Nie powiodła się próba ustabilizowania fregaty KNM Helge Ingstad, poważnie uszkodzonej kilka dni temu w kolizji z cywilnym zbiornikowcem. Wskutek zerwania lin jednostka niemal w całości pogrążyła się w wodzie.
Po zderzeniu dowódca fregaty osadził swój okaleczony okręt na płyciźnie. Wkrótce zabezpieczono go tam dziewięcioma stalowymi linami, a kadłub podparto kilblokami, co pozwalało sądzić, że kryzys w tej sytuacji jest do pewnego stopnia zażegnany.
Niestety dziś w nocy 134-metrowy okręt zanurzył się o kolejny metr, a utrzymującym go linom coraz bardziej groziło pęknięcie. Rozpoczęto mocowanie nowych lin, ale około północy sytuacja pogorszyła się na tyle, że zarządzono ewakuację, zanim operacja mogła dobiec końca. Mocowania puściły dziś około godziny 6.00 rano.
Helaas. De staalkabels waarmee HNoMS Helge Ingstad tegen de kant getrokken werd hielden het niet. pic.twitter.com/tFJtW8cTsY
— Wendy van Brussel (@BrusselWendy) 13 listopada 2018
Obecnie ponad wodę wystaje tylko maszt wraz ze stanowiskiem radiolokatora i maleńki fragment hangaru dla śmigłowca NH90.
Okoliczności kolizji nadal pozostają niejasne, ale z ujawnionych przez norweskie media nagrań łączności radiowej wynika wstępnie, że większość winy spoczywa na załodze fregaty. Na szczęście nikt nie stracił życia. Uszkodzenia zbiornikowca okazały się niewielkie.
Teoretycznie okręt może zostać przywrócony do służby po podniesieniu z dna. Koszt takiej operacji będzie jednak znacznie większy i nie wiadomo, czy nawet bogata Norwegia znajdzie na ten cel stosowne rezerwy finansowe.
Zobacz też: Postęp w niemiecko-norweskim programie okrętów podwodnych
(vg.no, thebarentsobserver.com)