dwunastki” czy „Dział Nawarony”. Na potwierdzenie swojej tezy wskazuje, iż cała kosmiczna saga przejawia wyraźną fobię na punkcie wszechobecnej dziś broni rakietowej. Strony konfliktu nie używają też haubic czy moździerzy, które mogłyby dziesiątkować piechotę przeciwnika znajdującą się w ukryciu. Obrona przeciwlotnicza jest prymitywna, zaś konieczność celowania całym myśliwcem, aby uzyskać trafienie, przywodzi na myśl wręcz nie czasy bitwy o Wielką Brytanię, lecz nawet Czerwonego Barona.
Matthew Gault z War Is Boring koncentruje się natomiast na tym, jak celnie film przedstawia wojnę asymetryczną. Jest to konflikt bez podziału na czarne i białe, gdzie ładunki wybuchowe eksplodują w centrum zatłoczonego miasta, króluje bezkarność i bezprawie, obie strony stosują przemoc uliczną i tortury, w atakach na cele wojskowe giną siłą zmuszani do pracy niewinni cywile, zaś wyzwoliciele mogą być dla społeczności lokalnej nie mniejszym uciemiężeniem niż okupant, niczym w historycznej bitwie o Algier.
Według The Ringer zasadnicze przesłanie „Łotra 1” jest jedno: wojna to piekło. Zdaniem Seana Fennesseya jest to jeden z najlepszych filmów wojennych od czasu „Szeregowca Ryana”. Reżyser używa subtelnych, acz jasnych odniesień do dramatycznych obrazów wojny w Wietnamie i opisującego ją głośnego obrazu „Pluton”, z tą różnicą, że karabinki AK zastąpione zostały przez blastery. Pokazuje faszyzm i ekstremizm, spory plemienne wewnątrz rebelii i ludzi okaleczonych przez wojnę, ale też wysoką cenę przywrócenia pokoju.
Do podobnych opinii dołącza witryna internetowa magazynu Foreign Policy. Tamtejszy recenzent porównuje niektóre epizody filmu do działań Al-Kaidy, a do kilku wymienionych wyżej filmowych inspiracji nowych „Gwiezdnych wojen” dorzuca jeszcze „Wielką czerwoną jedynkę”.
Ciekawy punkt widzenia w sprawie przedstawia też Dziennik Gazeta Prawna z 16–18 grudnia, w którym niektóre sceny uznano za alegorię do okupacji Iraku czy Palmyry zrujnowanej przez Daisz. Aktualne przesłanie obrazu odebrano zaś jako opis „rosnącego w siłę imperium zła, symbolicznie reprezentowanego przez Trumpa i Putina”, tak samo jak tytuł kosmicznej serii kojarzono niegdyś z programem rozwoju broni orbitalnej i zimnowojenną retoryką czasów Ronalda Reagana.
(popularmechanics.com, warisboring.com, theringer.com; fot. starwars.com)