Nie wiadomo, na ile poniższą relację należy traktować poważnie, a na ile jako przedświąteczny żart. Historię właśnie opublikował jednak dość poważny dziennik, ilustrując filmem pochodzącym prawdopodobnie z zasobnika termowizyjnego AN/ASQ-228 ATFLIR. O zdarzeniu opowiedział zaś uczestniczący w nim wysoki rangą oficer US Navy w stanie spoczynku. Przedstawiamy je więc jako ciekawostkę.

Opisywane wydarzenia rozegrały się listopadowego popołudnia 2004 roku nad Pacyfikiem, 150 kilometrów od San Diego w Kalifornii. Ich bohaterami są piloci dwóch F/A-18F z lotniskowca USS Nimitz (CVN 68) i… niezidentyfikowany obiekt latający. Prowadzącym pary myśliwców z eskadry VF-41 „Black Aces” wykonujących rutynową misję ćwiczebną był, emerytowany obecnie, komandor David Fravor.

W trakcie lotu nieoczekiwanie oficer z prowadzącego dozór radiolokacyjny krążownika USS Princeton (CG 59) zapytał lotników, czy mają na pokładach uzbrojenie, gdyż chce im polecić do sprawdzenia kontakt radarowy. Pytanie wywołało zdziwienie, gdyż w tych okolicznościach nikt raczej się nie spodziewał obcych maszyn. Lotnicy mieli zaś pod Super Hornetami tylko pociski ćwiczebne CATM-9 Sidewinder.

Operatorzy z Princetona ponoć zmagali się z tym zjawiskiem od dwóch tygodni. Radary odnotowywały na wysokości 24 tysięcy metrów niezidentyfikowany obiekt, który zniżał się nagle do 6 tysięcy metrów i zawisał. Następnie znikał z radaru bądź przechodził w gwałtowne wznoszenie. Tym razem jednak, gdy skierowano w żądany punkt myśliwce, nie mogły go one wykryć ani wzrokowo, ani na radarze.

Dopiero gdy Fravor spojrzał w stronę fal, zobaczył wiszący piętnaście metrów nad wodą dziwny obiekt, jasny, owalny, dwunastometrowej długości. Komandor rozpoczął powolne zniżanie po spirali, aby z bliska przyjrzeć się intruzowi. Ten jednak najpierw zbliżył się, potem oddalił z niewiarygodnym przyspieszeniem, w związku z czym oficer naprowadzania nakazał F/A-18F skierować się w inny obszar.

Nim jednak para Super Hornetów zdołała przebyć jedną trzecią ze stukilometrowego dystansu do wyznaczonego miejsca, tajemniczy owal już tam był. Z przeliczenia czasu i pokonanej drogi wnioskować można, że niezidentyfikowany obiekt latający najprawdopodobniej przekroczył prędkość Ma 5. Po czym, równie łatwo jak się pojawił, przed dolotem myśliwców na wyznaczone miejsce zniknął.

Jeszcze przed powrotem Fravora na lotniskowiec wieść o jego spotkaniu z UFO szybko się rozniosła i stała się powodem do żartów. Jeden z kolegów zapytał go o incydent poważnie.

– Nie mam pojęcia co widziałem. To nie miało usterzenia, skrzydeł ani wirnika, a prześcignęło naszego F-18 – odrzekł komandor. – Ale chciałbym polatać czymś takim – dodał na koniec przytomnie.

Zobacz też: Blisko zderzenia Typhoona z samolotem cywilnym

(nytimes.com, alert5.com; na zdj. F/A-18F z VF-41 w 2009 roku nad Afganistanem)

US Navy / Lt. j.g. Kyle Terwilliger