Jak dowiedział się serwis Breaking Defense, rewidując swoje plany na lata budżetowe 2020–2024, Pentagon chce zrezygnować z zakupu dwóch okrętów desantowych. Ten kolejny już kontrowersyjny postulat dotyczy jednostek typu San Antonio Flight II i – jak twierdzą niektórzy – może się niekorzystnie odbić na gotowości do działań amerykańskich sił morskich, które okrętów tej klasy mają za mało.
Departament Obrony obawia się, że duże i kosztowne San Antonio wypełnione setkami marines i ich sprzętem w przypadku zbliżenia się do obszarów kontrolowanych przez kraje takie jak Chiny czy Rosja będą zbyt łatwym celem. Jak przyznaje generał David Berger, odpowiedzialny w US Marine Corps za rozwój nowych broni, w ewentualnej przyszłej wojnie „nic nie będzie święte ani wystarczająco chronione”.
Jeśli argumenty te przekonają amerykański Kongres, US Navy trudno będzie dojść nawet do skromnej opcji posiadania łącznie trzydziestu ośmiu jednostek klas LHA/LHD, LPD i LSD. Generał Berger sugeruje jednak, że sensowniejsze oszczędności mógłby przynieść zakup jednostek parami, tak jak się to odbywa w przypadku lotniskowców typu Ford, okrętów podwodnych typu Virginia czy LCS-ów.
Alternatywą byłoby dozbrojenie okrętów desantowych, do którego raczej jednak nie dojdzie. Członek Izby Reprezentantów i były żołnierz piechoty morskiej Mike Gallagher widzi natomiast jeszcze jedno wyjście. Sądzi on, że jednostki takie mają duży niewykorzystany potencjał jako okręty bazy, przewożące w dokach na przykład niewielkie łodzie patrolowe Mk 6 uzbrojone w pociski woda–woda LRASM.
Zobacz też: US Navy przetestowała „Littoral Combat Group”
(breakingdefense.com; na fot. USS Anchorage)