Amerykańskie siły powietrzne zmagają się nie tylko z niedostatkiem pilotów. Mają także problemy z utrzymaniem w należytym stanie technicznym niektórych typów statków powietrznych.
Zestawienie, które opublikował na portalu społecznościowym holenderski magazyn spotterów Scramble, obejmuje tak zwane mission-capability rates, czyli zdolność do wykonywania przez samolot lub śmigłowiec wyznaczonych mu zadań. Jej brak niekoniecznie wiąże się z całkowitą niezdolnością maszyny do lotu. Wskaźniki gotowości do akcji maszyn USAF-u za 2017 rok pokazano na tle danych za lata 2014–2016.
Zdecydowanymi liderami statystyk okazują się dwa najszerzej stosowane typy dronów. MQ-1B w czterech ostatnich latach służby miał zdolność do wykonywania zadań na poziomie 91–92%. MQ-9A miał niewiele gorszą, bo 86–89%, co zdaje się przemawiać na korzyść eksploatacji bezzałogowych statków powietrznych. Nieco gorzej wypada RQ-4B, nadal jednak osiąga wyniki nie słabsze niż F-15, F-16 i A-10.
Bardzo przyzwoite wskaźniki gotowości, bo od 83% do 85%, osiągnęła flota transportowców C-17A. Na tym samym poziomie uplasowały się także dwie spośród wielu wersji Herculesa, AC-130U z wynikiem 81–83% i MC-130J – od 84% w ubiegłym roku do nawet 89% w roku 2015. Może się to wiązać z ich stosunkowo niewielką liczbą, gdzie na zbiorowy rezultat znacząco wpływa nawet stan pojedynczych samolotów.
Największym rozczarowaniem, jeżeli chodzi o stopień gotowości technicznej do wykonania zadań, okazały się myśliwce piątej generacji. Sprawność F-22A regularnie spada i w 2017 roku osiągnęła najgorszy w zestawieniu wynik – zaledwie 49%, w porównaniu z 72% w roku 2014. Wcale nie lepiej wygląda F-35A, którego wskaźnik, w związku z modyfikacjami, przez trzy lata spadł z blisko 68% do 54%.
Kolejni wpadkowicze podsumowania to dwa typy bombowców: B-2A za ubiegły rok otrzymał wynik na poziomie niecałych 54%, a B-1B był nawet o jeden punkt procentowy niżej. W przypadku Lancera, który w latach 2014–2015 osiągał zaledwie 47–48% gotowości, i tak stanowi to awans. Na tym tle nieźle wypadają leciwe BUFF-y, co zdaje się stanowić kolejny dowód na przewagę starej, sprawdzonej techniki nad nowinkami.
Są również niespodzianki. Gotowość do akcji na poziomie 80–83% osiągają śmigłowce UH-1N, które mają być wkrótce zastępowane. Jeden z najgorszych wyników osiągnął szkolny odrzutowiec T-1A, którego cywilny protoplasta (Mitsubishi MU-300 / Hawker 400) znany jest raczej z niezawodności. CV-22B prezentują z kolei trend przeciwny do F-35. W ciągu ostatnich lat powoli wychodzą z serwisowego „dołka”.
Ogólny poziom gotowości do akcji maszyn US Air Force spadł w przeciągu roku z 72,1% w 2016 do 71,3% w roku 2017. Jak sądzi dawny szef Air Combat Command, generał w stanie spoczynku Herbert „Hawk” Carlisle, tendencja ta jest bardzo niepokojąca i stawia pod znakiem zapytania zdolność amerykańskich sił powietrznych do stawienia czoła równorzędnemu przeciwnikowi w razie wybuchu wojny.
Jednym z powodów pogarszającej się sytuacji serwisowej USAF-u są dokonane w 2014 roku nierozważne cięcia w liczebności personelu naziemnego. I choć udało się zapełnić 3800 z brakujących 4000 etatów, większość mechaników sił powietrznych reprezentuje zaledwie trzeci poziom doświadczenia w siedmiostopniowej skali, który nie wystarcza do wykonywania wielu poważniejszych napraw.
Zobacz też: Ile kosztuje latanie amerykańskimi samolotami?
(airforcetimes.com, thedrive.com)