Pod koniec lipca firma BAE Systems otrzymała od amerykańskiej agencji projektów obronnych DARPA kontrakt na opracowanie bezzałogowego pojazdu współdziałającego z okrętami podwodnymi. Jak na standardy Pentagonu kwota 4,6 miliona dolarów, na którą opiewa zamówienie, jest niewielka. Sama idea projektu może być jednak zwiastunem tego, jak wyglądała będzie taktyka wojny podwodnej już za kilka lat.
Podwodny dron wraz z przenoszącą go pełnowymiarową jednostką mają tworzyć związek taki jak pies tropiący z myśliwym, współdziałając na zasadzie analogicznej jak bezpilotowce MQ-8C Fire Scout ze śmigłowcami MH-60R/S. W razie odpowiedzi ogniowej wykrytego przeciwnika w pierwszej kolejności narażony na zniszczenie jest bezzałogowiec, dając nosicielowi więcej czasu na atak lub obronę.
Centralnym systemem nowego pojazdu ma być sonar aktywny o dużej mocy. W zależności od wyboru dokonanego przez marynarkę bezzałogowa jednostka może tylko wysyłać sygnały, które po odbiciu od wrogiego obiektu odbiera sonar pasywny macierzystego okrętu podwodnego. Może także sama odbierać odbite sygnały, przesyłając obraz sytuacji za pomocą podwodnego łącza przesyłu danych.
Każde z tych rozwiązań ma wady i zalety. W przypadku transmisji danych przez drona na pokład dużego okrętu podwodnego można łatwiej namierzyć wrogie jednostki będące na krawędzi zasięgu wykrywania. Mało dyskretne funkcjonowanie łącza komunikacyjnego jednak może demaskować nie tylko bezzałogowca, ale też pozycję przyczajonego w głębinach własnego załogowego okrętu.
Ważną kwestią jest napęd drona, którego gabaryty powinny być na tyle małe, aby umożliwić wystrzeliwanie go ze standardowych wyrzutni torpedowych. Projekt bezzałogowego okrętu podwodnego jest określany mianem MOCCA, co jest skrótowcem od Mobile Offboard Clandestine Communications and Approach i może świadczyć o zamiarze użycia drona także jako platformy pośredniczącej w łączności.
Zobacz też: Wielozadaniowy pojazd podwodny AUV62
(breakingdefense.com)