Wypowiadane ponoć przy okazji każdego międzynarodowego kryzysu magiczne słowa prezydenta Stanów Zjednoczonych – „Gdzie są lotniskowce?” – nabrały w ostatnich tygodniach nieco humorystycznego odcienia. A wszystko to za sprawą lotniskowca USS Carl Vinson (CVN 70), który pojawił się nie tam, gdzie się go spodziewano, oraz Korei Południowej i Filipin, które widzą już u siebie obecność większej liczby atomowych lotniskowców niż Stany Zjednoczone mogą im w danej chwili zaoferować.
Zaczęło się, gdy 9 kwietnia US Navy ogłosiła, że odwołała zaplanowaną wcześniej wizytę Vinsona w Australii. Lotniskowiec płynąć miał rzekomo w okolice Korei Północnej, aby wywierać presję w związku z możliwym przeprowadzeniem przez reżim Kim Dzong Una kolejnych testów broni nuklearnej czy rakiet balistycznych z okazji północnokoreańskiego święta narodowego, które wypadało 15 kwietnia.
Tymczasem, jak się okazało 18 kwietnia, „statek kosmiczny Vinson” (jak ponoć nazywa go załoga) odnalazł się ponad 5000 kilometrów dalej, w indonezyjskiej Cieśninie Sundajskiej. I wcale nie szedł na północ. Wywołało to falę spekulacji, jakoby Biały Dom i Pentagon miały problemy z komunikacją. Jeśli natomiast wierzyć CNN, z powodu całej sytuacji zaufanie Korei Południowej do urzędującego prezydenta USA zostało nadszarpnięte.
US President Donald Trump promised „an armada” but it never arrived and now South Korea is doubting his leadership https://t.co/xXlCwjH13e pic.twitter.com/9sGNIaRgcM
— CNN International (@cnni) 21 kwietnia 2017
Teraz amerykańska administracja próbuje sprawę odkręcić, mówiąc, że żadnej obecności Vinsona u brzegów Korei Północnej tak naprawdę nie miała na myśli, zaś to, co opublikowały media, było nieporozumieniem i nadinterpretacją. Ciekawostką jest jeden z rysunków satyrycznych, które pojawiły się przy tej okazji. Nawiązuje on do… niegdysiejszej telewizyjnej parodii prezydenta Ronalda Reagana, w której bawił się on w kąpieli z żółtą gumową kaczuszką w odgrywanie scen z „Top Gun”.
Trump’s false claim he sent an „armada” to North Korea is dangerous: the world cannot trust the President’s words & that’s terrifying. pic.twitter.com/IUScJ0F7Df
— Jonathan Riley (@JonRiley7) 21 kwietnia 2017
Niejasna jest też ostatnia informacja dowódcy grupy bojowej Vinsona o wydłużeniu jego rejsu o miesiąc. Według najnowszej doktryny lotniskowce US Navy powinny wychodzić w morze na osiem miesięcy. Jeszcze rok temu normą było siedem.
Niektóre źródła twierdzą zaś, że USS Carl Vinson, który opuścił San Diego 5 stycznia, planowo miał wrócić do portu już w maju. Kiedy więc marynarze i lotnicy z Vinsona powinni wrócić do domu? Po sześciu czy po dziewięciu miesiącach rejsu? Tego, prócz najbardziej wtajemniczonych, chyba nikt nie wie.

E-2C, F/A-18C i F/A-18F na pokładzie lotniskowca USS Carl Vinson
(US Navy / Mass Communication Specialist Seaman Jake Cannady)
Problemów takich nie mają natomiast media w Korei Południowej, które niedawno oświadczyły, że Stany Zjednoczone wysyłają do tego kraju dwa kolejne lotniskowce. Miały to być USS Nimitz (CVN 68) i USS Ronald Reagan (CVN 76). Nimitz właśnie kończy ostatnią fazę przygotowań do kolejnego rejsu, ale jeszcze nie wyszedł w morze. Reagan stoi w porcie Yokosuka w Japonii i w maju powinny się na nim zakończyć rutynowe prace remontowe. Czyżby więc władze Korei Południowej ujawniały więcej, niż chcieliby amerykańscy sojusznicy?
Jeśli natomiast wierzyć tłumaczeniu łamanego filipińsko-angielskiego w wykonaniu Alert 5, z szacowaniem liczby amerykańskich lotniskowców przebił wszystkich prezydent Filipin, Rodrigo Duterte. Według informacji z końca marca w związku z roszczeniami terytorialnymi Chin do wysp na Morzu Południowochińskim miał on powiedzieć ponoć, iż Stany Zjednoczone powinny wysłać pięć lotniskowców i rozwiązać problem w zarodku. Cóż, widać dużo łatwiej jest zarządzać lotniskowcami, gdy się ich nie ma.
(military.com, conservativetribune.com, cnn.com, alert5.com)