Wczoraj podczas rutynowego lotu szkoleniowego od bombowca B-52 Stratofortress odpadł jeden silnik. Na szczęście ani pięcioosobowej załodze, ani nikomu na ziemi nic się nie stało.
Jako że napęd Stratofortressa stanowi aż osiem silników Pratt & Whitney TF33-P-3/103, piloci nie mieli problemu z powrotem do bazy. Rzecznik bazy podkreślił, że w komorach bombowych nie było żadnego uzbrojenia. Na razie nie wiadomo, co mogło być przyczyną tak nietypowego wypadku.
Pechowa maszyna należy do 5. Skrzydła Bombowego, stacjonującego w bazie lotniczej Minot w Dakocie Północnej, w pobliżu granicy z Kanadą. Śmigłowiec UH-1N Huey wysłany na poszukiwania szczątków silnika odnalazł je czterdzieści kilometrów na północny wschód od bazy.
Według Defense News incydent ten może na nowo ożywić debatę o zainstalowaniu Stratofortressom zupełnie nowych silników. Gdyby podjęto taką decyzję, najprawdopodobniej zamiast ośmiu silników B-52 otrzymałyby ich tylko cztery, za to dużo nowocześniejsze i mocniejsze.
Amerykańskie wojska lotnicze mają obecnie na stanie siedemdziesiąt sześć B-52 Stratofortressów, rozdzielonych między bazy lotnicze Minot i Barksdale (w stanie Luizjana). Maszyny te czeka zapewne jeszcze około dwudziestu lat służby, ponieważ dopiero mniej więcej w roku 2040 ich miejsce zajmie nowy bombowiec Northropa Grummana: B-21 Raider.
Zobacz też: Zbudowany zbyt dobrze, by spaść – BUFF bez ogona.
(defensenews.com)