W Bundeswehrze rozpoczęła się wielka akcja sprzątania. Po ujawnionych niedawno dwóch przypadkach niemieckich żołnierzy, którzy planowali zamachy terrorystyczne mające skierować gniew opinii publicznej na imigrantów, na nowo pojawiła się kwestia neonazistów w niemieckim wojsku, a także tego jak Bundeswehra radzi sobie z dziedzictwem swojego poprzednika – Wehrmachtu.
Lewicowy kanclerz nazistą?
Niemiecka minister obrony Ursula von der Leyen zapowiedziała przeprowadzenie szeregu reform, które na nowo zdefiniują historyczne odniesienia w niemieckim wojsku, a także zwiększą polityczną świadomość wśród żołnierzy, którym będzie łatwiej zgłaszać przypadki prawicowych ekstremistów wśród kolegów. Ponadto generał inspektor Volker Wieker zarządził przeszukanie wszystkich koszar w celu znalezienia hełmów, karabinów i innych pamiątek po Wehrmachcie. Dodatkowo wiele obiektów ma otrzymać nowe nazwy, bo wiele nosi imiona oficerów z czasu drugiej wojny światowej.
Ostatnie działanie spotkało się ze sporym niezadowoleniem, zwłaszcza gdy Uniwersytet Bundeswehry imienia Helmuta Schmidta w Hamburgu usunął pochodzące z 1940 roku zdjęcie, na którym Schmidt pozuje w mundurze oficera Wehrmachtu. Helmut Schmidt pozostaje jednym z najpopularniejszych kanclerzy Niemiec po drugiej wojnie światowej. Socjaldemokrata Rainer Arnold stwierdził, że minister obrony straciła wyczucie proporcji, a ona sama przyznała później, że sprawa powinna była zostać rozwiązana w inny sposób.
Od Wehrmachtu do Bundeswehry
Od 1982 roku obowiązuje zbiór zasad, w którym zapisano, że Wehrmacht nie może stanowić podwaliny pod tradycje Bundeswehry. Jednak to, że ciągle w wielu koszarach można spotkać na wystawach hełmy niemieckiej armii z drugiej wojny światowej, świadczy o dosyć luźnym podejściu do tych wytycznych i silnej więzi niemieckich żołnierzy z poprzednikami w mundurach feldgrau.
Kwestia ta wywołuje kontrowersje od samego początku. Po zakończeniu wojny Niemcy nie dysponowały armią, a Bundestag przez wiele lat oponował przeciwko kanclerzowi Konradowi Adenauerowi, który chciał utworzenia nowych sił zbrojnych. Sytuacja zmieniła się dopiero po uzyskaniu perspektywy wstąpienia do NATO, które wymagało od każdego z państw posiadania sił zbrojnych.
Gdy w 1955 roku powołano Bundeswehrę, było jasne, że zdecydowana większość żołnierzy będzie miała za sobą służbę w Wehrmachcie. Dwóch pierwszych dowódców – Hans Speidel i Adolf Heusinger – było nawet jej generałami. Pierwszy był zamieszany w zamach na Adolfa Hitlera w 1944 roku i został później dowódcą wojsk lądowych NATO w Europie Centralnej. W odpowiedzi na krytykę, że nowa armia bazuje na oficerach Wehrmachtu, kanclerz Adenauer odpowiedział, że wątpi, aby NATO zaakceptowało na wysokich stanowiskach osiemnastoletnich generałów.
Wewnętrzny dowódca
W nowym wojsku wiele wysiłku włożono we wpojenie żołnierzom nowych wartości. Podczas gdy w Trzeciej Rzeszy ślubowali oni wierność Führerowi, teraz mieli się stać obywatelami w mundurach, którzy przestrzegają niemieckiej konstytucji i prawa naturalnego. W tym celu powstała koncepcja wewnętrznego dowódcy (Innere Führung), zgodnie z którą każdy żołnierz miał obowiązek rozpoznania granicy posłuszeństwa i odmowy wykonania nielegalnych rozkazów.
Ponadto w Bundestagu powołano specjalną komisję, która rozpatrywała wszystkie kandydatury przyszłych oficerów. Tych, którym udowodniono lub podejrzewano o popełnienie przestępstw w czasie wojny, odrzucano. W latach 1955–1957 komisja rozpatrzyła około 600 wniosków dotyczących byłych oficerów Wehrmachtu i odrzuciła pięćdziesiąt jeden z nich, a trzydzieści dwa dalsze zostały wycofane przez samych zainteresowanych.
Powstały w 1965 i uaktualniony w 1982 roku Dekret o Tradycji dokładnie opisuje, jak Bundeswehra rozumie własną tradycję. Stwierdza się w nim, że Wehrmacht nie jest postrzegany jako poprzednik czy założyciel Bundeswehry, a pokazywanie symboli nazistowskich jest zakazane. Jednocześnie memorabilia Wehrmachtu mogą być udostępniane do celów badawczych i edukacyjnych. W późniejszych latach dokument wielokrotnie krytykowano jako zbyt liberalny i pozostawiający lokalnym dowódcom zbyt wiele możliwości decydowania o historii według własnego uznania. To właśnie oni mieli decydować, jak dana jednostka czy oddział będzie zachowywać tradycję. Zdarzali się dowódcy bardziej i mniej restrykcyjni, co stało się jednym z powodów, dla których minister von der Leyen zdecydowała się dokonać przeglądu dekretu.
Zobacz też: Problemy kadrowe Bundeswehry
(defense-aerospace.com)