Dobry żołnierz to szczupły żołnierz. Z kogoś, kogo w dzieciństwie zwano „słodkim różowym grubaskiem”, nie będzie dobrego wojownika. Do takich wniosków można dojść po lekturze materiału zamieszczonego przez serwis Military.com, będącego przedrukiem z wydawanego w Colorado Springs dziennika The Gazette.
Inicjatywa obywatelska Council for a Strong America potwierdza to, co wojskowi odnotowali na niedawnym spotkaniu fundacji Heritage. Nadwaga to tylko część problemu. Na powody niezdolności do służby wojskowej siedemdziesięciu procent młodzieży stanu Kolorado składają się także defekty zdrowotne, zapisy w policyjnych kartotekach, niedozwolone w wojsku tatuaże na twarzy i uzależnienie od narkotyków.
Mimo to otyłość lub nadwaga nie mogą być lekceważone. Jak mówi starszy chorąży sztabowy Terrance McWilliams, niegdyś najwyższy stopniem podoficer w bazie US Army w Fort Carson: „Kiedy nie jesteś w stanie podążać za grupą, robi się bardzo niebezpiecznie. Narażasz swoich towarzyszy z oddziału na zwiększone ryzyko”. Zbędne kilogramy na polu bitwy mogą kosztować czyjeś życie.
Amerykańskie instytucje odpowiedzialne za ochronę zdrowia dość łagodnie definiują nadwagę. Podczas gdy przepisy wojskowe dla mężczyzny o wzroście 180 centymetrów przewidują masę ciała do osiemdziesięciu trzech kilogramów, cywilne tabele zezwalają na całe pięć kilogramów więcej. A hamburgery i batoniki robią swoje, nawet w Kolorado, znanym ze statystycznie najszczuplejszych obywateli.
Problem zaczyna się także wtedy, gdy dowódcy ćwiczeniami próbują polepszyć tężyznę fizyczną swych podwładnych przed wyjazdem na misję. Dopiero wówczas często ujawniają się niezdiagnozowane wcześniej poważne problemy zdrowotne. Dlatego walka z nadwagą, zdaniem wojskowych, powinna się rozpoczynać krzewieniem zdrowych nawyków żywieniowych i kultury fizycznej już od dzieciństwa.
Zobacz też: Mechaniczne trzecie ramię dla żołnierzy US Army
(military.com; na zdj. zawody w ciągnięciu Humvee w bazie US Marine Corps w Iwakuni)