Nietuzinkowymi doświadczeniami będzie mógł się pochwalić jeden z pilotów F-15 amerykańskiej Lotniczej Gwardii Narodowej stanu Oregon. W tym samym locie przydarzyło mu się zarówno lądowanie z użyciem haka hamującego, jak i odpalanie kosztownych pocisków powietrze–powietrze w kierunku wód Pacyfiku.
Rzecz działa się 20 lutego. Dwa F-15C ze 142. Skrzydła Myśliwskiego wystartowały z będącego ich bazą międzynarodowego lotniska Portland w Oregonie. Samoloty wykonywały ćwiczebny start alarmowy i podwieszone pod nimi było ostre uzbrojenie, najprawdopodobniej w postaci pocisków AIM-120 i AIM-9.
Wkrótce okazało się, że w jednej z maszyn wystąpiły problemy ze schowaniem podwozia głównego. Z prędkością ograniczoną z tego powodu do 400 kilometrów na godzinę myśliwiec, wraz z obserwującym go skrzydłowym, udał się więc do strefy i przygotowywał się do lądowania awaryjnego.
Aby zminimalizować ryzyko strat w razie ewentualnego złożenia się podwozia, Eagle skorzystał z przewidzianego do awaryjnego skracania dobiegu lotniskowego zestawu lin hamujących i własnego haka do lądowania. Przyziemienie i zatrzymanie ponad czterdziestoletniego F-15C odbyły się gładko.
Co częściowo potwierdziło US Air Force, wcześniej pilot zastosował rzadko używany sposób pozbycia się podwieszonego uzbrojenia. Jako że pociski powietrze–powietrze nie mogły być zrzucone wraz z belkami uzbrojenia, zostały one odpalone „na ślepo” i uderzyły w powierzchnię oceanu.
Tyler Rogoway z serwisu The Drive szacuje, że w chwili awarii pod samolotem mogło być nawet sześć do ośmiu AMRAAM-ów i Sidewinderów. W przypadku AIM-9X koszt jednego pocisku wynosi od blisko 300 do 400 tysięcy dolarów. W przypadku AIM-120C7 lub AIM-120D – od nieco ponad 1 do 1,5 miliona dolarów. Dla amerykańskich podatników mogło to być więc bardzo kosztowne awaryjne lądowanie.
Zobacz też: USA: Okolicznościowy przelot F-15 z wysuniętą drabinką
(thedrive.com)