Dowódca Air Combat Command, generał Mike Holmes, przyznał, że amerykańskie siły powietrzne nie mają obecnie prawnych możliwości zwalczania dronów. Sprawa pojawiła się w debacie publicznej po tym, jak podchodzący do lądowania F-22A niemal zderzył się z małym cywilnym dronem, a innym razem podobne urządzenie przeleciało nad bramą bazy i wzdłuż płyty postojowej, na której były zaparkowane Raptory.

– Rząd nie dał mi prawa zezwalającego na poradzenie sobie z tym problemem. Wyobraźmy sobie sytuację, w której ktoś wypuszcza setki takich dronów i jeden wlatuje do wlotu powietrza do silnika F-22 z niewielkim ładunkiem wybuchowym – powiedział generał Holmes.

Na razie trwają prace administracyjne nad wydaniem zezwolenia dla zwalczania dronów pojawiających się nad bazami lotnictwa, w których składowana jest broń jądrowa. Kilka miesięcy temu dowódca Global Strike Command narzekał na ilość agencji rządowych, które muszą wyrazić zgodę na wprowadzenie strategii antydronowej.

– Nie chodzi o władzę wojskową, chodzi o władzę cywilną, która może być zrealizowana siłami wojska. Zasady są takie same, jak gdyby chodziło o zwykły cywilny samolot. Jeśli to by był samolot można by go śledzić do miejsca lądowania i ukarać pilota i odebrać mu licencję. W przypadku małych dronów jest to bardzo trudne – dodał generał Holmes.

Kiedy siły jądrowe otrzymają już odpowiednie zezwolenia, generał Holmes zwróci się do dowództwa US Air Force o rozszerzenie tych uprawnień poza bazy atomowe. Siły powietrzne już zwróciły się do przemysłu z zapytaniami na urządzenia do zwalczania dronów i otrzymały pozytywne odpowiedzi, ale przed zamówieniem trzeba czekać na wydanie odpowiednich zezwoleń urzędowych.

Zobacz też: Komercyjne drony zagrożeniem dla samolotów

(flightglobal.com)

D Ramey Logan, Creative Commons Attribution 4.0 International