Początek roku to okres posuchy na polu pokazów lotniczych. Jednak to także czas robienia pierwszych wyjazdowych planów na sezon 2012. Dlatego to dobry moment na przedstawianie relacji z dużych pokazów lotniczych, które co roku odbywają się w Barcelonie. Może to być znakomita okazja do połączenia urlopu w tym popularnym zakątku Europy z jednoczesnym podziwianiem samolotów w niecodziennej scenerii.
Pokazy mają miejsce zawsze na przełomie września i października. Dwa lata temu była to impreza dwudniowa, z tym samym programem w oba dni, ale już w roku 2011 – mimo obchodzenia dwudziestej rocznicy – pokazy odbywały się tylko w niedzielę. Chociaż kto się sprawą interesował, pokazy miał tak naprawdę aż przez trzy dni, bo do dnia pokazowego doszły jeszcze dwa dni treningów: piątek i sobota. Specyfiką barcelońskich pokazów jest to, że nie odbywają się, jak zwykle w przypadku takich imprez, na lotnisku, ale nad Morzem Śródziemnym. Publiczność obserwuje pokazy głównie z ciągnącej się kilometrami plaży i jej okolic takich jak choćby marina jachtowa. Wstęp jest całkowicie darmowy, a pogoda przeważnie bardzo ładna, jak na Costa Brava przystało. Połączenie tych czynników sprawia, że Festa al Cel może poszczycić się jedną z największych frekwencji, jeśli chodzi o pokazy lotnicze.
Z trudnych do wyjaśnienia dla mnie powodów impreza ta jest w naszym kraju mało znana. Na żadnym portalu zajmującym się tą tematyką nie spotkałem się z jakąkolwiek relacją z Barcelony. Być może jakimś wyjaśnieniem jest duża odległość od Polski, ale w dobie tanich lotów i masowego urlopowania Polaków poza granicami kraju takie wyjaśnienie mi nie wystarcza. Tym bardziej, że program jest interesujący i dorównuje znacznie słynniejszym imprezom tego typu.
Jak to przeważnie bywa, program był podzielony na część aeroklubową i wojskową. Za tę pierwszą odpowiadał Aeroklub Sabadell, do którego należy między innymi nasz mistrz akrobacji Artur Kielak, na tych pokazach jednak nieobecny. Aeroklub zaprezentował całą gamę samolotów i śmigłowców z grupy general aviation i kilka maszyn zabytkowych. Szczególnie należy wyróżnić tu legendarny szkolny samolot T-6 Texan czy dwa rosyjskie Su-29 ze Swietłaną Kapaniną i Wiktorem Chmalem za sterami, które jednak moim zdaniem zostały przyćmione przez akrobacje należącego do Francuskich Sił Powietrznych Extra 330. Przy okazji Katalończycy ciekawie rozwiązali sposób prezentacji maszyn aeroklubowych, które nie wykonywały skomplikowanych akrobacji. U nas zwykle w powietrzu znajdują się jedna–dwie maszyny, których pokaz, co tu ukrywać, ze względu na wiek i możliwości technicznie nie jest zbyt dynamiczny, przez co momentami może się dłużyć. Na Festa al Cel zaprezentowano układ nazwany karuzelą: w powietrzu znajdowało się na raz kilkanaście samolotów i śmigłowców latających po okręgu i wykonujących ewentualnie dodatkowe figury. Dzięki takiemu rozwiązaniu w powietrzu ciągle działo się coś nowego i było na czym zawiesić oko. Było to znacznie bardziej dynamiczne, a jednocześnie skracało blok aeroklubowy, zostawiając więcej czasu maszynom bojowym i zespołom akrobacyjnym. Myślę, że wielu organizatorów pokazów mogłoby skopiować ten pomysł.
Wystąpiło pięć zespołów akrobacyjnych z europejskiej czołówki: Patrouille de France, Patrouille Suisse, Breitling Jet Team, Breitling Wingwalkers i gospodarze, czyli Patrulla Águila. Nie ma chyba sensu ich bliżej przedstawiać, gdyż są miłośnikom lotnictwa doskonale znane. Wszyscy zaprezentowali się na swoim wysokim poziomie, ale Francuzi w moich oczach byli o ten jeden szczebelek wyżej od reszty. Tym, którzy byli na RIAT 2011, powiem, że Wingwalkers moim zdaniem zaprezentowali się tutaj dużo lepiej, choć na pewno niemały wpływ na to miała doskonała pogoda w Barcelonie. U Szwajcarów za to jak zwykle doskonale wyszła formacja shadow złożona z czterech F-5 wyglądających jak jeden.
Po części do zespołów akrobacyjnych zaliczyć też można skaczących grupowo spadochroniarzy, którzy w powietrzu łączyli się w pary i trójki w różnych układach. To samo dotyczy paralotniarzy. Była także podobna nieco do spadochroniarstwa ciekawostka – Proyecto Alas. Jest to grupa skoczków, którzy po wyskoczeniu z samolotu szybują na wyposażonych w błony kombinezonach wyglądających nieco jak latające wiewiórki. Spadochrony otwierane są dopiero w ostatniej fazie lotu, gdy zbliża się już lądowanie.
Samoloty bojowe były dwa, a właściwie jeden: holenderski i belgijski F-16. Kto się interesuje, wie, jak świetne widowisko potrafią stworzyć ich piloci, a kto ich nie widział, niech obejrzy na YouTubie. Przy okazji były to ostatnie występy w wykonaniu Michela „Mitcha” Beulena z Belgii i jego holenderskiego kolegi Tobiasa „Hitec” Schuttego. Obaj wracają teraz do jednostek bojowych, a w sezonie 2012 zobaczymy nowych pilotów za sterami tych charakterystycznych maszyn. Szkoda, że zabrakło choćby minimalnej obecności sił powietrznych gospodarzy. Nie zobaczyliśmy w powietrzu ani F/A-18, ani Mirage’a F 1, ani Typhoona. Być może było to spowodowane narastającym w Hiszpanii kryzysem gospodarczym i koniecznością oszczędności. W 2010 roku Hornet był.
Hiszpanie pokazali za to dwie inne, również ciekawe maszyny. Pierwszą był śmigłowiec ratownictwa morskiego Puma, który nie tylko dał pokaz pilotażu, ale także zaprezentował podejmowanie rozbitka z wody. Drugą był Canadair CL-215 – łódź latająca przeznaczona do gaszenia pożarów. Również i jej pilot dobrze wykorzystał fakt, że pokazy odbywały się nad morzem, i kilkukrotnie wodował w celu nabrania wody do zbiorników, a następnie dokonywał zrzutów.
Na koniec trzeba jeszcze wspomnieć o dwóch Airbusach A320 należących do linii Vueling i Spanair. Również one zaprezentowały akrobacje na miarę swoich możliwości, czyli wykonały kilka przelotów i kręciły kółka na bardzo malej wysokości. Wyglądało to bardzo efektownie, gdy te duże w porównaniu do myśliwców maszyny krążyły nad falami.
Chociaż pokazy trwały tylko jeden dzień, i to niecały, bo od godziny 12 do 17, warto było się na nie wybrać. Między kolejnymi samolotami nie było żadnych przerw – jeden znikał, a już nadlatywał kolejny. Przez to wszystko było dynamiczne i intensywne. I nawet lejący się z nieba skwar nie przeszkadzał, bo od morza biła orzeźwiająca bryza. Gdyby jeszcze tylko słońce nie świeciło cały czas w oczy byłoby idealnie, a tak jest tylko bardzo dobrze. Zachęcam do wizyty w mieście Gaudíego.